Po jednej stronie Adrian Cierpka, a więc brązowy medalista młodzieżowych Mistrzostw Europy i Artur Marciniak, kapitan kadry U-20, która na mundialu ograła samą Brazylię. Po drugiej zaś ośmiokrotny reprezentant Polski Marcin Kowalczyk oraz uczestnik tegorocznego Pucharu Azji Edgar Bernhardt. Mecz Warty Poznań z GKS-em Tychy już od początku zapowiadał się na spotkanie godnym miana international level. Najwięcej emocji przed tym starciem wzbudza jednak nazwisko najnowszego nabytku śląskiego zespołu. Carlos Peña, bo o nim mowa, jeszcze niedawno grał na dorosłych mistrzostwach świata, a w niedzielę przyjdzie mu stawić czoła Zielonym.
23 czerwca 2014 roku. Zbliża się końcówka ostatniego grupowego spotkania Meksyku podczas brazylijskiego mundialu. Zespół prowadzony przez Miguela Herrerę prowadzi z Chorwacją 2:0. Mając wynik pod kontrolą, szkoleniowiec postanawia wpuścić na boisko swojego młodego wojownika. Peña zastępuje na doświadczonego Oribe Peraltę. El Tri wygrywają ostatecznie 3:1 i chociaż dla samego pomocnika było to jedyne dziesięć minut na tamtym mundialu, to pewnie wtedy nie spodziewał się, że później w kadrze rozegra jeszcze tylko dwa mecze - w tym upokarzające 45 minut w przegranym 0:7 z Chile półfinale Copa América Centenario 2016.
Szkocka tragedia
Momentem, który być może jednak najbardziej zaważył na karierze Meksykanina, była jego przeprowadzka do Europy. Latem 2017 zdecydował się on na transfer do Rangers FC, odradzającym się szkockim gigancie, w którym chciał go Pedro Caixinha - portugalski szkoleniowiec raczej mało znany na Starym Kontynencie, ale z późniejszymi sukcesami właśnie w ojczyźnie nowego piłkarza tyszan.
- Peña kosztował ponad dwa miliony funtów, ale jego pozyskanie okazało się ogromnym błędem dla Rangersów. Był kompletnie bez formy, kiedy zjawił się w Glasgow i przez pierwsze tygodnie musiał trenować indywidualnie, by wrócić do normalnej dyspozycji. Okazało się później, że miał reputację imprezowicza. W tych kilku meczach, które rozegrał dla The Gers biegał dość wolno i jego tempo nie pozwalało mu rozwinąć skrzydeł w znanej ze swojej fizyczności Scottish Premiership. Po tym, jak Caixinha został zwolniony, było jasne, że dni Meksykanina na Ibrox Stadium są policzone - opowiada Fraser Wilson z Daily Record oraz footballscotland.co.uk.
Chociaż szkocka opinia publiczna dość mocno zawiodła się na swojej niedoszłej gwieździe, to jednak Peña w pierwszej połowie sezonu 2017/2018 nie miał aż tak złych statystyk. Wystąpił w sumie w 12 spotkaniach, w których strzelił cztery gole. Problemem była jednak jego forma fizyczna, przez którą opuścił w tym czasie aż dziesięć meczów.
- Peña w Glasgow miał grać jako naturalna '10', czyli ktoś grający tuż za napastnikami, który jest w stanie zyskać nieco przestrzeni, a czasem też coś strzelić. Pokazywał to wielokrotnie w Meksyku oraz na początku swojego pobytu w Szkocji. Jego kondycja fizyczna, a właściwie jej brak sprawił jednak, że z czasem pojawiły się problemy z tempem i szybkością, które powstrzymały go przed rozwinięciem skrzydeł na Wyspach - dodaje Wilson.
Caixinha z Rangersów został zwolniony po zaledwie 229 dniach na stanowisku, a jego kadencja określana jest mianem 'strasznego bałaganu od początku do końca'. Portugalczyk chwilę później został jednak ogłoszony nowym trenerem meksykańskiego Cruz Azul. Nie zapomniał wtedy o swoim podopiecznym z Ibrox Stadium i szybko postanowił się do niego odezwać.
- Peña w końcówce 2017 roku dostawał już naprawdę mało minut w Rangersach. Caixinha wciąż jednak niego wierzył, więc postanowił mu pomóc i sprowadził go do Cruz Azul - przyznaje Karla Villegas Gama, redaktor naczelna FOX Deportes.
Jego powrót do Ligi MX okazał się jednak klapą. Przez pół roku jedynie dwukrotnie pojawił się w pierwszym składzie i za każdym razem dostał wędkę już w przerwie. Na boisku był cieniem piłkarza, który w przeszłości zdobywał mistrzostwa Meksyku.
- Swój najlepszy okres miał z pewnością w León, którego barwy reprezentował w sumie trzykrotnie. To właśnie z tym zespołem udało mu się dwa razy wywalczyć mistrzostwo, a jego udane występy dały mu przepustkę do reprezentacji narodowej. Wiele osób chciałoby, by teraz zdołał on wrócić na tamten poziom, a tym samym również i do kadry - dodaje Villegas Gama.
Pozaboiskowe perturbacje
Po rozstaniu z Cruz Azul Peña pozostał jednak w kraju. Tym razem odezwała się do niego Necaxa - klub bez większych sukcesów w ostatnich latach, który swój złoty okres miał w połowie lat 90. Wydawało się, że jak już tam pomocnik sobie nie poradzi, to już pewnie nigdzie. Wtedy jednak pojawiły się problemy z alkoholem.
- Do klinki, która miała mu pomóc w walce ze swoim uzależnieniem od alkoholu trafił właśnie po odejściu z Cruz Azul - przyznaje Villegas Gama.
- Jego problemy z alkoholem w Meksyku są sprawą udokumentowaną. Nie ma jednak dowodów na to, że nadużywał on już podczas swojego pobytu w Szkocji. W styczniowym wywiadzie otwarcie przyznał, że jeszcze nie do końca sobie z tym poradził, ale wciąż kontynuuje leczenie - dodaje Wilson.
Pozaboiskowe problemy sprawiły, że jego pobyt w kolejnym zespole okazał się znowu niewypałem. Bo chociaż Nexaca wywalczyła w tym czasie Superpuchar, to Peña rozegrał w sumie jedynie 468 minut w lidze i pucharze bez goli czy też asyst. Oficjalny powód jego rozstania z klubem z Aguascalientes był jednak nieco bardziej złożony.
- Necaxa przeżywała wtedy zmiany strukturalne. Klub postanowił zakończyć współpracę z Carlosem w momencie, kiedy zmienił się tam dyrektor sportowy, który nie uwzględnił go w swoich planach. Zbiegło się to także z rozwiązaniem kontraktu z Rangersami - mówi Villegas Gama.
Tychy ostatnią szansą
- Przyznaję, że popełniłem błędy podczas mojego pobytu w Szkocji i po powrocie do Meksyku, ale też wiele się z nich nauczyłem. Wierzę, że mogę wrócić na poziom z czasów gry dla reprezentacji - mówił już po podpisaniu kontraktu z tyszanami sam zainteresowany.
48 goli w 225 występach w meksykańskiej ekstraklasie, 19 meczów w reprezentacji narodowej czy też pseudonim Gullit nie wzięły się jednak znikąd. Peña wciąż też nie jest jeszcze piłkarskim emerytem, 29 marca będzie obchodzić 29. urodziny. Te dane oraz słowa samego piłkarza sprawiają, że jego pobyt w Tychach wcale nie musi być jedynie odcinaniem kuponów.
- Myślę, że wciąż jest to piłkarz, który może wyróżniać się na tle polskich ligowców. Nie zapominajmy, że w przeszłości był uważany za wielki talent. Gra w GKS-ie może być dla niego trampoliną. To, czego w tym momencie najbardziej potrzebuje, to zaufanie i czas, które pozwolą mu powrócić do najwyższej dyspozycji. Wciąż wierzę, że uda mu się jeszcze powrócić kiedyś do reprezentacji - przyznaje Villegas Gama.
- Czuję, że GKS Tychy to dla niego ostatnia szansa, jeśli chce powrócić na najwyższy poziom. Zawiódł w ostatnich trzech klubach, a jego problemy z alkoholem są już doskonale znane. Jeśli będzie chciał nad sobą ciężko pracować i powróci tym samym do formy, Tychy mogą zyskać prawdziwą gwiazdę w zespole. Wszystko zależy jednak od podejścia samego zawodnika - uważa natomiast Wilson.
I-ligowa terapia
Piłkarza o takim CV jak Peña ze świecą szukać jednak nie tylko w GKS-ie Tychy czy całej I lidze, ale również i Ekstraklasie. Chociaż jego reputacja w ostatnim czasie raczej nie była zbyt kolorowa, to jednak nie jest to czarny charakter. Piłkarz pomaga młodzieży w swojej ojczyźnie, a wykorzystuje do tego m.in. własną markę ubrań.
- W Meksyku otworzyłem szkółkę piłkarską. To główny powód, dla którego mam tę własną markę ubrań. Kiedy organizujemy tam turnieje, to wręczamy najlepszym drużynom i piłkarzom ubrania. Wspólnie z moim kolegą zaprojektowaliśmy logo. Cały czas mamy różne zamówienia - głównie są to plecaki, spodnie, koszulki i skarpetki - przyznaje w rozmowie na oficjalnym kanale GKS-u na YouTube.
Dla GKS-u Tychy wydaje się, że pozyskanie takiego piłkarza jak Peña to prawdziwy majstersztyk z dwóch powodów. Przy niepewnej formie piłkarza za ten najważniejszy należy uznać potencjał marketingowy. Piłkarz posiada 200 tysięcy obserwujących na Instagramie (przy 7,6 tyszan) oraz 80 tysięcy na Twitterze (przy 5,25 jego nowego klubu) - takie statystyki z pewnością działają na wyobraźnię. Już teraz nazwa 'GKS Tychy' przewinęła się w wielu tekstach zarówno w Meksyku, jak i Szkocji. Ten drugi powód to wartość czysto piłkarska. GKS zyskał przecież właśnie piłkarza, który w przeszłości wykazywał się naprawdę ogromnymi umiejętnościami.
- To silny zawodnik ze świetnym podaniem. Zwykle gra za napastnikami jako ofensywny pomocnik, który pomaga im rozprowadzić grę oraz asekuruje. W razie potrzeby umie też jednak zagrać nieco bliżej własnej bramki - mówi Villegas Gama.
- Kwestia jego przygody z Tychami w głównej mierze zależy od tego, czy choć w części uda mu się odzyskać dawny blask, kiedy jako młody chłopak zyskał nie bez powodu pseudonim Gullit. Żeby tak się jednak stało, musi jednak zmienić swój styl życia i ciężko pracować. W wieku 28 czy 29 lat wciąż ma na to czas. Jeśli będzie w formie, to myślę, że może się spełnić nawet nieco bardziej w przodzie. Wszystko zależy jednak od tego, czy będzie mu się przede wszystkim chciało dokonać zmian w swoim życiu - uważa Wilson.
W tej całej niepewności wobec formy Meksykanina, w tym momencie i tak mało wskazuje na to, by Peña wypełnił swój półtoraroczny kontrakt w Tychach. W razie jakichkolwiek ekscesów klub dość szybko się z nim bowiem rozstanie. Z kolei w przypadku, kiedy on sam odpali, to tak szybko jak to się stanie, pewnie zapragnie też gry na nieco wyższym poziomie. Dla obu stron wydaje się to jednak sytuacja win-win. GKS Tychy zyskał piłkarza o uznanej marce, który jednak potrzebuje się odbudować. Dla samego piłkarza o takich możliwościach jak Peña I liga wydaje się z kolei na to idealnym miejscem. Jeśli więc Carlos Peña zaprezentuje na bosiku choć ułamek tego, co pokazywał podczas swojej gry przed transferem do Szkocji to wydaje się, że długo go w I lidze nie pooglądamy.
Piotrek Przyborowski
📷 Główne zdjęcie: Lukasz Sobala / www.pressimages.pl; Pozostałe: Twitter / G27Gullit
0 komentarze:
Prześlij komentarz