Był maj 2018 roku, kiedy podczas słynnej konferencji Piotr Rutkowski, wówczas wiceprezes, a obecnie prezes i właściciel Lecha Poznań, zapewnił, że nigdy się nie podda i wraz z klubem będzie walczył dalej. Kolejorz wpadł wtedy wtedy w ogromny kryzys, który z pewnymi przerwami trwa tak naprawdę do dziś.
***
🔊 Tekst został przygotowany przy współpracy z "Magazynem Reporterów Radia Afera", którego możecie słuchać w każdy poniedziałek o 20 w Radiu Afera. Materiał w wersji audio wraz z dyskusją z Wiktorem Morawskim, fanem duńskiego futbolu i tamtejszych klubów, które powinny być wzorem dla Lecha, znajdziecie na dole tego artykułu.
***
Rutkowski wiele lat wcześniej, bo już w 2013 roku mówił o tym, że klub opracował strategię na przynajmniej najbliższych siedem lat. Więcej o planie “Lech 2020” dowiedzieliśmy się w okresie, w którym Duma Wielkopolski po raz ostatni sięgnęła po mistrzostwo Polski, a więc w sezonie 2014/2015. Plan zakładał sukcesy klubu na wielu płaszczyznach, nie tylko tej finansowej, ale także przede wszystkim tej sportowej.
- Jest jedna rzez, z której wszyscy w Lechu Poznań mogą być zadowoleni i jest nią akademia. Natomiast trzeba zauważyć, że największą tragedią planu "Lech 2020" jest wynik sportowy. O ile dobrze pamiętam, ten plan zakładał dwukrotny udział Lecha w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a tak naprawdę udało się zagrać tylko w Lidze Europy. Przypominam, że awans do niej, poza gratyfikacjami finansowymi i zielonym Excelem, nie idą żadne trofea. Ta gablota, jak była, tak wciąż jest w dalszym ciągu zakurzona - mówi Jakub Szymczak, były pracownik działu medialnego Kolejorza.
Krytyka spada na władze
Wiele osób o taki stan rzeczy obwinia rządzących klubem od blisko dekady prezesów Karola Klimczaka i Piotra Rutkowskiego. Sytuacja ich obu jest jednak naprawdę wyjątkowa.
- Byłoby kuriozum, gdyby właścicielowi czy prezesowi nie zależało na tym, by jego firma się rozwijała. Wszystkim, którzy tym klubem się zajmują, zależy na tym, aby on się rozwijał, a zespół osiągał najlepsze wyniki. Na pewno te osoby wciąż się uczą. Często przewija się watek, że Piotr Rutkowski wie już dużo więcej, ale wciąż się tego klubu uczy. Lech przyjął sobie jednak pewną misję budowania klubu, dążąc do pewnej wizji. Pytanie brzmi jednak czy ona jest właściwa i czy właściwy jest sposób dotarcia do niej - zastanawia się Bartosz Aleksandrowicz, również były pracownik Dumy Wielkopolski, a obecnie rzecznik prasowy Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Choć więc włodarze Lecha wciąż się uczą, pytanie brzmi, czy powinni oni to robić na tak żywym organizmie, jakim jest Kolejorz. A przede wszystkim, czy nie warto by na ich miejscu częściej wyjść z takimi jasnymi deklaracjami jak zrobił to prezes Rutkowski w 2018 roku.
- To zawsze było podejście minimalistyczne. Można to bagatelizować, że nie mamy najwyższego w lidze, przecież Legia ma wyższy, to czemu mamy cały czas walczyć o mistrzostwo. No właśnie dlatego. Bo jeśli nie uda się, ok, będziemy drudzy. Z drugim budżetem w lidze nie można walczyć o europejskie puchary, bo to jest po prostu twój obowiązek. Cele wyznaczane przez zarząd pokazuję, jak bardzo minimalistyczne jest to podejście. To wszystko później przekłada się na również inne sfery - uważa Szymczak.
Plan Lecha był (za) ambitny
W przypadku planu "Lech 2020" trzeba też pamiętać, że był on tworzony w czasie hossy klubu, kiedy ten sięgał po swoje ostatnie znaczące sukcesy. Być może ten plan był więc po prostu nieco zbyt ambitny.
- My mówimy o budowie klubu w perspektywie kilku lat, a może powinniśmy na to spojrzeć w kontekście lat kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu. Nie wydaje mi się też, by ten plan był jakąś fasadą, bo Lech chciał napiąć muskuły czy pokazać się sponsorom. Klub chyba naprawdę wierzył w to, że jest w stanie coś takiego osiągnąć w tak krótkim stanie. Niestety nie jest w stanie - przyznaje Radosław Nawrot, dziennikarz sportowy "Interii".
Jeszcze jedna refleksja na koniec dnia. Dziś legł w gruzach plan "Lech 2020". Miały być grupy 2LM+3LE, jest 1LE i trzy lata...
— Bart Aleks (@BartAleksandr) August 3, 2017
Choć wielu kibiców Lecha przyzwyczaiło się już do jego porażek w kluczowych momentach, ten wciąż ma pozycję hegemona w regionie. To jednak strata tej lokalnej dominacji stanowi dla niego największe zagrożenie.
- W piłce nożnej nigdy nie możemy być niczego pewni tak do końca. Lech obrósł w takie przekonanie, że jego pozycja w Poznaniu jest nienaruszalna, że nie ma konkurencji nie tylko piłkarskiej, ale w ogóle sportowej. Nigdy nie mów jednak nigdy. Być może kiedyś pozycja Lecha rzeczywiście zostanie naruszona i tak naprawdę on sam będzie wtedy sobie winny - dodaje Nawrot.
Kluczowe były, są i będą wyniki
Klub próbuje z tym walczyć, a także wciąż rozwija się na wielu płaszczyznach. Ostatnio w celu zwiększenia swojego know-how rozpoczął współpracę z Uniwersytetem im. Adama Mickiewicza. Organizuje też liczne akcje dla swoich kibiców oraz stale rozwija akademię i rozbudowuje infrastrukturę. Wszystkie te działania są jednak przyćmiewane przez słabe rezultaty pierwszej drużyny.
- Z doświadczenia pracy w klubie wiem, że czego by Lech nie zrobił pod względem marketingowym, kluczowym i tak naprawdę jedynym czynnikiem mającym wpływ na frekwencję, są wyniki sportowe. Ci najbardziej zagorzali kibice i tak przyjdą na stadion. Wokół tego Lech może zawsze ciągnąć wózek. Kwestią wyniku sportowego jest jednak to, ilu zgromadzi na swoich meczach konsumentów - podsumowuje Aleksandrowicz.
By ci konsumenci jednak przyszli, Lech potrzebuje czegoś znacznie więcej niż awansu do fazy grupowej Ligi Europy raz na pół dekady.
0 komentarze:
Prześlij komentarz