Może jeszcze nie z taką skutecznością, jakbyśmy tego chcieli. Może i bez głośnego dopingu, ale za to przy całkiem przyzwoitej frekwencji. Może wreszcie bez czystego konta, ale z nie najgorszą grą defensywą. I przede wszystkim z trzema punktami. Lech Poznań wreszcie się przełamał i po raz pierwszy od półtora miesiąca wygrał w Ekstraklasie. Wybawieniem dla Kolejorza okazał się domowy pojedynek z Miedzią Legnica, który ostatecznie zakończył się wynikiem 2:1 dla poznaniaków.
Nie był to jeszcze z pewnością taki Lech, jakiego wszyscy chcielibyśmy w Poznaniu oglądać. Ba! Na taką Dumę Wielkopolski będziemy musieli jeszcze sporo poczekać. Być może nie spełni ona pokładanych w niej nadziei nawet w całym przecież nie aż tak dawno rozpoczętym sezonie. Niemniej w niedzielnym spotkaniu z Miedzią zobaczyliśmy wreszcie drużynę, która biegała (dystans wreszcie na poziomie rywala), strzelała (choć niezbyt celnie, bo na 11 prób tylko trzy były w światło bramki - dwie zresztą do niej wpadły) i przez sporą część spotkania po prostu walczyła o zwycięstwo.
Do składu wrócił Maciej Makuszewski, którego rajdów brakowało nie tyle przed jego kontuzją, ale w ogóle w całym obecnym sezonie. Maki, jakby ze świadomością zbliżającej się do jego szyi za słabsze występy jeszcze przed odniesieniem urazu gilotyny, w 11. minucie uruchomił więc doskonale znany motorek. Szarża prawą stroną, pyk, podanie do João Amarala, ten z kolei posłał piłkę do Christiana Gytkjaera, który jak z dzieckiem zabawił się z Mateuszem Żyro, po czym płaskim strzałem pokonał Łukasza Sapelę. Ta akcja zapachniała wielkim Lechem.
Chociaż niektóre zwierzaki już niedługo zapadną w sen zimowy, to Lech zrobił to tuż po strzeleniu gola na 1:0, przynajmniej w pierwszej połowie. Do przerwy jeszcze tylko słupek obił pięknym strzałem z dystansu Amaral, a tak postawę Kolejorza w tej części meczu należy określić jako dość dyskretną.
Lech przebudził się jednak znowu tuż po wznowieniu gry. Tym razem świetnym podaniem otwierającym całą akcję popisał się Marcin Wasielewski, który całościowo zanotował bardzo obiecujący występ. Piłkę dostał Gytkjaer, który znowu zabawił się w polu karnym, ale tym razem oddał futbolówkę do Amarala. Ten, w sytuacji łudząco podobnej do tej z pucharowego starcia z ŁKS-em, i tym razem nie miał żadnych problemów z huknięciem wprost w światło bramki. Ale że 2:0 to, jak mawia klasyk, niebezpieczny wynik, to...
...chociaż Lech miał kolejne sytuacje, w 71. minucie bramkę kontaktową dla beniaminka strzelił Mateusz Szczepaniak, który w przeszłości dwukrotnie w mizernym sezonie 2015/2016 okazał się katem Kolejorza w barwach jeszcze Podbeskidzia. Tym razem napastnik świetnie obrócił, wymanewrował, po prostu porobił Rafała Janickiego po podaniu Juana Camary i, strzelając między nogami bezradnego defensora Lecha - pokonał Matusa Putnockiego.
Zrobiło się niebezpiecznie, a poznaniacy marnując kolejne dogodne sytuacje (z Amaralem na czele), aż prosili się o przypadkowe huknięcie z dystansu rewelacyjnie dysponowanego Forsella (chociaż Fina na kwadrans przed końcem zastąpił Piątkowski). Ostatecznie jednak Lech pokonał beniaminka z Legnicy 2:1 i traci już tylko trzy punkty do lidera, czyli Jagiellonii. Całkiem nieźle jak na drużynę, która przecież przez ostatnie tygodnie/miesiące/lata była w permanentnym kryzysie...
Do składu wrócił Maciej Makuszewski, którego rajdów brakowało nie tyle przed jego kontuzją, ale w ogóle w całym obecnym sezonie. Maki, jakby ze świadomością zbliżającej się do jego szyi za słabsze występy jeszcze przed odniesieniem urazu gilotyny, w 11. minucie uruchomił więc doskonale znany motorek. Szarża prawą stroną, pyk, podanie do João Amarala, ten z kolei posłał piłkę do Christiana Gytkjaera, który jak z dzieckiem zabawił się z Mateuszem Żyro, po czym płaskim strzałem pokonał Łukasza Sapelę. Ta akcja zapachniała wielkim Lechem.
Chociaż niektóre zwierzaki już niedługo zapadną w sen zimowy, to Lech zrobił to tuż po strzeleniu gola na 1:0, przynajmniej w pierwszej połowie. Do przerwy jeszcze tylko słupek obił pięknym strzałem z dystansu Amaral, a tak postawę Kolejorza w tej części meczu należy określić jako dość dyskretną.
Lech przebudził się jednak znowu tuż po wznowieniu gry. Tym razem świetnym podaniem otwierającym całą akcję popisał się Marcin Wasielewski, który całościowo zanotował bardzo obiecujący występ. Piłkę dostał Gytkjaer, który znowu zabawił się w polu karnym, ale tym razem oddał futbolówkę do Amarala. Ten, w sytuacji łudząco podobnej do tej z pucharowego starcia z ŁKS-em, i tym razem nie miał żadnych problemów z huknięciem wprost w światło bramki. Ale że 2:0 to, jak mawia klasyk, niebezpieczny wynik, to...
...chociaż Lech miał kolejne sytuacje, w 71. minucie bramkę kontaktową dla beniaminka strzelił Mateusz Szczepaniak, który w przeszłości dwukrotnie w mizernym sezonie 2015/2016 okazał się katem Kolejorza w barwach jeszcze Podbeskidzia. Tym razem napastnik świetnie obrócił, wymanewrował, po prostu porobił Rafała Janickiego po podaniu Juana Camary i, strzelając między nogami bezradnego defensora Lecha - pokonał Matusa Putnockiego.
Zrobiło się niebezpiecznie, a poznaniacy marnując kolejne dogodne sytuacje (z Amaralem na czele), aż prosili się o przypadkowe huknięcie z dystansu rewelacyjnie dysponowanego Forsella (chociaż Fina na kwadrans przed końcem zastąpił Piątkowski). Ostatecznie jednak Lech pokonał beniaminka z Legnicy 2:1 i traci już tylko trzy punkty do lidera, czyli Jagiellonii. Całkiem nieźle jak na drużynę, która przecież przez ostatnie tygodnie/miesiące/lata była w permanentnym kryzysie...
Lech Poznań - Miedź Legnica 2:1 (1:0)
30.09.2018, Stadion Miejski w Poznaniu, 18:00
Gole: 11' Chrisitan Gytkjaer, 51' João Amaral - 73' Mateusz Szczepaniak
Lech: Matus Putnocky - Marcin Wasielewski, Rafał Janicki, Dimitris Goutas, Volodymyr Kostevych - Maciej Makuszewski (89' Piotr Tomasik), Tomasz Cywka (22' Mihai Radut), Pedro Tiba, Kamil Jóźwiak (83' Maciej Gajos) - João Amaral, Christian Gytkjaer
Miedź: Łukasz Sapela - Paweł Zieliński, Mateusz Żyro, Tomislav Bożić, Artur Pikk - Borja Fernandez, Adrian Purzycki, Marcos Garcia Barreno (19' Juan Camara) - Wojciech Łobodziński, Henrik Ojamaa (69' Mateusz Szczepaniak), Petteri Forsell (75' Mateusz Piątkowski)
Miedź: Łukasz Sapela - Paweł Zieliński, Mateusz Żyro, Tomislav Bożić, Artur Pikk - Borja Fernandez, Adrian Purzycki, Marcos Garcia Barreno (19' Juan Camara) - Wojciech Łobodziński, Henrik Ojamaa (69' Mateusz Szczepaniak), Petteri Forsell (75' Mateusz Piątkowski)
Kartki: Wojciech Łobodziński (żółta)
Sędzia: Jarosław Przybył
Widzów: 20 846
Ocena aosporcie.pl: Po Lech Poznań - Nadchodzi Totalny Kataklizm do kina trafia teraz nowa wysokobudżetówka - Lech Poznań: Przebudzenie Mocy. Pytanie tylko: jak długo będzie on grany?!
Piotrek Przyborowski
📷 Oskar Jahns / aosporcie.pl
Wiadomo kiedy doping wróci? Na mecz z Korona? Z Lechia?
OdpowiedzUsuń