Mizeria, spacerek, po prostu dramat. Ciężko być spokojnym po meczu, który miał wywołać emocje i rzeczywiście to zrobił. Tyle że zamiast o pięknych golach, akcjach czy choćby po prostu walce mówimy znów o bezradności, smutku i po prostu nijakości. Legia Warszawa wygrała przed własną publicznością z Lechem Poznań 1:0, ale powiedzmy sobie szczerze - obie drużyny zagrały w niedzielę po prostu paździerz.
Mistrzowie Polski więcej jednak biegali, a przy tym byli bardziej wyrachowani. Lech miał swoją najlepsze dwie sytuacje na początku i samym końcu pierwszej połowy. Raz spudłował jednak Chrisitan Gytkjaer, w drugiej z prób z kolei fatalnie przestrzelił João Amaral. Portugalczyk w doliczonym czasie tej części spotkania został obsłużony przez Łukasza Pirlo Trałkę, jednak nie wystarczyło mu w tej sytuacji nawet mitycznych pięć sekund. Przestrzelił w sytuacji sam na sam z Cierzniakiem, a najgorsze jest w tym wszystkim to, że... była to tak naprawdę ostatnia godna uwagi akcja Lecha w całym spotkaniu.
Zanim to się jednak stało, Legia objęła prowadzenie. Niech o regresie naszej ligi świadczy fakt, że największym bohaterem rzekomego hitu, rzekomej świętej wojny był Dominik Nagy, który w przeszłości był w Warszawie towarem niechcianym, wręcz zepsutym, odesłanym na Węgry. I choć oczywiście należy wierzyć i docenić przemianę skrzydłowego, to nie ulega wątpliwości, że poziom całej naszej ligi pikuje. W okolicach rocznicy hat-tricka Rudnevsa w Turynie o porównaniach do dawnego Lecha już nawet nie wspominamy...
Pod względem piłkarskim był jednym z najsłabszych klasyków od lat - a przecież te ostatnio rzadko kiedy nas rozpieszczały. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że przeciętny kibic z Poznania najlepiej z tego spotkania zapamięta zapewne Legię ubraną na bordowo (tudzież karmazynowy) z okazji stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości, ewentualnie elektrycznego kapitana Rogne, który swoim niezrozumiałym zachowaniem mógł sprokurować gospodarzom rzut karny. W sumie to nawet tego dokonał, tyle że akurat w tej sytuacji Norwega nie można ganić, że sfaulował Nagy'ego, bo... tego nie zrobił. Na szczęście był VAR i sędzia Stefański, jak to ktoś ładnie określił na Twitterze, zachował twarz.
Wracając jednak do myśli rozwiniętej na początku poprzedniego paragrafu - poznański kibic po takim spotkaniu zapamięta jakieś mało istotne ciekawostki czy inne farfocle swojej elektrycznej jak linia wysokiego napięcia (napięcie to się odczuwa, gdy idą kolejne akcje w kierunku bramki Kolejorza) defensywy Lecha. Nie będzie z kolei mógł sobie przypomnieć zbyt wielu ładnych dla oka akcji poznańskiego zespołu. A to przecież właśnie one miały być wizytówką trenera Ivana Djurdjevicia podczas jego pracy przy Bułgarskiej.
I oczywiście pomyje wylewane teraz na serbskiego szkoleniowca Dumy Wielkopolski to głupota, ale mimo wszystko sytuacja jest dość niepokojąca. Po serii czterech ligowych wygranych, teraz przyszła dla odmiany czarna passa czterech kolejnych spotkań bez triumfu. A że w przyrodzie zawsze panuje równowaga, to zapewne w piątek w spotkaniu z przeciętną Arką Kolejorzowi uda się jakoś wymęczyć te trzy punkty. Pytanie tylko, czy tego spodziewają się coraz mniej gromadzący się na stadionie kibice...
Legia Warszawa - Lech Poznań 1:0 (1:0)
16.09.2018, Stadion Wojska Polskiego w Warszawie
Gol: Dominik Nagy
Legia: Radosław Cierzniak – Paweł Stolarski, Mateusz Wieteska, Artur Jędrzejczyk, Adam Hlousek – Domagoj Antolić (90. Andre Martins), Cafu – Michał Kucharczyk, Sebastian Szymański (74. Miroslav Radović), Dominik Nagy – Carlos Lopez (72. Jose Kante)
Lech: Matus Putnocky – Tomasz Cywka, Rafał Janicki, Thomas Rogne (78. Dimitris Goutas), Vernon De Marco – Łukasz Trałka (63. Maciej Gajos), Darko Jevtić (63. Paweł Tomczyk), Pedro Tiba – Kamil Jóźwiak, Christian Gytkjaer, Joao Amaral
Kartki: Carlitos, Artur Jędrzejczyk, Andre Martins - Vernon De Marco (wszyscy żółte)
Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz)
Ocena aosporcie.pl: Już wolę oceniać w Tańcu z Gwiazdami...
Legia Warszawa - Lech Poznań 1:0 (1:0)
16.09.2018, Stadion Wojska Polskiego w Warszawie
Gol: Dominik Nagy
Legia: Radosław Cierzniak – Paweł Stolarski, Mateusz Wieteska, Artur Jędrzejczyk, Adam Hlousek – Domagoj Antolić (90. Andre Martins), Cafu – Michał Kucharczyk, Sebastian Szymański (74. Miroslav Radović), Dominik Nagy – Carlos Lopez (72. Jose Kante)
Lech: Matus Putnocky – Tomasz Cywka, Rafał Janicki, Thomas Rogne (78. Dimitris Goutas), Vernon De Marco – Łukasz Trałka (63. Maciej Gajos), Darko Jevtić (63. Paweł Tomczyk), Pedro Tiba – Kamil Jóźwiak, Christian Gytkjaer, Joao Amaral
Kartki: Carlitos, Artur Jędrzejczyk, Andre Martins - Vernon De Marco (wszyscy żółte)
Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz)
Ocena aosporcie.pl: Już wolę oceniać w Tańcu z Gwiazdami...
Piotrek Przyborowski
📷 Łukasz Grodzicki
0 komentarze:
Prześlij komentarz