Jedenasta edycja turnieju
Reiss Cup za nami! Kolejna odsłona inicjatywy Akademii Piłkarskiej Reissa
cieszyła się ogromnym zainteresowaniem, a samym uczestnikom dostarczyła masę
emocji. - Czuję lekką presję, ale przede wszystkim cieszę się, że tu jesteśmy -
nie ukrywa Mikołaj, młody piłkarz z Inowrocławia.
Cykl Reiss Cup, będący inicjatywą
Akademii Piłkarskiej Reissa we współpracy z Fundacją Piotra Reissa, od ponad
dekady tworzy możliwość sprawdzenia się młodym adeptom futbolu w warunkach
turniejowych. - Na wspaniałych obiektach - zauważa trener Adrian z
Rogoźna. Zawody cieszą się dużym zainteresowaniem, mimo późnego terminu
rozgrywania. Jest to bowiem impreza mikołajkowa, która ze względu na mnogość
lokalizacji szkółek, a co za tym idzie liczbę zawodników, rozciąga się w czasie
na kilka tygodni i wychodziła poza granice Poznania. Główna idea to oczywiście
promowanie sportu, fair play oraz pozytywnych wzorców kibicowania, ponieważ
podczas meczów zawodnicy mogą liczyć na gromkie wsparcie rodziny.
- To zawsze jest wydarzenie, do którego trzeba się
przygotować, przyjechać. Jesteśmy z Bydgoszczy, więc można powiedzieć, że to
wręcz wyprawa. Są emocje - komentuje pan Grzegorz, tata Joachima.
Intensywność, która pozwala na więcej
Na dębeckiej APR Arena
dostrzegamy trzy boiska, stworzone z podziału sztucznej murawy znajdującej się
pod tamtejszym "balonem". Intensywność rozgrywanych na nich meczów
śmiało można określić mianem wysokiej, a zgromadzeni dookoła band rodzice ze
sporym zaangażowaniem dopingują swe pociechy.
- Samo przygotowanie boisk
mobilnych to spore przedsięwzięcie. Intensywność gry jest na nich bardzo duża,
ponieważ nie ma tu rzutów z autów czy rożnych. Znajdujące się po bokach boiska
bandy umożliwiają bardzo płynną i dynamiczną rozgrywkę, a wszystko po to, by zwiększyć
liczbę kontaktów z piłką. To coś, co wyróżnia nasze turnieje - tłumaczy
Mateusz Kaczor, koordynator lokalizacji oraz jeden z organizatorów turnieju
Reiss Cup.
Gra na tak przygotowanym placu oraz w systemie czterech graczy w polu plus bramkarz - co niektórym może przypominać ustawienie znane z futsalu - to wyzwanie. - Czasem można zauważyć, że składy siedmio- czy ośmioosobowe pod koniec turnieju nie mają sił, właśnie ze względu na tę dynamikę - przyznaje Mateusz. Młodym adeptom futbolu odpowiada jednak taka forma rywalizacji. - Jest bardzo fajnie, a spotkania wymagające. Czuję się jednak dobrze - opowiada nam Antoni, piłkarz z Inowrocławia.
Liczy się sport i dobra zabawa
Zmagania drużyn podzielono na
osiem różnych kategorii wiekowych. Ze względu na różny stopień zaawansowania
oraz prezentowany poziomu w trzech z nich wydzielono też grupy: złotą, srebrną i brązową -
decyzja o przystąpieniu do rozgrywek na danym szczeblu należała do trenerów
poszczególnych zespołów.
Grupa A, czyli rocznik 2015 i
młodsi rywalizowała na odmiennych zasadach niż starsze ekipy. Spotkania rozgrywano
w dwójkach (bez bramkarza), nie liczono bramek ani nie przeprowadzano
klasyfikacji. - Tu liczy się przede wszystkim sport i dobra zabawa. Na
pełnowymiarowym boisku, dzięki umieszczeniu dodatkowych band, możemy pomieścić
osiem czy nawet dwanaście placów umożliwiających grę w takim systemie. To
zapewnia sporą intensywność, wiele kontaktów z piłką. Czas też jest oczywiście
odpowiednio przystosowany do możliwości najmłodszych zawodników - wyjaśnia organizator.
I mimo, że każdego z uczestników,
niezależnie od kategorii, nagrodzono medalem oraz małym upominkiem od akademii,
nie oznacza to, że wśród zawodników brakowało pozytywnego, walecznego
nastawienia. - Zawodnicy bardzo poważnie podchodzą do zawodów, niczym do
meczu reprezentacji. Trenują, rozmawiają całą drogę, obmyślają strategię, więc
można powiedzieć, że czuć od nich pełen profesjonalizm - przyznaje pani
Sabina, mama jednego z reprezentantów bydgoskiego APR.
Ma to oczywiście wpływ na poziom
zmagań. - Jest coraz wyższy. I to każdego roku, z czego się cieszymy, ale
też staramy się odpowiednio dopasowywać ten kierunek rozwoju - nie ukrywa
Kaczor.
Nie tylko chłopcy
Reiss Cup to nie tylko zmagania
chłopców, ale też dziewczynek, których sporo można znaleźć w akademii. To
odpowiedź na rosnące zainteresowanie dziewczyn, by grać w piłkę. Chęć ta z roku
na rok nabiera na sile, a przykładów tego nie trzeba szukać daleko. - Czuję
się dobrze, podoba mi się tu. Jak na razie nie mieliśmy problemów w żadnym z
rozegranych meczów. Gram w piłkę od dawna, nie pamiętam nawet kiedy dokładnie.
Lubię to, a wczoraj grałam też z młodszymi zawodnikami - opowiada Lena,
piłkarka z Inowrocławia.
CZYTAJ TEŻ: Alicja Zając: "Sądzę, że można użyć tu słowa rodzina"
Gdy sytuacja uniemożliwia
utworzenie zespołu dziewczęcego, eksperci nawołują o umożliwienie im gry z
chłopcami. Tu jest to codziennością, także podczas samego turnieju.
- APR Ladies, czyli drużyna,
która trenuje na naszej Arenie Dębiec, podczas sobotnich zmagań zaprezentowała
się bardzo dobrze. I sportowo, i organizacyjnie. Mamy dla nich pewien "handicap"
w postaci tego, że na turnieju w danej kategorii mogą grać także o dwa lata
starsze dziewczynki niż wskazuje na to dany próg - wyjaśnia Mateusz. - Jeśli
chodzi o inne lokalizacje, to tam też te dziewczynki się znajdują - dodaje.
Świetny materiał szkoleniowy
Poszczególne lokalizacje na co
dzień mierzą się w ramach wielkopolsko-lubuskich lig piłkarskich. Mają tam
możliwość sprawdzenia się nie tylko na tle kolegów z innych miejscowości, ale
także reprezentantów Akademii Piłkarskiej Falubazu oraz Stali Gorzów.
- Okres wiosenno-jesienny to
około czternaście tygodni gier w ramach ligi, więc intensywność jest duża. Zimą
dochodzą do tego liczne turnieje, także prywatne, więc nie narzekamy. Są one
nagrodą. Trenujemy, widzimy rozwój zawodników, ale trzeba to też zaprezentować
w takich warunkach. To dla nich duża zabawa, coś innego, bo w Koninie nie
mamy takiego balonu, pod którym możemy sobie pograć, więc dla niektórych może
to być fajny bodziec - uważa Michał Kanty, trener drużyny B2 z APR Konin.
Tego typu zmagania to zatem
świetny materiał szkoleniowy. - Jesteśmy tu kolejny rok z rzędu i
zawsze wyciągamy jakieś wnioski, które później próbujemy przełożyć na treningi.
Taka rywalizacja to łatwy sposób, by dostrzec nasze słabsze i mocniejsze strony
- dodaje Błażej Małolepszy, trener drużyny z Inowrocławia, z czym zgadza
się też pan Grzegorz. - Takie turnieje są chłopakom potrzebne, bo codziennie
trenują, ale muszą się też sprawdzić, pograć z innymi drużynami, co pozwala im
nabrać doświadczenia. To na pewno zaprocentuje w przyszłości.
Rekordowa frekwencja
Tegoroczna odsłona Reiss Cup
cieszyła się rekordowym zainteresowaniem, bowiem w okresie 13 listopada - 5
grudnia zgromadziła ponad sześć tysięcy uczestników! Jeśli zestawić
to z poprzednimi latami, to frekwencja o tysiące wyższa. - Myślę, że
to fajne podsumowanie roku dla każdej z drużyn, lokalizacji, trenera, bo to
możliwość sprawdzenia swoich umiejętności i poziomu w sportowym duchu - kwituje
organizator.
Co jednak najważniejsze, to uśmiechy na twarzach zawodników, którzy z dnia na dzień czynią progres, a turnieje tego typu dają im możliwość zdobycia cennego doświadczenia. - Jest bardzo dobrze, fajna zabawa i atmosfera. Czuję lekką presję, ale przede wszystkim cieszę się, że tu jesteśmy - nie ukrywa Mikołaj, piłkarz z Inowrocławia.
Wiktoria Łabędzka
📷 Mateusz Dembowiak / Akademia Piłkarska Reissa