450 minut bez ligowego gola z gry. Indolencja strzelecka Warty Poznań jest niepokojąca, a po pierwszych meczach w Ekstraklasie niewiele wskazuje, by została ona szybko przerwana.
Nie licząc pucharowego pojedynku z występującymi na trzecim poziomie rozgrywkowym Błękitnymi, Warta Poznań ma za sobą passę pięciu kolejnych ligowych spotkań bez strzelonego gola z gry. W barażach o udział w Ekstraklasie z pomocą przyszedł VAR i rzuty karne, po których Zieloni najpierw rozprawili się z Bruk-Betem, a w finale pokonali Radomiak.
Po awansie do najwyższej klasy rozgrywkowej podopieczni trenera Piotra Twora póki co jeszcze nie mogli liczyć na jedenastkę bądź gola po stałym fragmencie gry. Ba! Nie mogli liczyć na żadnego gola, bo w trzech pierwszych kolejkach nowego sezonu ani razu nie zdołali pokonać bramkarzy przeciwników.
Warcie nie można odmówić chęci. Te są. Widoczne były szczególnie na tle drużyn, które raczej na początku nowego sezonu nie szaleją pod względem stylu gry. W spotkaniu z Lechią Duma Wildy przez dużą jego część była zespołem lepszym, ale zabrakło tego dosłownie ostatniego dotknięcia piłki. Tak samo było też podczas sobotniego meczu z Piastem. Spotkanie z Zagłębiem to z kolei inna historia i nie ma co usprawiedliwiać Warciarzy - w nim Miedziowi byli po prostu dużo lepszym zespołem.
Posucha wśród napastników
Wróćmy jednak do tej indolencji strzeleckiej, bo ta jest naprawdę martwiąca. Warta przed startem Ekstraklasy rozstała się z napastnikiem, który wystąpił w obu spotkaniach barażowych. Łukasz Spławski trafił do Puszczy Niepołomice, a poniekąd w jego miejsce został sprowadzony Mateusz Kuzimski, wicekról strzelców poprzedniego sezonu I ligi.
Po pierwszych występach można stwierdzić, że 29-latek ma potencjał na to, by być realnym wzmocnieniem ataku Warty. To on uratował jej awans do kolejnej fazy Pucharu Polski, ale w lidze póki co jeszcze nie strzelił. Widać, że piłka go szuka i wydaje się, że jeśli któryś z napastników ma pokonać w najbliższych meczach rywala, to będzie nim właśnie były zawodnik Chojniczanki.
Tego samego niestety nie możemy powiedzieć o Gracjanie Jarochu. Wychowanek Polonii Przemyśl był objawieniem rundy jesiennej ubiegłego sezonu. W trakcie pierwszej części rozgrywek strzelił w sumie dla Warty siedem goli i już zimą mógł trafić do Ekstraklasy. Dużo mówiło się o zainteresowaniu ze strony Wisły Płock, ale 22-latek ostatecznie pozostał w ekipie Dumy Wildy. Wiosną mocno zrzucił jednak z gazu. Ostatniego gola w lidze strzelił jeszcze w marcu w spotkaniu przeciwko Radomiakowi. Choć w obecnym sezonie to on otworzył wynik w meczu z Błękitnymi w Pucharze Polski, jego trzy epizody w Ekstraklasie przeszły raczej bez większego echa.
Ostatni z nominalnych napastników, Mateusz Szczepaniak w miniony weekend strzelił gola, ale w... barwach rezerw Warty. Choć to zawodnik o jednym z największych staży w Ekstraklasie w całej kadrze Zielonych, wiele wskazuje na to, że jego dni w ekipie ze stolicy Wielkopolski są już policzone i były zawodnik m.in. Podbeskidzia czy Cracovii wkrótce przestanie być graczem Dumy Wildy.
Komu więc strzelać?
Skoro nie napastnicy, być może za strzelanie będą musieli zabrać się wspierający ich skrzydłowi? Póki co miejsce w pierwszym składzie mają Michał Jakóbowski oraz Mariusz Rybicki. Ten pierwszy na razie zasłynął raczej kuriozalną czerwoną kartką w inauguracyjnym spotkaniu z Lechią, którą obejrzał za dwie próby wymuszenia rzutu karnego. Temu drugiemu w najbliższym tygodniu stuknie rok od momentu strzelenia swojego ostatniego (zarazem jedynego) gola dla Zielonych. Robert Janicki, czyli ofensywny pomocnik Warty, to natomiast zawodnik raczej dogrywający kolegom niż sam uderzający, co wyszło przy dogodnej sytuacji do strzału w meczu z Piastem.
Wydaje się więc, że przy braku formy strzeleckiej ofensywnych piłkarzy Warty, ta będzie musiała liczyć na zryw któregoś z bardziej defensywnie nastawionych zawodników podczas jakiegoś stałego fragmentu gry. W tej chwili najważniejsze pytanie nie brzmi już bowiem, kiedy podopieczni trenera Tworka strzelą gola z gry, lecz kiedy zdobędą bramkę w ogóle. Bo ta seria w lidze ciągnie się już od 270 minut. A przecież przed Wartą teraz Derby Poznania...
0 komentarze:
Prześlij komentarz