Świetne występy w Lechu Poznań, wyjazd na mistrzostwa świata do Rosji i być może ponowne zakotwiczenie w którymś zagranicznych klubów. Maciej Makuszewski pewnie mniej więcej tak wyobrażał sobie kilkanaście ostatnich miesięcy. Jeden moment, jeden zły krok sprawił jednak, że teraz swoją karierę będzie musiał odbudować tam, skąd już kiedyś wypłynął na szerokie wody - w Jagiellonii Białystok.
Tak, uważam, że kluczowe dla losów skrzydłowego, który dopiero co przekroczył 30. rok życia wcale nie było objęcie drużyny przez trenera Dariusza Żurawia, który jesienią dał mu rozegrać w lidze zaledwie pięć spotkań. Ten najwazniejszy dla przygody Makiego w Lechu moment miał miejsce 10 grudnia 2017 roku podczas meczu z Cracovią.
Byłem na tym spotkaniu i doskonale pamiętam rozpacz Makuszewskiego, kiedy po niemal półgodzinie gry musiał opuścić murawę Bułgarskiej. Feralne poślizgnięcie się na piłce brutalnie przerwało chyba najlepszy okres w jego karierze. Okres, który być może już ponownie mu się nie przydarzy.
Choć w przeszłości reprezentował barwy całkiem solidnych zespołów z dużo lepszych lig niż Ekstraklasa, czyli Tereka Grozny (obecny Achamt) oraz Vitórię Setúbal, to w reprezentacji Polski zadebiutował właśnie jesienią 2017 roku. Był wtedy w prawdziwym gazie. Do momentu fatalnej w skutkach kontuzji zanotował w ówczesnym sezonie w lidze pięć goli i cztery asysty. Teraz takie statystki często w przypadku niektórych skrzydłowych satysfakcjonują nas na przestrzeni całego sezonu...
Maki miał duże szanse na to, by wrócić do Rosji, lecz nie do tamtejszej ligi, ale by pojechać z reprezentacją na mistrzostwa świata. Selekcjoner Adam Nawałka dał mu zadebiutować w innym kluczowym, tyle że dla samego późniejszego trenera Lecha, momencie - w przegranym w Kopenhadze spotkaniu z Danią (4:0). W zaledwie nieco nieco ponad dwa miesiące Makuszewski miał już na swoim koncie pięć meczów w kadrze, w tym jeden w wyjściowym składzie.
Czas na odbudowę
Po kilku miesiącach żmudnej rehabilitacji urodzony w Grajewie zawodnik powrócił na kilka ostatnich, tak przygnębiających spotkań kończących sezon 2017/2018 i tym samym przygodę Nenada Bjelicy w Bułgarską. Makuszewski po jego odejściu tylko jeszcze dwukrotnie naprawdę łapał wybitną formę - na samym początku kadencji Ivana Djurdjevicia oraz również podczas pierwszych dni Adama Nawałki. Do końca swojej przygody z Lechem zanotował jeszcze siedem asyst. Gola w lidze od momentu powrotu po kontuzji jeszcze nie strzelił.
Jego odejście z Lecha to smutne, lecz konieczne wyjście z całej tej sytuacji. Makuszewski nawet w meczach III-ligowych rezerw nie prezentował bowiem niczego specjalnego, podobnie jak podczas kilku epizodów, które dostał od trenera Żurawia w Ekstraklasie. Teraz czas więc na powrót na stare śmieci i odbudowę. W Jagiellonii 30-latek, który podpisał z nią półroczny kontrakt, ma bowiem wciąż coś do udowodnienia.
- Chcę pokazać, że Makuszewski jeszcze się nie skończył. Jeżeli tylko otrzymam szansę, to będę walczył na maksa, bo tego wymaga futbol - powiedział w rozmowie z oficjalną stroną Jagiellonii Białystok.
I choć ostatnie miesiące były dla niego co najmniej mało udane, choć wydaje się, że od momentu kontuzji Makuszewski już nigdy nie zbliżył się do swojej najwyższej formy z jesieni 2017, to wciąż należy pamiętać o jego zasługach dla Kolejorza. Skrzydłowy rozegrał w jego barwach 110 meczów, w tym 88 w Ekstraklasie. Zanotował w nich dziewięć goli i aż 26 asyst. Te wielokrotnie były zresztą niezwykle ważne - jak choćby właśnie przeciwko Jagiellonii w ostatniej kolejce sezonu 17/18 (2:2) czy pierwszym spotkaniu z Gandzasarem Kapan (2:0). Wreszcie to jeden z niewielu zawodników z obecnej kadry, który coś z Lechem wygrał - choć to tylko Superpuchar Polski. Szkoda więc, że jego przygoda z Lechem kończy się w taki, a nie inny sposób. Dla wszystkich stron to chyba jednak rozwiązanie najlepsze z możliwych.
Piotrek Przyborowski
0 komentarze:
Prześlij komentarz