Cóż to była za runda! Niezwykle pasjonująco wyglądała na jej przestrzeni walka o czołowe lokaty, jak również i dół tabeli, którego "wiceliderem" sensacyjnie zostali obecni jeszcze mistrzowie Polski - Legia Warszawa. Nie czas to i miejsce na dyskurs o pozostałych 16 drużynach Ekstraklasy - przejdźmy zatem do meritum, a więc poznańskich przedstawicieli w elicie.
Warta Poznań po absolutnie beznadziejnej jesieni została podłączona do tlenu przez najmłodszego trenera w Ekstraklasie, Dawida Szulczka. Zaczyna zdobywać bezcenne punkty i przypominać Wartę z zeszłego sezonu, a przede wszystkim - daje coraz więcej argumentów ku swojemu utrzymaniu w lidze.
Lech Poznań z kolei po raz pierwszy od niepamiętnych lat nie wpadł w "jesienny kryzys", odgania tym samym demony przeszłości. Kolejorz pędzi pewnie po tytuł Mistrza Polski, a trener Maciej Skorża i Joao Amaral pokazują, iż maksyma non omnis moriar jest nadzwyczaj aktualna.
Wiele pisano dzieł "ku pokrzepieniu serc". Poniższa zaś analiza, oparta na rzeczywistych przesłankach daje odpowiedź na najbardziej nurtujące tezy w Poznaniu: czy Warta się utrzyma, a Lech zdobędzie mistrza?
Odpowiedź mogła być jedna.
2 razy tak.
A dlaczego? Zapraszam do lektury.
Warta Poznań. Co musi zrobić, żeby się utrzymać i dlaczego jej się uda?
Gigantycznym balastem w zdobyczy punktowej Warty są obecnie mecze ściśle jesienne, całkowicie "położone" przez Piotra Tworka i jego podopiecznych. W pierwszej fazie sezonu, od połowy sierpnia do końca października, Warta zdobyła w dziewięciu meczach jedynie trzy punkty, strzelając jedną bramkę i na domiar złego odpadając z Pucharu Polski po blamażu z trzecioligową Olimpią Grudziądz.
Warciarze byli wówczas najgorszą drużyną w lidze, której ogranie nie stanowiło większego problemu. Do całkowitej niemocy strzeleckiej doszły jeszcze pechowo stracone bramki, co w konsekwencji skutkowało zwolnieniem ówczesnego szkoleniowca Zielonych.
W erze "post-Tworek" z kolei, drużyna Dumy Wildy otrząsnęła się z marazmu i stagnacji i zaczęła w końcu grać co najmniej przyzwoicie. W sześciu ekstraklasowych meczach Warta zdobyła osiem punktów. Składa się na to mecz w Gliwicach, gdzie w roli trenera tymczasowego wystąpił Adam Szała, jako jedyny obecnie pracujący w Ekstraklasie szkoleniowiec legitymujący się zdobyczą trzech puntków na mecz, oraz pięć spotkań trenera Dawida Szulczka, w których Zieloni mogli mówić o naprawdę niewyobrażalnym pechu.
Jeżeli chodzi o kadrę Warty Poznań, to transfery letnie i przygotowanie drużyny do sezonu kładą się dużym cieniem na ocenie pracy dyrektora sportowego Roberta Grafa, który po zamknięciu okienka transferowego dołączył do Rakowa Częstochowa. Zarówno Milan Corryn, Konrad Matuszewski, Szymon Czyż, jak i Jayson Papeau nie prezentowali przynajmniej ekstraklasowego poziomu, byli chimeryczni, popełniali wiele błędów, nie dawali drużynie niczego ekstra.
Wtem - doszło do pewnego rodzaju przełomu. Trener Dawid Szulczek poustawiał po swojemu klocki w maszynie Zielonych. Sprawił, iż jeden z najbardziej zawodzących zawodników, czyli Konrad Matuszewski przepoczwarzył się w naprawdę przyzwoitego wahadłowego, Adam Zrelak zaczął pakować bramki, Jayson Papeau z meczu na mecz wygląda coraz lepiej, a mający za sobą debiut w Lidze Mistrzów w barwach Lazio Rzym Szymon Czyż znów cieszy grą kibiców i samego siebie.
Kadrę natomiast należy natychmiastowo wzmocnić. Dyrektor Sportowy Radosław Mozyrko ściągnął podczas kampanii jesiennej do klubu Dawida Szymonowicza, będącego do tamtej pory bez pracodawcy. Ten z miejsca stał się jednym z solidniejszych punktów w obronie Warty. Niemniej jednak, transfer bramkostrzelnego i mobilnego napastnika, przebojowego skrzydłowego, solidnej ósemki oraz bramkarza wydają się nieodzowne celem podniesienia jakości piłkarskiej drużyny.
Suma szczęścia i pecha, czyli przewrót w końcówce
Bóg futbolu rzadko jest sprawiedliwy, co wiemy wszyscy. Prawidłem natomiast jest fakt, iż to co zabrał, to też oddaje. W tym sezonie Warta straciła:
- punkt w Radomiu po golu w czasie doliczonym;
- punkt z Lechią Gdańsk u siebie po rzucie karnym, a następnie błędzie defensywy w czasie doliczonym, rzecz jasna;
- dwa punkty w meczu z Wisłą Kraków po golu wyrównującym w przedostatniej akcji spotkania;
- dwa punkty w meczu w Szczecinie po drugim celnym strzale gospodarzy w ostatniej akcji meczu.
A co Warta zyskała?
- punkt w meczu z Pogonią Szczecin u siebie, grając praktycznie cały mecz w dziesiątkę, po przepięknym strzałem główką Roberta Ivanova w ostatnich minutach meczu.
Dodając do siebie te wartości, uzyskujemy pięć punktów, które Warciarze stracili. Nie sposób nie oprzeć się wrażeniu, iż w rundzie wiosennej to do Zielonych los uśmiechnie się częściej.
Matematyka utrzymania
Według Piotra Klimka, analityka i statystyka zajmującego się polską piłką, liczba punktów dająca realne szanse na utrzymanie, wynosi 34-37 punktów. 38 punktów i więcej powinno natomiast gwarantować utrzymanie.
Obecnie rozegrano 19 kolejek z 34, co daje 55% zaawansowania całosezonowego. Warta Poznań zdobyła 16 z 39 prognozowanych przeze mnie oczek potrzebnych do utrzymania. 16 punktów na 38 docelowych daje z kolei 42% zaawansowania punktowego do liczby oczekiwanej - 39.
Kluczem do zapewnienia sobie prawa gry w przyszłorocznych rozgrywkach Ekstraklasy jest punktowanie ze średnią punkt na mecz oraz dorzucenie trzech do pięciu punktów ekstra.
Aby to zrobić, Warciarze powinni utrzymać i delikatnie poprawić skuteczność na wyjazdach do 1-1,2 punktu na mecz - obecnie to 0,89 punktu na mecz (11. wynik w lidze). Musi również znacznie poprawić wyniki w Grodzisku Wielkopolskim. W tym sezonie to zaledwie 0,8 punktu na mecz, a to najgorszy wynik w całej lidze. Przyzwoitą wartością byłoby 1,5-1,7 punktu na mecz, czyli około 12 punktów zdobytych w siedmiu meczach rundy wiosennej na stadionie Dyskobolii. Dodając do tego 9-10 punktów zdobytych na wyjazdach, otrzymujemy 21-22 punkty, które dodane do obecnej zdobyczy 16 punktów, dadzą 37-38 punktów, które powinny zagwarantować spokojne utrzymanie. Ale - jak to zrobić?
Do podpoznańskiego miasta zawita siedem ekip - Górnik Łęczna, Radomiak Radom, Górnik Zabrze, Raków Częstochowa, Cracovia, Piast Gliwice oraz Lech Poznań. Z tego zestawu rywali, zdobycie pełnej puli punktów na Górnikach z Łęcznej i Zabrza, Cracovii i Piaście oraz ewentualny remis z Radomiakiem i Rakowem nie brzmią jak abstrakcja.
W delegacje Warciarze udadzą się z kolei do Warszawy, Białegostoku, Niecieczy, Lubina, Mielca, Gdańska, Płocka, a sezon kończyć będą na Reymonta w Krakowie. Zielonym powinno się udać wygrać w Niecieczy, Mielcu i Płocku, ale niespodziewane zwycięstwa w Lubinie czy w Krakowie nikogo by raczej nie zdziwiły.
Podsumowując, przy utrzymaniu obecnego kursu oraz przy odpowiednim wzmocnieniu drużyny, utrzymanie powinno stać się kwestią czasu. Warta Poznań nie jest tak słaba, jak pokazuje tegoroczna tabela, ale też nie była tak mocna, jak piąte miejsce w zeszłorocznych rozgrywkach. W mojej opinii, Warciarze skończą sezon z 39 punktami na 14. miejscu w tabeli.
Lech Poznań. Co musi zrobić, żeby zdobyć Mistrzostwo Polski i dlaczego mu się uda?
Tu sprawa jest zdecydowanie prostsza, niż w przypadku "starszej siostry" Lecha, ale to wciąż nie jest proste zadanie.
Tym razem, rozpoczniemy od matematyki. Znów powołać się chce na Piotra Klimka, który własnoręcznie opracował model matematyczny oparty na wielokrotnych symulacjach wyników, sile drużyn i rachunku prawdopodobieństwa.
Zdobycie 69 punktów w sezonie powinno dać tytuł mistrza Polski 2021/2022, natomiast 75 punktów praktycznie gwarantuje zdobycie tytułu mistrzowskiego.
Lech Poznań w rundzie jesiennej uzyskał najwyższe w lidze 41 punktów zdobyte w 19 meczach, na które składa się 12 zwycięstw, pięć remisów i dwie porażki, które przekładają się z kolei na szalenie wysoką średnią 2,16 punktów na mecz. Lech Poznań strzelił najwięcej bramek w lidze w rundzie (37), stracił ich najmniej (13), a Bułgarska wraz ze stadionem Wisły Płock to najlepsze stadiony dla gospodarzy w całej lidze (26 punktów w 10 meczach).
Utrzymanie tego tempa, tj. 2,16 punktów na mecz dawałoby Lechowi Poznań aż 73 punkty w finalnym rozrachunku.
Wszyscy związani z poznańską piłką takiej liczby punktów uzyskanej przez Kolejorza sobie życzymy, jednakowoż odkładając matematykę na bok, należy pamiętać o niezmiernie trudnym terminarzu czekających Lechitów, nazwanym roboczo przez kibiców "ścieżką zdrowia".
Począwszy od połowy lutego przez kolejne dwa miesiące Kolejorz rozegra tylko osiem meczów ligowych - nie wliczając w to wyjazdu na Górny Śląsk na Puchar Polski. W mojej opinii, to one zaważą na ewentualnym tytule dla poznaniaków.
"Ścieżka zdrowia" rozpocznie się od arcytrudnych wyjazdów do będącej na piątym miejscu w tabeli Lechii Gdańsk, a tydzień później do Szczecina, czyli miasta - mimo wszystko - najpoważniejszego rywala do tytułu. Tam Dumie Wielkopolski zawsze gra się trudno i o ewentualne punkty będzie niezmiernie trudno. Ostatnia porażka na Pomorzu Zachodnim przydarzyła się jednak poznaniakom ponad trzy lata temu, gdy trenerem Lecha był Ivan Djurdjević, a obrona składała się z Jasmina Buricia, Marcina Wasielewskiego, Dimitroisa Goutasa, Thomasa Rogne, Vernona de Marco i Wołodymyra Kostewycza.
Kolejnym rywalem będzie Raków Częstochowa, który jest obecnie najlepiej punktującą drużyną na wyjazdach w Polsce - 17 punktów w 10 meczach. Wyjazdy do Krakowa, Wrocławia i Płocka, mimo pozornego niskiego poziomu trudności, będą należały do jednych z najbardziej wymagających w sezonie. Nie sposób nie lekceważyć też wizytujących Bułgarską Legii Warszawa i Jagielloni Białystok, choć z tymi drużynami o punkty powinno być nieporównywalnie łatwiej, niż na wcześniej wspomnianych wyjazdach.
Według mnie, Lech Poznań powinien pokonać Jagiellonię Białystok, Legię Warszawa i Wisłę Kraków, o zwycięstwo pokusić się może również w Gdańsku, Płocku i na Bułgarskiej z Rakowem. Niemniej jednak, prawdopodobne są również straty punktów na wyjazdach z ww. Lechią, Pogonią i we Wrocławiu, możliwa jest też zadyszka i remis z Jagiellonią.
Szansom Lecha pomóc może wydatnie okienko transferowe. Kluczem do utrzymania obecnego tempa jest przede wszystkim brak kontuzji podstawowych graczy. Wyjściowa XI Lecha Poznań w formie jest w stanie wygrać każdy mecz.
Ostatnie kolejki uwypukliły jednak mankamenty składu Poznaniaków. Zaliczyć do nich należy przede wszystkim:
- relatywnie niestabilny środek pola - pewniakami do gry są obecnie Amaral i Karlstrom. Forma Niki Kwekweskirego jest szalenie labilna - przepiękne gole z dystansu przeplata brutalnymi zagraniami, głupimi decyzjami jak np. próba rulety jako ostatni obrońca, nierzadko całkowicie wyłącza się z gry. Nie jest to gracz, na którym można w stu procentach polegać. Pedro Tiba natomiast jest całkowicie pod formą - to cień gracza, który sam ciągnął Lecha Poznań w ostatnich sezonach. Nie sposób nie oddać mu fenomenalnych występów z Legią i Pogonią, ale w całej reszcie ciężko się doszukiwać pozytywów. Radosław Murawski wygląda... w zasadzie ciężko go określić. Nie robi błędów, wygląda przyzwoicie, ale odnoszę wrażenie, iż to wciąż nie jest ten sam gracz znany z występów w Piaście Gliwice.
- Brak wartościowych zmienników. Dani Ramirez, Filip Marchwiński, Artur Sobiech i Michał Skóraś nie są typami zawodników, którzy w pojedynkę odwrócą losy meczu. Szczególnie na pozycji skrzydłowego, Lech Poznań ma wciąż wiele do poprawy.
Konkludując, wczesnowiosenne mecze to jeden z najtrudniejszych zestawów rywali pod rząd w ostatnich latach - każdy wynik jest możliwy. Niemniej jednak, wzmocnienie, a nie uzupełnienie kadry oraz zdobycie przynajmniej 11-14 punktów w "ścieżce zdrowia" wyprowadzi Kolejorza na ostatnią prostą do tytułu mistrzowskiego. Dodając to do obecnej zdobyczy 41 punktów, otrzymamy 52-55 oczek oraz konieczność zdobycia 14-17 punktów w siedmiu meczach z Cracovią, Bruk-Betem Nieciecza, Stalą Mielec, Górnikiem Łęczna, Piastem Gliwice, Wartą Poznań i Zagłębiem Lubin celem uzyskania 69 punktów, które wg prognoz Piotra Klimka dadzą mistrzostwo Polski.
0 komentarze:
Prześlij komentarz