aosporcieaosporcieaosporcie

25 stycznia 2014

Gangsta skład ver. Milan


Tak mógł czuć się nie tylko Kevin-Prince Boateng, ale i kibice Milanu w tym sezonei / video: youtube.com

Nieprawdopodobne rzeczy dzieją się w tym sezonie na San Siro. Tym razem nie chodzi jednak Inter, który notabene ma dość duże szanse na powrót do europejskich pucharów, tylko Milan, który jest blisko ich starty. Massimiliano Allegri miał doprowadzić drużynę Rossoneri do 19. Scudetto w historii. Tymczasem póki co ten sezon jest dla zespołu z Mediolanu chyba najgorszym w tym wieku.

Baśka wchodzi do gry
W porę (a może właśnie za późno?) jednak zainterweniowały decyzyjne z klubie osoby. Silvio Berclusconi wraz z córką Barbarą w końcu podjęli decyzję o zwolnieniu nieudolnego w tym sezonie trenera rodem z Livorno. Potem władze Milanu poszły o krok dalej i wzorem Barcelony, kiedy ta namaściła na następcę Francka Rijkajda Pepa Guardiolę, zatrudniła na stanowisku szkoleniowca pierwszej drużyny byłego gracza zespołu z Via Filippo Turati 3. To Clarence Seedorf.

Man in black
Oczywiście to nie pierwsza sytuacja, w której to trenerem został w przeszłości zawodnik danej drużyny. Jednakże jest to pierwsza od dawien dawna sytuacja, kiedy to na stanowisku menadżera liczącej się w świecie ekipy staje człowiek o mocno czekoladowej skórze. I nie ma tutaj grama rasizmu czy czegokolwiek w tym stylu. Chodzi mi tylko o to, że trudno znaleźć właśnie podobnych pod względem koloru skóry trenerów w wielkich klubach.

Czas stworzyć własny gang
Samuraj, Żabojad, Murzyn - wbrew pozorom to nie są wcale nowi bohaterowie Niezniszczalnych (notabene już w tym roku premiera trzeciej części!), a zimowe ruchy Milanu na rynku transferowym. Co pierwsi dwaj z nowych nabytków, czyli Keisuke Honda i Adil Rami byli jeszcze załatwiani za czasów Allegriego, to trzeba przyznać, że idealnie wpisują się oni w ideologię dżender, która najprawdopodobniej zawita na San Siro. Ma to być drużyna złożona z jednej strony z grzecznych chłopców, a z drugiej z boiskowych świrów. Taka typowa gangsta, która będzie przejeżdżać się na wszystkich. W tej sytuacji żałować można tylko tego, że latem odszedł Kevin-Prince Boateng, który też wojownikiem jest świetnym.

Trzeba przyznać, że skład Milan to ma całkiem niezły, w przeciwieństwie do tego, co niektórzy uważają. Kaká, który powoli odzyskuje formę, choć pewnie takiej sprzed odejścia do Realu to już nie osiągnie, wciąż może stanowić o sile zespołu. Riccardo Montolivo to też człowiek obdarzony wielką mądrością w grze. Stephan El Shaarawy ma w tym sezonie wahania formy, ale to nadal jest jeden z największych talentów światowej piłki. Jest jeszcze jeden z krnąbrnych Brazylijczyków, czyli Robinho, który wynosił się do ojczyzny z Włoch już tyle razy, ile podrożał koszt transferów Bale'a i Neymara razem wzięte. No i nie zapominajmy jeszcze o jednym z ogniw mediolańskiej machiny...

Mediolański Mourinho?
- Seedorf przypomina mi Mourinho - tak powiedział ostatnio Mario Balotelli. Trzeba przyznać, że włoskiemu super-napastnikowi rzadko zdarza się, by kogoś chwalił. A jeszcze rzadziej, by był to ktoś ze środowiska piłkarskiego. Super Mario w tym konkretnym wypadku zachował się więc szczególnie. Nie był co prawda nigdy pupilkiem José Mourinho (potwierdza nam to tezę, że plusy z plusami nie reagują zbyt dobrze), ale cenił Portugalczyka za jego warsztat. Podobne zdanie ma też o Holendrze. Ciekawe jednak, jak będzie wyglądała ich współpraca...

Jak uratować przegrany już sezon?
Na koniec jeszcze jedno pytanie: czy sezon, który dla Milanu może być najgorszym od... sezonu 1930/31?! Wtedy to Rossoneri zajęli dwunaste miejsce w Serie A. Teraz są na pozycji jedenastej, ale znając życie w rundzie rewanżowej powinni nieco poprawić swoje wyniki. W pucharach raczej w przyszłym sezonie zagrają, ale Liga Mistrzów to zapewne nie będzie. No chyba, że drużynie z San Siro uda się wygrać te rozgrywki. Tak naprawdę najbardziej elitarna liga świata to w sumie jedyna szansa na naprawienie sezonu. Taki półfinał choćby na pewno osłodziłby kibicom z Mediolanu tą fatalną kampanię. Łatwo jednak na taki sukces nie będzie, a wszystko przez Atlético Madryt.

Tak szczerze mówiąc, to bardzo trudno jest przewidzieć, czy Clarence Seedorf odnajdzie się w nowej roli, a jego Milan zacznie grać wreszcie i pięknie, i skutecznie. Bo przecież może się okazać po sezonie, że tak naprawdę całe to zamieszanie na ławce trenerskiej nie miało żadnego znaczenia i trzeba będzie się pogodzić z wizją braku gry w europejskich pucharach. Znając jednak Holendra, jakoś trudno jest mi w to uwierzyć...

13 stycznia 2014

Gala, która jednak zachwyciła!

Wydawałoby się, że już nic nie może nas zaskoczyć podczas rozdania Złotej Piłki. Zrobił się z tego niezły cyrk, wypowiedzi czy to Ronaldo, czy to Messiego, czy i Ribéry'ego coraz bardziej rozśmieszały większość kibiców. A już najśmieszniejsze były ewentualne bojkoty tych dwóch pierwszych panów, bo akurat tego, żeby Francuz zapowiadał absencję podczas dzisiejszej uroczystości w Zurychu, chyba nie słyszałem.

Jedenastka roku
Może zaczniemy od zestawienia najlepszych piłkarzy zeszłego roku, to została ona wybrana w miarę mądrze. Osobiście może zastanowiłbym się nad kilkoma zawodnikami, którzy raczej dostali się do niego dzięki zasługom za całą karierę, a nie poprzedni sezon, chociaż oczywiście wszyscy oni to absolutnie gracze ze światowego topu. Ciekawi mnie tylko, jaki był zawód niektórych polskich niemieckich kibiców, kiedy to jednak wyświetlono przy napastnikach filmik ze Zlatanem Ibrahimoviciem, a nie naszym Robertem Lewandowskim.

Dżołk & goal
Skoro już o Szwedzie mowa, to był on też autorem jednej z najzabawniejszych wypowiedzi podczas całej gali. Kiedy Ruud Gullit (to był chyba słynny Holender, a nie ta miła pani, która prowadziła całe show z nim?) spytał zawodnika PSG o to, który z tercetu najlepszych napadziorów strzeliłby najwięcej goli, ten odpowiedział: - Wszyscy strzeliliby ewentualnie tyle, co ja! 

Gol Ibracadabry z towarzyskiego starcia z Anglią został też uznany za trafienie roku. Całkiem też zasłużenie, choć pewnie dryblas ten wolałby taką bramkę strzelić na przełomie czerwca i lipca tego roku. Dla pocieszenia kibiców jego i drużyny Trzech Koron jeszcze raz niesamowity strzał z meczu w Solnej:


źr.: youtube.com/FIFATV

Panie też grają...
...a najlepszą z nich została w tym roku... eee... bramkarka reprezentacji Niemiec, Nadine Angerer. Trzeba przyznać, że byłem lekko zawiedziony, bo od lat kibicuję Marcie - jednej z niewielu piłkarek, którą znam (jest jeszcze m.in. super-blondi z USA, czyli Hope Solo). Tutaj zdjęcie, które chyba zdobywczyni nagrody nie przedstawia, ale to takie urozmaicenie tekstu dla chęci zarobku na reklamach:

Były piękne chwile
Nie można jednak stwierdzić, że nie było momentów wzruszenia na scenie. Mi przede wszystkim w pamięć zapadło wręczenie Honorowej Złotej Piłki dla Pelé. Nawet jeśli niektórzy uważają, że została ona wręczona na wyrost (czy takowi są, to śmiem wątpić), ale naprawdę to była piękna chwila. I dla samego obecnie honorowego prezydenta New York Cosmos (o tej drużynie przeczytacie w stworzonym przeze mnie artykule na Wikipedii - cóż, trzeba się lansować). A oto wspomniana honorowa nagroda:

Reakcja tego nie tylko wielkiego piłkarza i ambasadora futbolu, ale i też wspaniałego człowieka była niesamowita. Swoją drogą cała sala dała mu też owację na stojąco, zresztą całkowicie zasłużenie.

Drugim super momentem było przyznanie Złotej Piłki Cristiano Ronaldo, a właściwie wzruszenie Portugalczyka (tak - piszę to jako kibic Barcelony i Levante - znowu kryptoreklama!). Napastnik Realu Madryt naprawdę nie krył się i zaczął płakać jak małe dziecko (zresztą 99% z nas zareagowałoby tak samo).

Teorie spiskowe
A teraz mój ulubiony dział, czyli wszystkie czarne historie. Większość oczywiście z FB, twittera i innych społecznościowych shitów.

Może na początek mina Ribéry'ego w momencie, kiedy dowiedział się, że jego błaganie o Złotą Piłkę poszło w pi.., która mówi sama za siebie.:


Druga teoria spiskowa została usnuta przez mojego innego kolegę, Zbyszka. Mam nadzieję, że mi wybaczy, że to udostępniłem, ale nie mogłem się oprzeć, bo ma sporo racji:

Przez ostatnie lata w walce o Złotą Piłkę kibicowałem Ronaldo, uważając, że na to zasłużył. Teraz, po czterech wygranych Messiego, zrozumiałem, że jest to po prostu farsa, Ballón d'Blatter. Dziś z całego serca kibicowałem Messiemu, bo byłby to ostateczny dowód, że nie ma powodu, żeby się tym ekscytować, jest jak jest. Teraz rozumiem, że tej nagrody nie przyznaje prezes. Złotą Piłkę przyznają media. Mam nieodparte wrażenie, że Blatter strzelił sobie w stopę , mówiąc o "grzecznym chłopcu" i "wydawaniu pieniędzy na fryzjera". Tajemnicą poliszynela jest, że nie jest on powszechnie lubianym prezesem. Kiedy ta absurdalna wypowiedź została nagłośniona, każdy choć trochę znający się na piłce poczuł empatię dla Ronaldo, a ci z prawem do głosowania postanowili go wesprzeć, nie z powodu dobrej gry, lecz utarcia nosa Blatterowi. W poprzednich latach silnie dawał o sobie znać stereotyp Ronaldo jako lalusia i rozpieszczonego dzieciaka. Na minus również działał fakt, że grał w Realu, postrzeganym powszechnie jako klub, który do wszystkiego doszedł wydając astronomiczne pieniądze. Do tego jest najdroższym piłkarzem świata, co umacnia powyższe przekonanie, o jego arogancji i grze "pod siebie". Z kolei Messi odwrotnie: był kreowany na grzecznego, pokornego chłopca z Rosario, który nie wie co to chciwość i egoizm, zawsze podaje i gra zespołowo. Co więcej, na koszulce dumnie nosi napis "UNICEF". W poprzednich latach obserwowałem wyraźną przychylność w stosunku do Argentyńczyka w różnorakich artykułach prasowych. Ostatnio - wręcz przeciwnie. Ośmielam się stwierdzić, że gdyby nie szwajcarski prezes FIFA, piąta z rzędu Złota Piłka powędrowałaby w ręce Leo Messiego.
źr.: facebook.com

I kolejna, tutaj to raczej poniekąd obrona selekcjonera naszej reprezentacji, Adama Nawałki:
Tutaj należy dopowiedzieć, że były trener Górnika Zabrze uznał w plebiscycie na Roberta Lewandowskiego za najlepszego piłkarza globu. Podobnie uczynił jeszcze jego vis-a-vis... z Jamajki.

Podsumowanie
Trudno, naprawdę trudno napisać coś ciekawego i mądrego na koniec, więc niech najlepiej takim podsumowaniem będzie jeszcze jeden mem, tym razem stworzony przez notabene świetnego i kreatywnego artystę R4six:


30 grudnia 2013

Piłkarskie Zbrodnie: Tan out!


28 grudnia Olé Magazyn opublikował na swoim profilu na Facebooku bardzo ciekawą wiadomość:


Post użytkownika Olé Magazyn.

Całe szczęście, że cała ta akcja portalu deportevalenciano.com oraz notabene świetnego polskiego magazynu (jedynego o hiszpańskim futbolu w naszym kraju!) okazała się jedynie żartem z okazji Día de los Santos Inocentes, czyli Dnia Świętych Niewiniątek. Oto bowiem mielibyśmy kolejną sytuację, w której bogaci nie szanują przywiązania do herbu, tradycji barw i wielu ważnych dla kibiców spraw. I tak oto chciałbym otworzyć nowy cykl, w którym będziemy przedstawiać różnego tego typu historie, które kibiców przyprawiają o zawroty głosy, dreszcze, a przede wszystkim mocne wkur***nie (czyli będzie nie tylko o działaniach biznesmenów).

Pan Vicent szaleje
Zacznijmy może od drastycznego przykładu. W 2010 roku Tan Sri Dato' Seri Vincent Tan Chee Yioun (bo tak brzmi pełne imię tego Pana) kupił pakiet kontrolny w walijskim Cardiff City. Malezyjczyk obiecał przeznaczyć na ten klub 25 milionów funtów, aby dostać się do Premier League.

I udało się. 18 sierpnia tego roku klub rozegrał pierwszy w historii mecz w najwyższej klasie rozgrywkowej na Wyspach. Mecz z West Hamem co prawda drużyna Malcky'ego Mackaya przegrała 2:0, ale yydzień później The Bluebirds zadebiutowali na swoim stadionie i to jak! Wygrali 3:2 w niesamowitym meczu z Manchesterem United.

Dobrze, trzeba jednak zaznaczyć, że klub z Cardiff City Stadium swoje pierwsze wyczyny w jednej z najlepszej lig świata dokonał już w czerwonych koszulkach. Z nowym herbem i barwami. Od niemal początku istnienia charakterystyczną cechą The Bluebrids był... tak, kolor niebieski! Jednak w niektórych azjatyckich tradycjach dominuje fakt, że czerwień to barwa przynosząca szczęście. Tak, zmieńmy więc barwy 114-letniego zespołu. Pan Tan tego dokonał. Zmienił też najważniejszy klubowy znak, czyli herb. Smok wcześniej też w nim istniał, ale ze względu na to, że jest to symbol Walii. Teraz nabrał wielkiego znaczenia i dominuje, to teraz jego kibice mają kojarzyć z tą ekipą. Jaskółka została zmarginalizowana. Zresztą, zmiany obrazuje ten obrazek:

Pan Tan to jednak porządny człowiek. Niebieski kolor strojów został. Z tą jednak różnicą, że jest teraz... trzecim wyborem. Początkowo wydawało się inaczej, jeszcze w zeszłym sezonie był kompletem wyjazdowym. Teraz jednak drużyna ze stolicy Walii gra na wyjazdach na żółto, a niebieskie barwy zostały jako kolor alternatywny.
Zresztą kibice klub z Cardiff mają właściciela klubu w pompie. W ostatnim czasie zwolnił on jednego z twórców sukcesu klubu, dyrektora sportowego, Iaina Moody'ego. Zatrudnił na jego miejsce nieznanego nikomu 23-letniego Kazacha Alishera Apsaliamowa. Nie, żebyśmy coś mieli przeciwko odmładzaniu sztabu, ale o tym człowieku chyba nikt poza Tanem nie słyszał. Po porażce 0:3 z Southampton w Boxing Day malezyjski Józef Wojciechowski (takiego przydomka doczekał się właściciel beniaminka) zwolnił Malky'ego Mackaya, szkoleniowca, który dał kibicom The Bluebirds Premier League. A wracając do fanów tego zespołu, to zobaczcie, jak protestowali oni ostatnimi czasy:

Kolejna ofiara?
Dużo mniejsze zmiany zapewne Malezyjczyk poczyni w FK Sarajewie. Bośniacki klub istnieje krócej na rynku niż jego walijskie vis-à-vis (67 lat), a herb już i tak ma bordowy. Zmiany więc zapewne byłyby kosmetyczne. A może i nie? Gdyby coś jednak drastycznego i tam poczynił, to bym się na Stadionie Asima Ferhatovicia na jego miejscy się nie stawił. Bałbym się bałkańskich kiboli.

Post scriptum
To tak jeszcze na koniec: fragment tekstu z eurosport.onet.pl:
Jakiś czas temu angielskie media cytowały bliskiego współpracownika Tana - Ala Chuaha - który w następujący sposób opisał wiedzę swojego szefa na temat futbolu, jednocześnie się przy tym śmiejąc:
- Nie zna żadnych przepisów gry w piłkę. Zainwestował w farmaceutykę, bez rozumienia, o co chodzi w branży leków.
Tan na to odparł: - To nie ma znaczenia. To tylko kolejny biznes.
I jeszcze jedno: Tan najpierw zapowiedział, że zimą transferów nie będzie, ale teraz zmienił zdanie. Powiedział ostatnio: Kupujcie piłkarzy z 8 w dacie urodzin! - i tak dla przykładu cytat ze piłkarz urodzony 8 stycznia 1988 roku będzie jak najbardziej odpowiadał preferencjom właściciela Cardiff.
I tak dla przykładu, piłkarz urodzony 8 stycznia 1988 roku będzie jak najbardziej odpowiadał preferencjom pana Vincenta Tana, który po zwolnieniu Malky'ego Mackay'a zapowiedział wielkie wydatki na transfery w styczniu, mimo iż wcześniej narzekał na brak funduszy z powodu zbyt wielkich zakupów latem.