aosporcieaosporcieaosporcie

20 grudnia 2013

Berg zbawcą Legii? Kim jest nowy trener mistrzów Polski?

Henning Berg - tak nazywa się nowy trener Legii Warszawa. To już pewnie większość czytająca ten tekst wie doskonale. Niektórzy tego pana zna przez pryzmat jego diabelskich 66 meczów w Manchesterze United. Niewielu wie o jego dokonaniach na ławce trenerskiej. A właściwie dokonaniach.

Zbawca Legii z Eidsvoll?
Obrońca urodzony w tym tytułowym mieście (notabene bardzo elficka ta nazwa) po zawieszeniu butów na kołku miał roczną przerwę, potem zaczął trenować norweskie Lyn. Wraz z drużyną z Frogner stadion już w pierwszym sezonie osiągnął spory (by nie powiedzieć, że największy w swojej karierze jako szkoleniowiec) sukces. W Tippeligaen jego drużyna zajęła trzecie miejsce, dające miejsce w eliminacjach Pucharu UEFA. W nim jednak zespół z Oslo odpadł w drugiej rundzie kwalifikacyjnej z Florą Tallinn (notabene dość pechowo, bo przez bramki wyjazdowe). Przez trzy kolejne sezony Lyn balansowało w okolicach siódmego miejsca, w 2008 roku obie strony się rozstały. I nie wyszło to wszystko zbyt dobrze dla samego klubu - przez problemy finansowe zaliczył dwie degradacje, a teraz gra w odpowiedniku polskiej II ligi (2. Divisjon).

Berg chwilę po odejściu z klubu ze stolicy został nowym szkoleniowcem Lillestrøm, z którym podpisał pięcioletni kontrakt. Wytrzymał jednak tylko do 2011 i jeszcze przed zakończeniem ówczesnego sezonu jego pracy z zespołem, został zwolniony (na trzy kolejki przed końcem sezonu! - nie tylko w Polsce takie rzeczy się więc zdarzają).

foto: sport.pl
Postanowił wyprowadzić się do Anglii. Tam przez 57 dni prowadził Blackburn Rovers, wygrał tylko raz i szybko z pracą na Ewood Park się pożegnał. Potem podobno wygrał jeszcze 2,5 miliona zaległej pensji (a może to gdzieś tam w Internecie pisali farsę?) i tyle jego menadżerskiej historii.

No, może nie do końca. Teraz rozpocznie on bowiem nowy etap w swoim życiu. Nie w swojej Norwegii ani też Anglii, ale na bardzo trudnym terenie. Polska to kraj, w którym szczypiornistki mogą awansować do półfinału MŚ (tekst o nich już wkrótce), skoczek może być mistrzem świata, żużlowcy mogą zdobyć drużynowe mistrzostwo świata, ale i tak najpopularniejszym sportem będzie piłka nożna. I tutaj właśnie kraj rządzony przez Marit Bjoergen się od ojczyzny Justyny Kowalczyk różni.

Norweg będzie pierwszym w historii polskiej ligi szkoleniowcem ze Skandynawii. To dość ciekawe, ale mimo że z tą krainą dzieli nas właściwie tylko Morze Bałtyckie, to jednak nad Wisłę trenerom z tamtejszych stron się jakoś do nas nie spieszyło. Zresztą nie pamiętam też żadnych graczy z tamtych stron, którzy odegrali jakąś ważniejszą rolę w naszych rozgrywkach.

Być liderem, stracić pracę
Tu pojawia się osoba trenera Jana Urbana. 51-latek właśnie stracił posadę najbardziej prestiżową, ale w klubie zostanie. Nie wiadomo, jaką rolę ma pełnić. Doradcy? To ma być połączenie obecnych funkcji Piotra Reissa i Sira Alexa Fergusona. O Szkocie jeszcze dzisiaj trochę będzie.

Wracając do byłego świetnego piłkarza kilku hiszpańskich drużyn, to z Legią nie żegna on się po raz pierwszy. I nie po raz pierwszy w takiej niezbyt smacznej sytuacji. Podobnie zarząd klubu rozstał się z nim w 2010 roku. Teraz jednak sytuacja jest trochę mniej zrozumiała. Ok, mistrz Polski nie awansował do LM, zajął ostatnie miejsce w grupie w LE, zakończył już zmagania w PP, ale bądź co bądź, to nadal jest aktualny lider T-Mobile Ekstraklasy. Już nie mówiąc o tym, że Urban doprowadził drużynę ze stolicy do tytułu najlepszej drużyny naszego kraju po raz pierwszy od 2006 roku.

Osobiście uważam, że trenerowi z takim doświadczeniem powinno okazać się trochę więcej szacunku. Przede wszystkim danie mu możliwości pracy do końca tego sezonu i szansa na obronienie mistrzostwa dałyby jakieś miarodajne efekty. A tak sprawę rozwiązano typowo po polsku, a zmiana na stanowisku trenera już nic nie może na razie zmienić na lepsze. Jedynie pogorszyć.

Znalazłem też wytłumaczenie, czemu zdecydowano się na zmianę trenera już teraz: Korzyścią dodatkową, na którą liczy Legia, zatrudniając Berga, ma być znajomość rynku transferowego. Od początku rozmów Norweg gotów był wyciągnąć kontakty pozwalające sprowadzić graczy wartościowych piłkarsko i w zasięgu finansowym klubu. Między innymi dlatego do zmiany doszło teraz, a nie po zakończeniu sezonu - tak napisał sport.pl.

Globalna Legia, Urbana żal
Norweg ma jednak plecy. Został polecony przez samego Sira Alexa Fergusona. Były szkoleniowiec Manchesteru United wypowiedział się dla portalu Legia.com, że Berg może być kiedyś trenerem z europejskiej czołówki. Pytanie tylko brzmi, jak odległa przyszłość to może być?

Tak komentował zmianę trenera twitter. Coraz to bardziej popularne w naszym kraju medium społecznościowe aktywnie zareagowało na zmianę na stanowisku szkoleniowca Legionistów. Rafał Stec z Gazety Wyborczej wypowiedział się w dość żartobliwy sposób na temat działań ekipy z Łazienkowskiej na arenie międzynarodowej (w nieco innym aspekcie):
Wszystko się tu oczywiście zgadza. Jednakże brazylijski klub zwykle dostarczał warszawiakom futbolowe odpadki lub nieokrzesane koty w worku talenty. Natomiast ciekawi mnie, czy gdyby Fergie nadal pełnił funkcję pierwszego trenera MU, to pozwoliłby na pracę w Legii jakiegokolwiek trenera np. z drużyn juniorskich Czerwonych Diabłów.

Michałowi Polowi (redaktorowi naczelnemu Przeglądu Sportowego) jest z kolei żal trenera Jana Urbana:
Nie mogę się zgodzić z tą opinią, bo mistrzostwo, Puchar, i Superpuchar Polski to jednak jest to coś. Chyba że dziennikarz ten oczekiwał od razu awansu do ćwierćfinału LM.

Norwedzy chwalą
Norweskie media pozytywnie wypowiadają się zarówno o Legii, jak i o jej nowym trenerze. Dużo prawdy powiedział jednak Kasper Wikestad, ekspert telewizji TV2: - W Warszawie od razu będą oczekiwać dobrych wyników. Bergowi będzie ciężko, jeśli od początku nie zacznie wygrywać - powiedział w wywiadzie cytowanym przez sport.pl.


Najciekawszą jednak informację opublikowali jednak dziennikarze Verdens Gang: Napisali oni bowiem, że do roli nowego trenera Legii przymierzany był również inny norweski szkoleniowiec Ole Gunnar Solskjaer, ale prawdopodobnie znajdzie zatrudnienie w angielskim West Bromwich Albion.

Podsumowanie
Je będziemy mogli wszyscy wystawić dopiero wkrótce. Może za pół roku, a może jeszcze później. Wszystko zależy teraz od cierpliwości Bogusława Leśnodorskiego. Prezes Legii jest człowiekiem dość ekscentrycznym, osobliwym i niecierpliwym. Miejmy nadzieję, że tą ostatnią cechą nie będzie on się kierował w najbliższym czasie. Bo Wojskowym obecnie jest potrzebna przede wszystkim stabilizacja.

24 listopada 2013

El fin de semana: Hokej w hiszpańskim wydaniu!

Takiej kolejki w Primera División dawno nie mieliśmy! Dobra, zdarzały się wyniki 5:1 (mecz Realu Madryt z imiennikiem z San Sebastián w ostatniej kolejce), 7:0 (lanie wymierzone Levante przez Barcelonę w pierwszej kolejce tego sezonu), a w poprzednich sezonach Almería dostała nawet ósemkę od Dumy Katalonii, ale dawno nie zdarzyło już się, żebyśmy tego typu wyników było kilka w jednej kolejce. Tak się właśnie w trwającej jeszcze 14. serii gier stało.

Cisza przed burzą
Zaczęło się dość spokojnie. Od wyjazdowej wygranej Osasuny Pampeluna nad Realem Valladolid 1:0. Można powiedzieć, że mimo wszystko wynik jest małym zaskoczeniem. Pucela w tym roku gra solidnie, ale zbyt często remisuje, a za mało wygrywa. A przegranych ma tyle samo co np. siódme w Getafe. Niemniej jednak ekipa Juana Ignacio Martineza zajmuje teraz 17. miejsce, mając tyle samo punktów co nawet przedostatnie w tabeli Rayo.

Potem już się zaczęło...
...strzelanie, strzelanie i jeszcze raz strzelanie! Tylko w sobotnich (czterech) meczach padły 23 gole! Barcelona skromnie pokonała 4:0 Granadę, Real 5:0 rozbił beniaminka z Almeríi. To w tytule wstępu, gdyż tego dnia oglądaliśmy bardziej emocjonujące mecze.

Tak jeszcze komentując nieco więcej powyższe zdjęcie, to zobaczcie, jak prezentował się w tym spotkaniu młody napastnik Blaugrany.


Swoją drogą piłkarz o tym samym imieniu i nazwisku jest jeszcze (minimum) dwóch. Cała trójka reprezentuje inne kraje i gra w trzech różnych krajach.

Carlos X4
Prawdziwy horror przeżyli kibice w meczu Realu Sociedad z Celtą Vigo. W nim Baskowie najpierw prowadzili 1:0, by potem przegrywać już nawet 1:3. Ostatecznie jednak pokonali gości z Galicji 4:3 za sprawą niesamowitego meczu Carlosa Veli. Meksykanin stał się... a zresztą, zobaczcie sami:

Również ciekawie zapowiadało się spotkanie Atletico Madryt z Getafe. Bo to poniekąd derby (Getafe to przedmieścia Madrytu), bo obie drużyny są wysoko w tabeli (co dla Getafe nie zdarzało się ostatnio często). Ostatecznie jednak na Estadio Vicente Calderón zobaczyliśmy wielkie lanie, a dokładniej siedem goli dla Rojiblancos. Adrian Lopez wreszcie strzelił też gola, bo kibice wicelidera Primera División martwili się ostatnio o formę swojego napastnika. Swoją drogą to na koszulkach ekipy prowadzonej przez Diego Simeone tym razem pojawiła się logo I Igrzysk Europejskich.

Derby znowu bardziej jak na lodzie
Wydawało się, że Betis w tym roku będzie na topie. Może nie takim, jakim był po zakupie Denilsona kilkanaście lat temu (notabene polecam świetny artykuł o tym transferze i innych najdroższych w historii, który ukazał się w ostatnim numerze FourFourTwo), ale jednak jakimś. Drużyna Pepe Mela zakwalifikowała się do Ligi Europy, gra w niej całkiem solidnie. Ba! Zajmuje w grupie I pierwsze miejsce, wyprzedzając nawet Olympique Lyon (co akurat nie jest w tym sezonie osiągnięciem). Jednakże w lidze to znacznie inna drużyna.


Béticos przed niedzielnym meczem mieli zaledwie dziewięć oczek na swoim koncie i zamykali ligową tabelę. Wszystko miało się zmienić w Derbach Sewilli. I to jeszcze na Estadio Sanchez Pizjuan, czyli stadionie największego konkurenta - Sevilli. No bo w sumie, jak nie w najważniejszym meczu sezonu, to kiedy? Poza tym kibice Verdiblancos pamiętali o porażce 5:1 na tym samym obiekcie w zeszłym sezonie.

Ostatecznie jednak Betis nie dał rady. Poległ aż 0:4, nie dając żadnych szans swoją grą na to, abym mógł teraz napisać, że chociaż walczył. Wydaje się, że kwestią czasu jest rozstanie się z doświadczonym szkoleniowcem, mimo że to Pepe Mel tak naprawdę jest twórcą sukcesu, czyli gry w europejskich pucharach.

Ta ostatnia niedziela
Nie tylko trener Betisu może stracić w najbliższym czasie pracę. W innych niedzielnych spotkaniach też się bowiem dużo strzelało. Rayo poległo z Espanyolem u siebie aż 1:4 również sytuacja Paco Jémeza nie jest zbyt ciekawa. Błyskawice są pozycje przed ekipą z Sewilli. Tylko że w ich przypadku zwolnienie trenera może okazać się jeszcze bardziej zgubne, szczególnie przy obecnej sytuacji finansowej klubu z Campo de Valleacas.

Również wkrótce odejść ze swojego obecnego stanowiska powinien Miroslav Đukić. Prowadzona przez niego Valencia staje się powoli ligowym średniakiem, w ostatniej kolejce przegrała 2:1 z beniaminkiem z Elche. Kibice chcą dymisji Serba, a ten podobno... mógłby ponownie powędrować do Valladolid!

W pierwszym rozegranym w niedzielę spotkaniu Villarreal też nie próżnował. Pokonał dobrze dysponowane w tym sezonie Levante aż 3:0 i to na terenie rywala. Warto jednak zauważyć, że Żaby od 10' minuty musiały radzić sobie w dziesiątkę po tym, jak z boiska wyleciał Keylor Navas.

W poniedziałek też się rozstrzelają?
Wszystko wskazuje na to, że również na zakończenie kolejki będziemy mieli dużo goli. Malaga zagra bowiem z Bilbao. Chociaż w sumie w ostatnich czterech meczach tych drużyn mieliśmy zaledwie pięć goli. Statystyki są jednak zwykle złudne, przynajmniej miejmy nadzieję, że w poniedziałek zobaczymy świetne spotkanie!

10 listopada 2013

Na Rumaku do Europy czy do I ligi. O piłkarskich trenerach w Poznaniu, cz. 1

Początkowo ten wpis miał mieć inny tytuł: Kibice ich nienawidzą. Zarząd stoją za nimi górą. Po sobotnim meczu i dokładnym przeanalizowaniu różnych spraw, uznałem, że lepszy tekst będzie dotyczył po prostu podsumowania rundy jesiennej w poznańskich klubach, lecz skupiając się na postaci trenerów. Zaczniemy od Lecha, który szkoleniowców zwalnia niechętnie i rzadko. O ile na zachodzie takie sytuacje są standardem, to w naszym kraju trenerów częstszą metodą jest zwalnianie kołczów przed końcem sezonu/rundy i zabieranie im tym samym szansy na wprowadzenie lepszego oraz własnego stylu gry. Wyjątkiem jest właśnie zespół z Bułgarskiej, dlatego i o tamtejszych trenerach (dokładniej dwóch), chciałem tu coś napisać. Warta to już inna historia.

Guantanamera, czas wypi*rdolić Bakera...
Takim lekko niecenzuralnym hasłem posługiwali się kibice poznańskiej drużyny od mniej więcej późnej jesieni 2011 aż do samego końca kadencji Hiszpana na stanowisku trenera I drużyny, czyli do końcówki marca 2012. Następcą byłego świetnego pomocnika Barcelony został jego asystent - Mariusz Rumak. Tą historię znają niemal wszyscy. 


Podczas dzisiejszego sobotniego meczu z Ruchem nasunęło mi się pewne porównanie: Rumak to taki polski Arrasate (dla niebędących w temacie: trener Realu Sociedad), który objął schedę po szkoleniowcu, którego był asystentem. Philippe Montanier teraz trenuje ze średnimi wynikami Stade Rennais, z kolei Sociedad nie radzi sobie z presją wielu meczów. Tam jednak sytuacja była nieco inna. Francuz z Estadio Anoeta odchodził po rewelacyjnym sezonie uwiecznionym awansem do fazy play-off eliminacji Ligi Mistrzów.

Bakero z Bułgarskiej odchodził raczej w znacznie gorszych okolicznościach. Przegrana 0:3 z Ruchem była tylko swego dopełnieniem i potwierdzeniem słabej formy Kolejorza. Bask karierę na Stadionie Miejskim zaczął jako bohater od historycznego meczu z Manchesterem City, odchodził już w roli nieudacznika.

Na Rumaku do Europy
To z kolei hasło które na poznańskie trybuny przeniknęło po kilku niezłych występach drużyny prowadzonej przez młodego trenera. Rumak na początku miał pełnić swoją funkcję tylko tymczasowo, a na następcę zwolnionego szkoleniowca typowano takie wielkie nazwiska, jak choćby Dorinel Munteanu. Zarząd Lecha postawił jednak na młodego, a przede wszystkim polskiego fachowca. 

Człowiekowi, który dotąd trenował jedynie ekipy młodzieżowe (w Lechu i Jagiellonii), udało się na koniec sezonu 11/12 zająć czwarte miejsce, dające szanse gry w Lidze Europejskiej. Dziś już mało osób pamięta, że mogło być jeszcze lepiej, gdyby nie zremisowany bezbramkowo mecz z Widzewem w ostatnim meczu. Rumak i tak odniósł wielki sukces, dzięki czemu zagwarantował sobie pracę na kolejny rok.


12/13 miało być dla zarówno młodego szkoleniowca, jak i dla Lecha, sezonem przełomowym. Wszyscy w stolicy Wielkopolski liczyli na odzyskanie mistrzostwa. Misja się jednak nie udała, choć i wicemistrzostwo trzeba było zaliczyć jako sukces. Wybaczono odpadnięcie z europejskich pucharów z AIK Solną.


Litewski chamie...
Bardzo rasistowskie i skandaliczne hasło przywitało wszystkich Litwinów z Żalgirisu Wilno na poznańskim stadionie w rewanżowym meczu III rundy eliminacji LE. Lech zawiódł w dwumeczu ze słabszą na papierze ekipą na całej linii. Również transparent, który obraził wszystkich wszędzie, odbił się echem nie tylko w Polsce.

Od tego czasu różnie to bywało przy Bułgarskiej, lecz częściej kibice Lecha byli zawiedzeni postawą swoich ulubieńców, a przede wszystkim grą. Warto tutaj odnotować, że od meczu z Pogonią, Kolejorz u siebie nie przegrał. Odpadł jednak w tym czasie z Pucharu Polski, ulegając w ostatnim tygodniu z Miedzią Legnica aż 2:0.

Chcemy trenera, a nie jakiegoś frajera
To z kolei swego rodzaju gra słów. Historia zatoczyła bowiem koło. Pod koniec sezonu 11/12 kibice Poznańskiej Lokomotywy skrzyknęli się i założyli stronę o nazwie: Chcemy trenera, a nie jakiegoś Bakera. Wkrótce potem hasło to zaczęło być śpiewane na meczach ligowych.

Teraz zaczęli śpiewać podobnie o Rumaku. Teraz to w tym przypadku już czas przeszły. Zniecierpliwienie sięgnęło zenitu po wygranym meczu 3:1 z Górnikiem Zabrze. Fani nie zmienili wówczas decyzji, nawet mimo świetnej drugiej połowy.

Po meczu z Miedzianką, wystawili nawet trenera na Allegro. Aukcja została szybko usunięta, ale cena zdążyła osiągnąć cenę 100 000 004 złotych!

Podsumowanie
W sobotę na trenera już nikt nie śpiewał. Pomimo średniej pierwszej połowy. Nawet w momencie, gdy to Ruch Chorzów wyszedł na prowadzenie, to kibice pomagali zespołowi. Widać, że po trzech bramkach w końcówce w Poznaniu pewne napięcie zmalało. Również u szkoleniowca gospodarzy. Dostał on podobno w piątek ultimatum: z ostatnich sześciu meczach w 2013 roku Lech musi wygrać cztery. Jeśli zagra tak, jak w drugich połowach w meczach z Górnikiem i Ruchem, to ma na to szanse (a może i na więcej).

Kibice, dziennikarze i wszyscy ci, którym zależy na Lechu, muszą zrozumieć, że Kolejorz i Mariusz Rumak żyją teraz w pewnej symbiozie. Obie strony mogą sobie bez siebie poradzić, ale nie wiadomo, co by z tego wyszło. Wbrew temu, co chce jeden z blogerów na poznan.sport.pl, wicemistrzów Polski nie jest teraz stać na zatrudnienie drogiego trenera. Piłkarzy Lech nie kupuje. Niech więc kupi trenera! - tak brzmi tytuł tego wpisu. Ja tu mam swego rodzaju odpowiedź na ten tytuł i całą treść artykułu: Lech nie kupuje zawodników nie przez swoje widzimisię, ale przez to, że nie ma pieniędzy na nie. Inni dadzą od razu argument: jak to nie ma, jak inni kupują. Na to też mam swoją odpowiedź: inni kupują, a potem są blisko bankructwa, o czym poniekąd ostatnio pisałem.

Postscriptum
Po pierwsze, ten mecz zakończył świetną passę Jana Kociana, dla którego początek pracy w Polsce jest świetny. Po drugie, część druga, która poświęcona będzie Markowi Kamińskiemu, a właściwie ogólnie Warcie Poznań, pojawi się już wkrótce. I po trzecie, warto klikać w linki, które powinny być pisane czcionką w innym kolorze, ale na czarnym tle właściwie nic nie pasuje. No, niech Wam będzie - szary musi na razie wystarczyć. A, dobra. Po czwarte, mecze Górnik - Wisła i Lech - Ruch były takimi, które dają mi szansę myśleć, że ta liga będzie coraz lepsza.