W 1957 roku Lech Poznań w niczym nie przypominał drużyny, która potrafiła demolować rywali po 8:1. W oczy zaglądało widmo spadku. Pierwszego w historii Lecha, które później zaprocentowało scementowaniem relacji kibice-klub.
Nowa nazwa
Rok, w którym klub musiał opuścić szeregi elity piłkarskiej w Polsce, zaczął się od małej rewolucji. 16 stycznia 1957 roku przegłosowano nową nazwę zespołu. Do tej pory najczęściej używanym był Kolejorz, który wywodził się z kolejarskiego rodowodu dębickiego klubu. Właśnie wtedy z wielu proponowanych nazw wyłoniono Lecha, którego znamy dzisiaj i prawdopodobnie nie wyobrażamy sobie już inaczej go tytułować.
Nazwa początkowo nie przypadła kibicom do gustu. Była krótka, pojawiły się problemy ze skandowaniem jej podczas spotkań. Najgorsze jednak było to, że zaraz po zmianie nazwy... doszło do spadku z I ligi.
Przerażająca niemoc
Powiedzieć, że Lech grał słabo to nic nie powiedzieć. W całej rundzie wiosennej (grano system wiosna-jesień) piłkarze mieli problem z wygraniem nawet jednego spotkania. Na ich bilans składały się dwa remisy, a konstatacją było spotkanie z ŁKS-em na wyjeździe.
Tamten mecz wspominany jest jako podsumowanie wszelkich problemów Kolejorza z tamtego okresu. ŁKS wygrał 8:1 pokazując, ile brakuje Lechowi do czołówki ligi. Koncert bramkowy dał Władysław Soporek, który strzelił aż cztery bramki. Wtedy uświadomiono sobie, że spadek jest realny.
Ukłon dla Górnika
Runda rewanżowa bardzo szybko uświadomiła, że Lech pożegna się z rozgrywkami. Lech przed ostatnimi dwoma kolejkami miał na swoim koncie zaledwie dwa zwycięstwa. Nieoczekiwanie jednak mógł zadecydować o losach mistrzostwa kraju. O tamte walczyły wtedy Gwardia Warszawa i Górnik Zabrze. To właśnie z warszawiakami miał stanąć w szranki w przedostatniej kolejce sezonu.
Milicyjny klub był wtedy na szczycie. Grał szybką, zdecydowaną piłkę i budził podziw obserwatorów. Cieniem kłady się jednak koneksje z Milicją Obywatelską. Rany po wydarzeniach z czerwca 1956 roku w Poznaniu nie zabliźniły się szybko. Ba, w tamtym feralnym czerwcu Lech mierzył się z Gwardią, gdzie doszło do wielkiej bójki. Czasy topniejącego stalinizmu dla kibiców w tamtym okresie mogły się kojarzyć właśnie z tym stołecznym klubem.
Warszawiacy byli pewni zwycięstwa. Lech miał nie przeszkadzać w wielkim święcie, a piłkarze lidera mieli obiecane bonusy. O dziwo w meczu Gwardia miała problem z nawiązaniem do swojej świetnej gry, z której byłą znaną. Apatyczność oraz niedokładność wkradły się w ich poczynania, co skrupulatnie wykorzystał Teodor Anioła. Strzałem z dalszej odległości zaskoczył bramkarza Gwardii, Tomasza Stefaniszyna. W drugiej połowie Gwardia ruszyła do ataku, jednak obrona Częstochowy zakończyła się sukcesem.
Górnik Zabrze przeskoczył w tabeli Gwardię i mógł się cieszyć z mistrzostwa Polski. Aniole w prezencie za strzelenie złotego gola została podarowana skórzana teczka. Ładny gest nie mógł jednak przykryć smutnego faktu: Lech Poznań żegnał się z najwyższą klasą rozgrywkową.
Czytaj też 👉 O trzech takich, co trzęśli ligą
Każdy z nas to wie, co w życiu liczy się...
Koleje Lecha Poznań przetaczały się nawet przez poziom trzeciej ligi, gdzie mierzył się z lokalnymi rywalami. Drużyny z regionu jak chociażby Sokół Piła, za całym szacunkiem nie były jednak w stanie nawiązać walki z poznańską drużyną.
Znamienne jest to, że o awans do drugiej ligi w 1965 roku trzeba było bić się w ogólnopolskim finale. Tam w finale Lech mierzył się ze Starem Starachowice, który miał tyle samo punktów co Kolejorz. Na mecz barażowy do Warszawy udały się tłumy kibiców. Spotkanie odbywało się w czwartek, więc ludzie musieli wziąć urlopy, aby wziąć udział w tym ważnym wydarzeniu. Moim zdaniem to właśnie wtedy zaczęła cementować się więź, która trwa do dzisiaj i spaja klub z jego fanami. W chwili, gdy byli na poziomie trzeciej ligi nie zawiedli i zjawili się tłumnie, aby wspierać Kolejorza.
Lech wygrał ze Starem 3:1, a po meczu fani wdarli się na murawę, celebrując awans. Po powrocie do Poznania czekało na piłkarzy wielkie święto. Duma Wielkopolski zyskiwała swoją niepowtarzalną tożsamość.
0 komentarze:
Prześlij komentarz