Lech Poznań po przerwie reprezentacyjnej miał grać lepiej. Gra jednak wciąż słabo, ale trener Dariusz Żuraw zapowiada, że zrobi wszystko, aby podnieść zespół. Tak przynajmniej zapowiedział na konferencji po meczu z Cracovią, podczas której musiał zmierzyć się z ostrymi reakcjami ze strony poznańskich dziennikarzy.
Widmo porażki decyzjonizmu
Wrażenie, jakie sprawia mowa ciała trenera słabnie z meczu na meczu. Nie kryje się z tym, że sam jest w mentalnym kryzysie. Nie jest to wcale odosobniony przypadek.
Jego kolega po fachu, a ostatni przeciwnik, czyli Michał Probierz na początku roku sam wyznał, że mierzy się z wypaleniem zawodowym i nie będzie dłużej w stanie prowadzić zespołu. Rozmowy z prezesem Filipiakiem zaowocowały jednak zmianą decyzji i Probierz ostatecznie wycofał swoją dymisję.
- Przegrywamy kolejny mecz, w którym przeciwnik krzykiem, determinacją i zaangażowaniem wybija nas z rytmu, a my nie umiemy sobie z tym poradzić.
Takimi słowami trener Żuraw podsumował kolejną, bowiem już ósmą ligową porażkę w tym sezonie. Co właściwie one oznaczają?
Szkoleniowiec otwarcie przyznaje, że nie jest już w stanie odpowiednio zmotywować drużyny na mecz. Reagowanie na bieżące wydarzenia na boisku również nie jest mocną stroną trenera w ostatnim czasie, co równie otwarcie wyznaje.
- Strata bramki powoduje, że nie potrafimy mentalnie sobie z tym poradzić. Nie potrafimy narzucić takiego grania jak wcześniej i to chyba tyle. Przyczyny upatruję w nastawieniu mentalnym.
Zostaje jedynie zadać pytanie - jaki sens ma projekt Dariusza Żurawia, skoro publicznie wyznaje, że nie jest w stanie dźwignąć ciężaru kryzysu? To już drugi przegrany mecz z rzędu, w którym to Kolejorz był na prowadzeniu. Zabrakło postawienia kropki nad i, tak aby zamknąć mecz.
- Jeżeli tylko będę miał taką szansę spróbuję zrobić wszystko co w mojej mocy, aby podnieść zespół.
Ciężkie powroty z kadry
Same decyzje personalne odnośnie wyboru składu również pozostawiają wiele wątpliwości. Nikt nie ma zamiaru ingerować w kompetencje Żurawia, jednak niektóre jego decyzje personalne mogą dziwić.
W sobotę od początku postawił on na młodego Marchwińskiego, dla którego był to 63. mecz w pierwszej drużynie, z czego może dwa i pół były na względnie poprawnym poziomie. Trener nie tyle wystawił się tym ruchem na krytykę, co rozłożył wysoki na kilometr billboard z napisem „Ej, tu jestem!”.
Tym bardziej, że w kadrze ma doświadczonego reprezentanta Gruzji, Nikę Kvekveskiriego. Ten cierpliwie czeka na swoją poważniejszą szansę, której jeszcze de facto nie otrzymał, ale póki co może jedynie kopać bannery reklamowe, śledząc poczynania młodego Filipa i sporadycznie wybiec na kilka minut, by zapozować w niebiesko-białych barwach.
- Decyzję o wystawieniu Marchwińskiemu podjąłem na podstawie tego, że Kvekveskiri wrócił w czwartek wieczorem do klubu, a w piątek był na pierwszych zajeciach.
Podobnie jak Marchwiński, który wybiegł w pierwszej jedenastce.
Who needs "skrzydłowy"?
Nie można odmówić racji Żurawiowi w tym, że kłopotu bogactwa w Lechu nie mamy. Jedyny element zaskoczenia, na jaki aktualnie pozwala sobie trener to zamiana stronami Skórasia i Sykory.
Koronawirus również zbiera swoje żniwo, w wyniku czego Kamiński jest rzucany raz po lewej, raz po prawej stronie obrony. Metodą zapobiegawczą takich problemów jest okno transferowe. Zimą Tomasz Rząsa zapomniał zakontraktować skrzydłowych i bocznych obrońców, w efekcie czego miękką poduchę na konferencji ma Dariusz Żuraw.
- Są takie momenty, w których chciałoby się coś zmienić, dać jakiś impuls, natomiast jesteśmy w trudnej sytuacji kadrowej i nie bardzo mamy możliwości wprowadzić kogoś, kto pociągnąłby nam grę.
Czytaj też 👉 Lech Poznań latem ruszy na zakupy? "Skrzydłowy potrzebny od zaraz!"
Wizyta mistrza, czyli szansa na podpatrzenie trenerskiego fachu na żywo
W perspektywie tygodnia mecz z liderem - na Bułgarską zawita Legia Warszawa. Ta sama, która miała za wąską kadrę na walkę o mistrzostwo i olbrzymie długi, przez które kilkukrotnie ponoć zbankrutowała.
Na ławce trenerskiej stołecznych zasiada jednak pewien znany kibolom jegomość - Czesław Michniewicz. Zmiana ustawienia pod zawodników, jakimi się dysponuje i elementarna znajomość fachu w tym sezonie jest wystarczająca, aby w maju fetować nad Wisłą. Michniewicz zrezygnował ze skrzydłowych, wiedząc, że na tej pozycji w kadrze zalęgły się szczury i postanowił przejść na grę wahadłowymi.
Trener Żuraw z kolei przekonuje, że filozofia klubu jest inna. Zaznacza również, że występujący ostatnio na bokach obrony Jakub Kamiński byłby zbyt poszkodowany zmianą ustawienia, bowiem nie może sobie pozwolić na sadzanie go na ławce.
No przecież... jak powszechnie wiadomo, skrzydłowy poprawnie spisujący się na bokach obrony wahadłowym byłby żadnym. Nie wspominając już o Puchaczu, czy Czerwińskim, którzy są uosobieni niezwykle ofensywnie i kiedy tylko są w formie mogą dać dużo pary poznańskiej lokomotywie.
- Nie jest to sezon taki, jaki byśmy sobie życzyli. - podsumowuje z wysoką kurtuazją Żuraw.
Wydaje się, że przekroczyliśmy etap czy, a wkroczyliśmy w kiedy.
0 komentarze:
Prześlij komentarz