aosporcieaosporcieaosporcie

11 czerwca 2018

Hurkacz zdążył przed deszczem

W niedzielę w stolicy Wielkopolski, jak określali sami organizatorzy Poznań Open 2018, mieliśmy finał marzeń. Turniejowa jedynka zmierzyła się z najlepszym obecnie polskim tenisistą. Może sam wynik nie dziwi, bo to w końcu challenger, ale jednak rozmiary zwycięstwa Huberta Hurkacza nad Taro Danielem już ogromnie - Polak pokonał Japończyka 6:1, 6:1. Zresztą cały turniej wygrali nasi rodacy, w deblu najlepsza okazała się para Mateuesz Kowalczyk i Szymon Walków. 

Zmiana terminu rozgrywania turnieju Poznań Open okazała się strzałem w dziesiątkę. Tym razem organizatorzy nie mogli narzekać na frekwencję nawet w pierwszych dniach turnieju. Wielu chciało też zobaczyć na własne oczy zawodnika, który tydzień wcześniej w drugiej rundzie Rolanda Garrosa urwał seta samemu Marinowi Cilićowi.

Poziom dramaturgii w tegorocznych zawodach 21-letniego wrocławianina był jak sinusoida. Najpierw po zaciętym pojedynku pokonał turniejową dwójkę Argentyńczyka Guido Andreozziego, przegrywając z nim zaledwie sześć gemów. Następnie stoczył już znacznie bardziej wyrównany bój przeciwko Matteo Donatiemu z Włoch, mimo że Polak w drugiej rundzie był bliski rozstrzygnięcia meczu w dwóch setach, to ostatecznie jednak potrzebna była trzecia partia, którą Hurkacz wygrał 6:3.

Wciąż jednak czując paryski wiatr w żaglach, Hurkacz nie dał żadnych szans obrońcy tytułu Aleksiejowi Vatutinowi z Rosji, wygrywając 6:3 6:2 pewnie kroczył po powtórzenie sukcesu Jerzego Janowicza sprzed sześciu lat i zostanie drugim Polakiem, który zwyciężył tenisową imprezę w Poznaniu.

Wcześniej jednak bardzo wysoko poprzeczkę zawiesił Alessandro Gianessi, który miałby dużą szansę ograć Polaka, gdyby choć odrobinę uspokoił swój włoski temperament i nie przeżywał każdego przegranego punktu, czepiając się jednocześnie wszystkiego poza swoją grą, czyli kortu, kibiców czy też sędziny. Rodak Fabio Fogniniego, podobnie do Donatiego okazał się bardzo wymagającym przeciwnikiem, a na trybunach stadionu Parku Tenisowego Olimpia dało się wyczuć przejęcie i niepewność co do dalszych losów jedynej już polskiej nadziei w tym turnieju. Ostatecznie Hurkacz wygrał 6:4, 3:6, 6:3 i znalazł się w finale, gdzie czekał już na niego Japończyk.

Taro Daniel, rozstawiony najwyżej spośród wszystkich grających w tym roku tenisistów, w półfinale nie bez problemów, ale też bez większych turbulencji pokonał Quentina Halysa. Nic zatem nie zapowiadało tak jednostronnego pojedynku i szybkiego triumfu 21-latka z Polski, choć niewiele brakowało, żeby plany wrocławianina pokrzyżowała pogoda.

Przypominając sukces Janowicza możemy się zastanawiać, czy kariera Hurkacza po wygranej w stolicy Wielkopolski również tak błyskawicznie wystrzeli? Nie możemy się za bardzo ekscytować tym zwycięstwem, ale widać, że Polak ma potencjał. Oprócz tego, że na korcie jest mniej ekspresywny od swojego starszego kolegi z Łodzi, to niespecjalnie różni się od Jerzyka - jest wysoki, ma świetny serwis i dobre czucie piłki do skrótów. Oby z czasem nie zaczął z nimi przesadzać, jak zaczął to później robić łodzianin.

Warto wspomnieć jeszcze o innym sukcesie, bo była to pierwsza edycja poznańskiego Challengera ATP, w której całą pulę zgarnęli Polacy. W rywalizacji deblowej, po bardzo emocjonującym meczu finałowym, najlepsi okazali się Mateusz Kowalczyk i Szymon Walków, pokonując parę węgiersko-włoską Balazs - Vavassori 7:5, 6:7 10:8.

Poznań Open z roku na rok rozwija się coraz prężniej, a na Golęcinie dało się odczuć atmosferę tenisowego święta na bardzo wysokim poziomie. Jest jednak jeszcze kila mankamentów takich jak na przykład brak terminali do płacenia kartą w kasach stadionu. Mimo tego już nie możemy doczekać się następnej edycji białego sportu w poznańskim wydaniu. 

Mateusz Włodarczyk
📷 Mateusz Włodarczyk / aosporcie.pl

0 komentarze:

Prześlij komentarz