Lech Poznań wygrał 2:1 z Wisłą Kraków w ostatnim wyjazdowym meczu tego sezonu. Kolejorz tym samym wciąż ma jeszcze matematyczną szansę na zakończenie rozgrywek w górnej połowie tabeli.
Słaby kontra słabszy
Lechici po trzech porażkach z rzędu nie walczyli nawet o honor. Kompletnie zrujnowana drużyna przyjechała do Krakowa, gdzie mieli zmierzyć się z lokalną Wisłą. Gospodarze jednak nie odstawali poziomem od piłkarzy Kolejorza. Zawodnicy Białej Gwiazdy czekali na zwycięstwo już od sześciu meczów.
Krakowianie przed meczem zajmowali 13. miejsce w tabeli, Lech natomiast plasował się dwie pozycje wyżej. O ile Maciej Skorża w tym sezonie walczy o nic, to dla Petera Hyballi każdy punkt jest na wagę złota w rozmowach z zarządem podsumowującym sezon.
W kuluarach mówi się, że posada Niemca jest mocno zagrożona. Styl i wynik dzisiejszego meczu nie poprawił notowań ekspresywnego szkoleniowca.
Udokumentować przewagę
Spotkanie od samego początku nie zachwycało. Jakość była jednak po stronie przyjezdnych, co relatywnie szybko udało się przekuć w konkrety. W 12. minucie Mikael Ishak strzałem głową pokonał Mateusza Lisa.
Co ciekawe, Lechici tę bramkę wypracowali po rzucie rożnym - jest to swego rodzaju ewenement w skali sezonu. Dośrodkowywał Kwekweskiri, przedłużał Salamon, a ostatnie słowo należało do niezawodnego Szweda.
Czytaj też 👉 Mikael Ishak odejdzie z Lecha Poznań? "Gram swój najlepszy sezon w karierze"
Przebłyski kluczem do złapania formy
Druga bramka długo wisiała w powietrzu, bliżej niej byli lepiej dziś dysponowani goście, jednak do końca połowy wynik nie uległ zmianie. W oczy mogła rzucić się dobra dyspozycja tych, którzy zawodzili w tej rundzie.
Mowa oczywiście o Janie Sykorze oraz Danim Ramirezie. O ile ten drugi może być spokojny o swoje miejsce w składzie, tak dla filigranowego Czecha dobre występy są potrzebne niczym zapalniczce płomień.
Za rządów Macieja Skorży skrzydłowy przegrywał rywalizację z Michałem Skórasiem i Jakubem Kamińskim. Dziś dostał szansę od pierwszej minuty i dostarczył trenerowi kilku argumentów przy wyborze składu.
Bez zmian po przerwie
W drugiej połowie obraz gry niewiele się zmienił. Oprócz początkowych kilku minut słynny gegenpressing nie istniał, dzięki czemu Lechici mogli spokojnie rozgrywać piłkę.
Na zegarze wybiła 60. minuta, kiedy to na płycie boiska pojawił się dotychczasowy wielki nieobecny. Pedro Tiba ledwo wszedł na murawę i już zdołał dać sygnał swojemu konkurentowi w walce o skład, że tak łatwo z nim nie wygra.
Pocztówka z emerytury
Bramkę kontaktową dla Wiślaków zdobył Jakub Błaszczykowski. Człowiek-legenda krakowskiego klubu kilka minut po wejściu na boisko zanotował trafienie bezpośrednio z rzutu wolnego. Zastępując Brown Forbsa udowodnił, że mimo wieku wciąż ma "to coś".
Oprócz gola podciągnął grę swojego zespołu. Na nic więcej to się jednak nie zdało, bowiem Lechitom udało się zachować koncentrację do końca.
Nutka optymizmu w gąszczu beznadziei
Cieszyć może klarująca się rywalizacja w środku pola. Kwekweskiri, Tiba i Karlstroem w przyszłym sezonie niejednokrotnie będą spędzać Skorży sen z powiek. Dokładając do tego Murawskiego pozostaje mieć nadzieję, że trener Skorża nabawi się bezsenności z powodu dobrej dyspozycji wszystkich kandydatów do gry, a nie przez ich rozczarowującą postawę.
Wisła Kraków – Lech Poznań 1:2 (0:1)
Bramki: 78' Błaszczykowski - 12' Ishak, 61' Tiba
Lech Poznań: Van der Hart - Czerwiński, Salamon, Milić, Puchacz - Karlström, Kwekweskiri - Sýkora, Ramirez, Kamiński - Ishak
Wisła Kraków: Lis - Frydrych, Kone, Szota - Starzyński, Savić, Żukow, Gruszkowski - Medved, Brown Forbes, Yeboah
Żółte kartki: Brown Forbes - Czerwiński, Kvekveskiri, Karlstroem, Milić
Sędzia: Sebastian Jarzębak (Bytom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz