Nie milkną echa poniedziałkowego występu dwóch piłkarzy mających objawy koronawirusa w meczu Warty Poznań z Legią Warszawa. Zieloni są wściekli i nie ma się im specjalnie co dziwić.
W zaległym meczu 6. kolejki Ekstraklasy drużyna ze stolicy z dużą łatwością pokonała beniaminka 3:0. O samym wyniku w ekipie trenera Piotra Tworka pewnie jak najszybciej chciano by zapomnieć. Sam mecz w zapomnienie szybko jednak nie odejdzie. A wszystko przez wypowiedź, której dopuścił się trener warszawian, Czesław Michniewicz, tuż po zakończeniu tego spotkania.
- Przed rozgrzewką Igor Lewczuk zgłosił, że ma gorączkę. Jesteśmy mu wdzięczni, że dał radę wystąpić, bo nie było innego środkowego obrońcy. W przerwie meczu Tomas Pekhart zgłosił brak węchu, było mu też bardzo zimno. Spodziewamy się najgorszego… - przyznał szkoleniowiec Wojskowych.
Cytat ten dość szybko wywołał burzę. Piłkarskie środowisko zaczęło zadawać pytania, spośród których to najczęstsze brzmiało: jak w czasach zarazy Legia mogła dopuścić do tego, by wystawić w meczu dwóch piłkarzy z objawami, które mogą oznaczać koronawirusa?!
Komunikat wystosowała też wreszcie wczoraj sama Warta, w którym Zieloni również wyrazili swoje niezrozumienie wobec zaistniałej sytuacji. Poznański beniaminek uznał postępowanie Legii za "naruszenie zasad" i "dżentelmeńskiej umowy".
"Takie postępowanie stoi w jawnej sprzeczności z regułami, których wszyscy zobowiązaliśmy się przestrzegać. Budzi też obawy, co do wzajemnego zaufania w przyszłości. A to właśnie na nim opiera się przede wszystkim idea sportowej rywalizacji w czasach pandemii" - czytamy w jednym z jego fragmentów
Klub z Łazienkowskiej na komunikat Warty odpowiedział jedynie opublikowaniem raportu medycznego, w którym stwierdził, że żaden z jego piłkarzy przed spotkaniem z Dumą Wildy nie wykazywał objawów COVID-19. Lewczuk i Pekhart mają z kolei jeszcze dzisiaj przejść dodatkowe testy.
Cała ta afera pokazuje jedynie, jak bardzo nieprzygotowani jesteśmy na wielu płaszczyznach w walce z koronawirusem. Obrazuje ona także pewną niekonsekwencje i niejednolitość w przepisach. Skoro bowiem na mecz Zielonych, jeszcze przed wprowadzeniem zakazu publiczności, nie dostałby się żaden kibic z podwyższoną temperaturą, ciężko zrozumieć, dlaczego podobna zasada nie dotyczy również piłkarzy. A to przecież właśnie oni, jako jedni z nieliczni na całym stadionie, nie muszą mieć założonych w czasie meczu maseczek.
Czy za takie koronawirusowe party należy się walkower dla Warty? Zgodnie z przepisami, beniaminek na nic nie powinien raczej liczyć. Czy Legia i inne polskie kluby powinny ryzykować zdrowie wciąż kilkudziesięciu osób na stadionie w imię wygranej? Z pewnością nie. Chyba że komuś zależy na tym, by nie dokończyć obecnego sezonu. Ta opcja jest jednak nieopłacalna tak naprawdę dla wszystkich.
0 komentarze:
Prześlij komentarz