Jeśli mamy szukać spotkania, który buduje charakter zespołu, to bez wątpienia byłby to czwartkowy mecz Lecha Poznań z Szachtiorem Soligorsk. Które to już jednak mecz w dopiero co rozpoczętym sezonie, kiedy Kolejorz, zgonie ze swoim hasłem, się nie poddaje i walczy do końca? Drużyna Ivana Djurdjevicia wygrała po dogrywce z przedstawicielem ligi białoruskiej 3:1 i awansowała do III rundy eliminacji Ligi Europy.
Może kondycja polskiej piłki klubowej wciąż wymaga kroplówki, może nawet śpiączki (albo raczej przebudzenia), ale jedno trzeba przyznać - mało który kraj dostarczył w czwartek postronnym fanom tyle emocji (a przy tym goli) co przedstawiciele Ekstraklasy. Najpierw Górnik Zabrze pożegnał się z rozgrywkami, przegrywając w drugim spotkaniu ze słowackim Trenčínem aż 1:4. Później do gry wszedł Lech. I chociaż miał skończyć teoretycznie przed Jagiellonią, która swój rewanż z Rio Ave zaczęła o 21, to ostatecznie przetrzymał nieco dłużej spragnionych swojej drużyny kibiców. A sama Jaga wraz z Portugalczykami stworzyła z kolei widowisko, które pewnie przez fanów obu drużyn będzie zapamiętane na lata. Po remisie 4:4 to wicemistrz Polski awansował jednak dalej do III rundy.
W niej jest też i Lech, który czwartkowy pojedynek z Szachtiorem przy akompaniamencie ponad 16 tysięcy kibiców rozpoczął w naprawdę niezłym stylu, bo już po pierwszym kwadransie prowadził 1:0. Wciąż znajdują się głosy krytyczne wobec grą trójką obrońców, ale jeśli szukać kolejnych pozytywów takiego ustawienia, to jest nim z pewnością gra Wołodymyra Kostewycza na lewym wahadle. To właśnie Ukrainiec przejął jeszcze na własnej połowie i w 15. minucie pognał pod pole karne Białorusinów. Tam dograł do Jevticia, który znów (!) błysnął swoim geniuszem, trącając piłkę w kierunku Christiana Gytkjaera. Duńczyk stojący kilka metrów od bramki Klimowicza nie miał problemów z trafieniem do siatki i wydawało się, że Kolejorz rozpoczyna marsz po awans.
Ten nie prowadził jednak przez prostą, acz mocno krętą drogę. Lech miał multum sytuacji. Już kilka minut po golu na 1:0 po kapitalnym podaniu Tiby znowu główne role odegrali Kostewycz oraz Gytkjaer. Pierwszy podawał, a piłka po uderzeniu drugiego odbiła się od poprzeczki bramki gości. Chwilę później Duńczyka zatrzymał z kolei Klimowicz. Taki sam scenariusz miała też akcja tuż przed przerwą, kiedy bramkarz Szachtiora zatrzymał strzał głową napastnika Kolejorza.
Wydawało się niestety, że Lech będzie chciał dociągnąć do końca spotkania z wynikiem 1:0. Jak to zwykle w futbolu bywa, takie kunktatorstwo zemściło się niemal w samej końcówce. Na drugą połowę nie wybiegł już Rafał Janicki. Kontuzjowanego defensora zastąpił Maciej Orłowski, dla którego był to debiut w pierwszej drużynie Dumy Wielkopolski. I chociaż zanotował kilka dobrych interwencji było jeszcze widać, że są to dla niego pierwsze podrygi na takim poziomie.
To właśnie wychowanek Lecha w 79. minucie w odpowiednim momencie nie spróbował odebrać piłki lub sfaulować kolejnych zawodników Szachtiora. Cała ta akcja nie obciąża jednak najbardziej jego konta. Sytuacja, która zaszła chwilę później w polu bramkowym Jasimina Buricia, nie miała prawa się zdarzyć. De Marco zdołał zatrzymać dośrodkowanie, ale później pechowo zachowali się zarówno Rogne, jak i Burić i ostatecznie piłkę do siatki wturlał Dienis Łaptiew. A że do końca regulaminowego czasu gry nic się już nie zmieniło, czekała nas dogrywka.
Portugalski skarb
Ivan Djurdjević w drugiej połowie na boisko posłał za to człowieka, który ostatecznie obok Christiana Gytkjara okazał się być największym bohaterem i de facto wygrał Lechowi ten dwumecz. Mowa tu oczywiście o João Amaralu, który tak naprawdę jeszcze w doliczonym czasie gry drugiej połowy mógł zdobyć decydującą bramkę, ale wówczas zatrzymał go świetną interwencją Klimowicz. W 94. minucie portugalski napastnik wykorzystał świetne podanie Raduta (!) i posłał patelnię na nogi Gytkjaera. Ten się nie pomylił i Lech znowu wyszedł na prowadzenie.
Amaral jeszcze w samej dogrywce miał dwie kolejne dogodne sytuacje, ale w obu wielki popis między słupkami Szachtiora dał Klimowicz. Bramkarz gości nie mógł jednak nic poradzić na sytuację ze 118. minuty. Chwilę wcześniej za drugą żółtą kartkę wyleciał Bałanowicz, ale Lech sprytnie wykorzystał grę w przewadze. Znowu geniuszem wykazał się portugalski napadzior, który niemal w pojedynkę wypracował sobie pozycję, w której... ponownie mógł wystawić piłkę Gytkjaerowi. Ten znowu się nie pomylił i tym samym kompletując hattricka, dobił gości.
Tym w samej końcówce puściło ciśnienie. Już w 120. minucie boisko za kolejne czerwone kartki (za dwie żółte) opuścić musieli Rybak i strzelec gola Łaptiew. Ostatecznie Szachtior skończył więc spotkanie w ósemkę i Lechowi nic złego nie mogło już się stać. Po turbulencjach wylądował na lotnisku o nazwie 'III runda', a tam czeka już na niego rywal znacznie bardziej wymagający niż Białorusini - KRC Genk z Jakubem Piotrowskim na pokładzie.
Lech Poznań - Szachtior Soligorsk 3:1 (1:0), po dogrywce
2.08.2018, Stadion Miejski w Poznaniu, 20:45
Gole: 15', 94', 118' Christian Gytkjaer - 79' Dienis Łaptiew
Lech: Jasmin Burić - Rafał Janicki (46. Maciej Orłowski), Thomas Rogne, Vernon De Marco - Maciej Makuszewski, Tomasz Cywka, Pedro Tiba (97. Łukasz Trałka), Maciej Gajos (89. Mihai Răduț), Wołodymyr Kostewycz - Christian Gytkjær, Darko Jevtić (66. João Amaral)
Szachtior: Andriej Klimowicz - Igor Burko, Pawieł Rybak, Maksim Bordaczow, Siergiej Matwiejczik - Jurij Kowalow, Aleksandr Sielawa, Július Szöke (91. Michaił Szybun), Róger Cañas (73. Witalij Lisakowicz), Maks Ebong (46. Siergiej Bałanowicz) - Elis Bakaj (65. Dienis Łaptiew)
Kartki: Cywka, Pedro Tiba, Makuszewski (żółte) - Ebong, Burko, Szöke, Matwiejczik (żółte), Bałanowicz, Rybak, Łaptiew (cała trójka czerwone za dwie żółte)
Sędzia: Christian Dingert (Niemcy)
Widzów: 16 507
Ocena aosporcie.pl: Mecz niczym jedzenie kanapki (smacznej!), która nagle próbuje zlecieć na dywan, ale w ostatniej chwili ją łapiesz i zaczynasz ucztę
Piotrek Przyborowski
📷 Piotrek Przyborowski
0 komentarze:
Prześlij komentarz