Lech przystępował do tego meczu jako lider Ekstraklasy, ale po porażce w Białymstoku Śląsk Wrocław był jedyną drużyną, która jeszcze nie poniosła porażki w tym sezonie. Kolejorz postanowił to zmienić i zrobił to bez skrupułów.
Szybkie otwarcie
Już w drugiej minucie spotkania Lech Poznań wyszedł na prowadzenie! Dobre dośrodkowanie Pedro Rebocho, które odbiło się od pleców obrońcy Śląska wprost pod nogi Joao Amarala, ustawionego dzisiaj na skrzydle, a ten pięknym strzałem na dłuższy słupek wyprowadził drużynę Macieja Skorży na prowadzenie.
Później to Lech ciągle kontrolował spotkanie, chociaż Śląsk Wrocław również tworzył groźne okazje, jednak poza strzałem w 28. minucie, po którym piłkarze Jacka Magiery dostali rzut rożny po świetnej obronie Filipa Bednarka.
Przyznanie kornera graczom z Wrocławia było niejako judaszowym pocałunkiem zawodników Kolejorza, bowiem to właśnie po tym stałym fragmencie gry Jakub Kamiński przejął piłkę, blokując strzał z dystansu Krzysztofa Mączyńskiego przebiegł z nią całe boisko i bez żadnego problemu pokonał Michała Szromnika. Kolejorz w pierwszej połowie wyglądał, jakby w najlepszy możliwy sposób zareagował na porażkę na Podlasiu.
Bardzo dobrze przez całą pierwszą połowę spisywali się oczywiście zdobywcy bramek, ale także Mikael Ishak, który kilkakrotnie uderzał na bramkę rywali i Pedro Rebocho, który poza asystą zaliczył też świetną interwencję we własnym polu bramkowym, ratując wybiciem przed wyrównaniem rezultatu.
Kolejne dwa gwoździe do trumny Śląska
Po przerwie obraz gry za bardzo się nie zmienił, być może goście grali nieco spokojniej, ale już w 54. minucie Dani Ramirez podał do Kamińskiego, który zatańczył między obrońcami w polu karnym wrocławian i kapitalnym strzałem po raz drugi umieścił piłkę w bramce rywali.
Dwie minuty później młody skrzydłowy Lecha zaatakował Szymona Lewkota, podał do Mikaela Ishaka, a ten w sytuacji sam na sam z bramkarzem nie pomylił się i podwyższył prowadzenie rozpędzonej Lokomotywy na 4:0, a Kamyk do dwóch goli dopisał asystę.
Po podwyższeniu rezultatu w drugiej połowie podopieczni Macieja Skorży czekali na kontry i często próbowali długich podań za linię obrony, po których często brakowało centymetrów, żeby poznaniacy jeszcze dołożyli do swojego dorobku bramkowego.
Co ciekawe, szanse bliźniaczo podobne do pierwszego gola Kamińskiego mieli zarówno Marchwiński, jak i Ramirez. Temu pierwszemu zabrakło pewności siebie i w momencie, gdy był sam na sam z bramkarzem szukał podaniem wzdłuż bramki Ishaka. Z kolei Ramirez był zbyt wolny i gdy obrońcy wicelidera Ekstraklasy wrócili na swoje pozycje, ten poszukał górnym podaniem Joao Amarala, który pobiegł mu w sukurs i próbował blokować bramkarza rywali, zrobił to zdecydowanie za lekko i wciąż wynik się nie zmienił.
Czytaj też 👉 Michał Skóraś już nie taki młody. Niepewna przyszłość skrzydłowego Lecha
Choć emocje pod koniec spotkania opadły i niebiesko-biali kontrolowali przebieg spotkania i tylko czekali na ostatni gwizdek sędziego Frankowskiego, to jeszcze stworzyli sobie dwie groźne sytuacje, w których uderzali Ramirez i Salamon, ale w obydwu sytuacjach lepszy okazał się bramkarz Śląska. Niczego to zatem nie zmieniło, a kibice na trybunach mogli gromko zaśpiewać Que serra serra, Kolejorz trzy punkty ma.
Lech Poznań - Śląsk Wrocław 1:0 (2:0)
02.10.2021, Stadion Poznań | 10. kolejka Ekstraklasy
Gole: Amaral 2', Kamiński 30', 54', Ishak 56'
Lech: Filip Bednarek - Pedro Rebocho, Milic, Bartosz Salamon, Lubomir Satka (74. Pereira) - Jakub Kamiński (Marchwiński 65'), Jesper Karlstroem, Pedro Tiba(67. Kvekveskiri), Joao Amaral (67. Skóraś) - Dani Ramirez - Mikael Ishak (77. Sobiech)
Śląsk: Michał Szromnik - Diogo Verdasca, Wojciech Golla, Szymon Lewkot (81. Bejger) - Dino Stiglec (46. Iskra), Krzysztof Mączyński, Petr Schwarz(74. Makowski), Bartłomiej Pawłowski (46. Janasik) - Mateusz Praszelik, Erik Exposito, Robert Pich (81. Łyszczarz)
Żółte kartki: Stiglec 17'
Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń)
0 komentarze:
Prześlij komentarz