W Grodzisku Wielkopolskim w sobotę goli nie zobaczyliśmy. Warta Poznań bezbramkowo zremisowała ze Stalą Mielec, choć do meczu podchodziła ze znacznie innym nastawieniem niż jej przeciwnicy.
Nie tak to miało wyglądać
To oczywiście ze względu na wyniki w poprzednich spotkaniach. Stal Mielec przed tym meczem zajmowała ostatnie miejsce w Ekstraklasie. Z kolei Zieloni byli pięć punktów od podium. Na początku meczu nie było jednak widać tej różnicy, obydwa zespoły raczej sondowały rywali i do 20. minuty nie mieliśmy żadnych dogodnych sytuacji po żadnej ze stron.
Dopiero wtedy goście poważnie zagrozili bramce Adriana Lisa, po dobrej składnej akcji dośrodkowanie w polu karnym minęło bramkarza Warciarzy i gdyby nie Jakub Kuzdra mielibyśmy prowadzenie gości. Pięć minut później po dobrym przejęciu w środku pola Łukasza Trałki gospodarze znaleźli się w polu karnym Stali, jednak znów bez efektu bramkowego.
Pierwsza połowa była jedną z najgorszych w ostatnich meczach Warty Poznań, właściwie nic się nie działo, choć trzeba przyznać, że Adrian Lis na pewno częściej interweniował, niż Rafał Strączek, ale były to raczej interwencje przecinające podania podopiecznych Leszka Ojrzyńskiego, a nie bezpośrednio ratujące przed stratą gola. I chyba wszyscy obserwujący to spotkanie tylko modlili się o lepsze drugie 45 minut.
Więcej emocji po przerwie
Obydwaj trenerzy nie zdecydowali się na zmiany w przerwie, choć z pewnością liczyli na zmianę obrazu gry na boisku. I szybko mieliśmy dobre, mocne uderzenie z dystansu Macieja Domańskiego, ale blisko środka bramki i Lis nie miał większych problemów, żeby odbić tę piłkę. Później mieliśmy jeszcze dwie sytuacje, w których zawodnicy Stali padali w polu karnym, ale w żadnej z nich sędzia nie mógł podyktować rzutu karnego.
W 54. minucie mieliśmy nieco zaskakującą zmianę - Adam Zrelak wszedł na boisko za Mateusza Kuzimskiego, ale nadal goście byli bliżej bramki. Tomasiewicz minął się z piłką po dośrodkowaniu Domańskiego, gdyby nie to pewnie mielibyśmy 0:1, bo sytuacja była naprawdę wyborna!
Dziesięć minut później na pierwszy rzut oka groźna sytuacja sam na sam pod bramką Lisa nie skończyła się nawet strzałem, a jedynie... spalonym. Osobie, która nie oglądała tego meczu wystarczyłoby pokazać jedynie tę akcję, żeby zobrazować w pigułce przebieg całego spotkania. Później bardzo zbliżona sytuacja, rajd Makany Baku lewym skrzydłem, trzykrotnie próbowali go powalić obrońcy Stali, jednak ten przebrnął do pola karnego, ale potem wycofał się a przy okazji piłkę do Kupczaka, któego strzał z 20 metra został zablokowany.
Końcówka dla Warty
W kolejnych minutach trwało zamieszanie w polu karnym Stali Mielec. Bramkarza gości na zmianę próbowali pokonać bramkarza rywali Trałka i Zrelak, jednak Strączek był nie do pokonania i ostatecznie sędzia odgwizdał spalonego. Dotychczas były to najgroźniejsze sytuacje w całym spotkaniu, ale na tablicy wyników wciąż widniał bezbramkowy remis.
Pod koniec lepiej wyglądali podopieczni Piotra Tworka, choć dla nich bezbramkowy remis nie był taką tragedią jak dla gości, którzy chcieli się uwolnić od myśli o spadku z Ekstraklasy. Jednak bez goli ani specjalnie groźnych okazji, trudno żeby się tak stało. Jeszcze pod koniec dwie okazje - najpierw po rzucie rożnym, ale Aleks Ławniczak głową ponad bramką, potem Baku trafił w poprzeczkę. Ale ostateczny wynik spotkania 0:0.
0 komentarze:
Prześlij komentarz