Lech słynie z rozsądnego prowadzenia karier swoich wychowanków poprzez wysyłanie ich na wypożyczenie. Teraz tą drogą powinien pójść Filip Marchwiński.
Flagowy model rozwoju
Wiele złego można zarzucić Lechowi Poznań jako klubowi piłkarskiemu, ale z pewnością nie można nijak przyczepić się do modelowego prowadzenia karier zawodników, którzy regularnie już od kilku lat wypływają z akademii Kolejorza.
W rozwoju młodych lechitów dziś pomagają nie tylko rezerwy na szczeblu centralnym, ale przede wszystkim wypożyczenia do zespołów o niższej randze, najczęściej pierwszoligowych. Rzadziej są to kluby ekstraklasowe, choć tę drogę przebył Jan Bednarek, który piłkarskie szlify zbierał w Górniku Łęczna prowadzonego wówczas przez Jurija Szatałowa.
Oczywiście, zawsze istnieją wyjątki od reguły. Nie inaczej jest w tym przypadku. W Poznaniu zostali niegdyś Karol Linetty (dziś Torino FC) i Dawid Kownacki (dziś Fortuna Düsseldorf), którzy zdobywali z Lechem ostatnie mistrzostwo Polski w 2015 roku. Tych dwóch zawodników nie przebyło co prawda drogi związanej z wypożyczeniem, ale byli na tyle dojrzali piłkarsko, że mogli pominąć ten etap.
Tę drogę cenią sobie piłkarze
Wypożyczenia to przede wszystkim droga, którą cenią sobie sami piłkarze Lecha. Chęć odnalezienia się w nowym środowisku, innej szatni i wywalczenia tam miejsca w składzie, żeby w kolejnym sezonie być pewniakiem do gry w niebiesko-białych barwach oddziałuje motywująco. Wspominał o tym m.in. Krzysztof Bąkowski w grudniowej rozmowie na kanale YouTube Piłka Pod Lupą.
- Chciałbym pójść na wypożyczenie do I ligi. Jest to inne spojrzenie na świat, inna szatnia, inni partnerzy w zespole, inny styl gry. Jeżeli miałbym okazję i wiedziałbym, że klub pierwszoligowy chce na mnie stawiać, to pojechałbym tam powalczyć o miejsce w składzie, żeby pokazać, że to ja jestem kozakiem i zasługuję na grę. Ta regularna gra w I lidze pozwoliłaby mi się przebić do pierwszej drużyny Lecha. Rezerwy to jednak II liga, a między tymi poziomami rozgrywkowymi jest duża różnica. Na zapleczu Ekstraklasy gra dużo doświadczonych zawodników i myślę, że ten poziom jest optymalny do rozwoju.
Również Robert Gumny, mający za sobą udany debiutancki sezon w niemieckim Augsburgu,, popiera ścieżkę kariery wzbogaconą o wypożyczenie do gorszego klubu. W jego przypadku było to Podbeskidzie Bielsko-Biała.
Robert Gumny: Gdy przyszedłem z wypożyczenia, nie myślałem że będę tak dużo grał, bo Lech miał wielu dobrych obrońców.
— Radosław Nawrot (@RadoslawNawrot) December 15, 2017
- Jeśli nie grasz w klubie, to przede wszystkim trzeba szukać alternatyw, bo piłkarza najbardziej rozwijają mecze. Jeśli ktoś nie ma szans na regularną grę w Ekstraklasie, to jak najbardziej powinien spróbować swoich sił w I lidze - stwierdził Gumny w styczniowym wywiadzie dla aosporcie.pl, który możecie przeczytać tutaj.
Zalety innej szatni pozwalają na sprawdzenie mentalności, o której ostatnio coraz szerzej zaczęto rozmawiać w środowisku piłkarskim. Piłkarz o mocnym "mentalu" pójdzie na wypożyczenie i będzie walczył z zawodnikami, którzy grają w danym klubie na co dzień tak, jakby to robił w Lechu. Nie zwiesi również głowy, gdy przyjdzie mu usiąść na ławce i ewentualnie wspomóc zespół w dalszej części meczu.
Można powiedzieć, że to najlepszy sposób na oddzielenie mężczyzn od chłopców. Wspominał o tym nie tak dawno Nenad Bjelica, były szkoleniowiec Kolejorza, który w rozmowie dla chorwackiego portalu germanijak.hr wypowiedział się w następujący sposób:
- Życie pokazało historię wielu takich młodych zawodników, którzy na siłę byli promowani w wieku 16, 17 lat i zostali spaleni przez presję rodziny, publiczności i klubu. Nie są gotowi, są dziećmi. Najłatwiej jest umieścić w Lidze Mistrzów kogoś w wieku 18 lat. A co, gdy znika po trzech miesiącach? Zrobiło się mu przysługę, czy krzywdę? Faworyzowanie młodzieży nie jest dobre dla klubu, drużyny, czy hierarchii w zespole. Finalnie szkodzi to też samym zainteresowanym.
Przetarte szlaki
GKS Katowice, Odra Opole, Górnik Łęczna, Podbeskidzie Bielsko-Biała. Co łączy wszystkie te kluby? Lech Poznań. To właśnie tam Kolejorz posyłał w bój swoje perełki z akademii. Efekty wszyscy znamy. Ostatnie lata jasno pokazały, że piłkarze Kolejorza idący na wypożyczenie wracają ze zdwojoną siłą.
Tę drogę przebyli Jakub Moder, Jan Bednarek, Kamil Jóźwiak, Robert Gumny czy Tymoteusz Puchacz. Niemal wszyscy, oprócz Roberta Gumnego, są dziś pełnoprawnymi reprezentantami Polski, z którą pojechali na Euro 2020.
Każdy z wyżej wymienionych zawodników został również bohaterem zagranicznego transferu. Trzech pierwszych to podstawowi zawodnicy w swoich drużynach. Poczekać musimy jeszcze na Puchacza, który dopiero kilka tygodni temu parafował umowę z Unionem Berlin.
Śmiało można stwierdzić, że szlaki zostały przetarte, ale wszystko ostatecznie rozbić może się o niechęć do zejścia poziom niżej. Do zrobienia kroku w tył, żeby następnie wykonać dwa w przód. Właśnie taką łatkę przypina się Filipowi Marchwińskiemu.
Czytaj też 👉 Poznań Athletics 2021: Rekordy życiowe i próba generalna dla Golęcina
Golden Boy z potencjałem, ale czy z odpowiednią mentalnością?
Marchwiński jest wciąż młodym chłopakiem. Ma zaledwie 19 lat i całą karierę przed sobą. Już od dziecka przypisywano mu jednak ogromny talent. Dziś w mniemaniu wielu ekspertów powinien być w tym miejscu, w którym jest młodszy od niego o rok Kacper Kozłowski z Pogoni Szczecin. Na Euro 2020 z potencjałem na wyjazd do dobrego, zagranicznego klubu.
Na Marchwińskiego jako pierwszy postawił Adam Nawałka, który dał mu szansę w Lechu Poznań w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec w grudniu 2018 roku. 16-letni wówczas zawodnik odwdzięczył się trenerowi za zaufanie i zdobył bramkę stając się tym samym najmłodszym strzelcem w historii klubu.
Krótko później, na wiosnę, przyszedł mecz z Legią. Szlagier, w którym nie można sobie pozwolić na porażkę. Lechowi długo nie szło, ale na tablicy wyników długo utrzymywał się bezbramkowy remis. Aż do czasu, gdy na boisku pojawił się Filip Marchwiński, który w końcówce spotkania oddał strzał ze skraju pola karnego. Padł gol, który miał go napędzić…
Tak się jednak nie stało. Marchwiński zaliczał regularny zjazd, a ostatnie pół roku spędził głównie na drugoligowych boiskach, gdzie pomagał rezerwom w utrzymaniu się. Ten cel ostatecznie udało się zrealizować, choć trzeba jasno powiedzieć, że bardziej od Marchwińskiego wyróżniał się choćby Jakub Karbownik, który coraz śmielej puka do drzwi pierwszego zespołu Lecha.
Dziś wiemy, że Maciej Skorża chciałby, aby 19-latek poszedł na wypożyczenie, gdyż zdaje sobie sprawę z jego olbrzymiego potencjału, który dostrzegł włoski dziennik sportowy Tuttosport, nominując pomocnika Kolejorza do nagrody Golden Boy 2021. Na razie to jednak tylko potencjał, a nie urzeczywistniony talent.
Filip Marchwiński nominowany przez Włochów do nagrody Golden Boy. Kacper Kozłowski nie zmieścił się w setce 😅 pic.twitter.com/H8vimtFH8K
— Mateusz Rokuszewski (@mRokuszewski) June 15, 2021
- Chciałbym dać temu chłopakowi szansę rozwoju na wypożyczeniu, żeby gdzieś regularnie grał, bo jak wiadomo taka droga przynosiła w Lechu dobry efekt, taki zawodnik był wzmocnieniem. Myślę, że w jego przypadku byłoby podobnie - mówił na poniedziałkowej konferencji prasowej szkoleniowiec Lecha.
Problemem u Filipa Marchwińskiego wydaje się być przede wszystkim głowa, która, kolokwialnie mówiąc, nie dojeżdża w najprostszych sytuacjach boiskowych. Pomocnik Kolejorza często podejmował na boisku spóźnione decyzje, długo holował piłkę, a bez niej przy nodze wydawał się po prostu wolny.
Być może to właśnie obycie się z inną szatnią jest odpowiednim rozwiązaniem dla 19-latka, który musi spróbować uratować się przed przypięciem łatki najbardziej zmarnowanego talentu ostatnich lat w Polsce.
0 komentarze:
Prześlij komentarz