Swego czasu Legia Warszawa zasłynęła hasłem Jesteśmy waszą stolicą. Po dzisiejszym meczu, parafrazując te słowa, Lech Poznań może przekazać swój własny komunikat w kierunku nie tylko Wojskowych i dumnie rzec: Jesteśmy waszym liderem. Zespół Nenada Bjelicy wygrał 3:1 z Górnikiem Zabrze i po raz pierwszy w obecnym sezonie objął fotel lidera Ekstraklasy.
Z sześcioma Polakami w składzie, w tym trzema nastolatkami. Wydawałoby się jeszcze niedawno, że mowa tu o Górniku, jednak w tym spotkaniu to właśnie Lech wyszedł w takim garniturze od pierwszej minuty. Do obecności Roberta Gumnego już się oczywiście przyzwyczailiśmy, ale w sobotę Nenad Bjelica postawił też na wychowanków na skrzydłach - stąd właśnie Tymoteusz Klupś oraz Kamil Jóźwiak.
Nie wiadomo, czy Chorwat postąpiłby tak samo, gdyby nie plaga absencji w zespole Kolejorza - Maciej Makuszewski wciąż dochodzi do formy, Mihai Radut i Mario Siutm są kontuzjowani, natomiast Darko Jevtić nie mógł zagrać z Górnikiem ze względu nad nadmiar żółtych kartek. Ostatecznie jednak okazało się, że wszystko to wyszło Lechowi na dobre.
Sobotnie spotkanie miało nieco spóźniony początek, a to wszystko ze względu na protest przeciwko PZPN-owi i jego planom wprowadzenia ostrzejszych restrykcji w sprawie zamykania stadionów. Gdy więc przy Bułgarskiej rozległ się pierwszy gwizdek, na murawę poleciała cała masa serpentyn. Dlatego też do pierwszej połowy toruński arbiter musiał doliczyć... aż 16 minuty!
To właśnie w pierwszej z tych doliczonych Lech objął zresztą prowadzenie. Gajos nieźle odnalazł się w zamieszaniu w środku pola i posłał dobre podanie w kierunku Kamila Jóźwiaka. Młody skrzydłowy Kolejorza pognał na bramkę strzeżoną przez Tomasza Loskę i bez problemów pokonał śląskiego golkipera. Dla Jóźwiaka, który dopiero po raz drugi pojawił się wiosną w pierwszym składzie Lecha był to zarazem właśnie drugi gol w 2018 roku, a trzeci w całym ligowym sezonie.
Nie wiadomo, czy Chorwat postąpiłby tak samo, gdyby nie plaga absencji w zespole Kolejorza - Maciej Makuszewski wciąż dochodzi do formy, Mihai Radut i Mario Siutm są kontuzjowani, natomiast Darko Jevtić nie mógł zagrać z Górnikiem ze względu nad nadmiar żółtych kartek. Ostatecznie jednak okazało się, że wszystko to wyszło Lechowi na dobre.
Sobotnie spotkanie miało nieco spóźniony początek, a to wszystko ze względu na protest przeciwko PZPN-owi i jego planom wprowadzenia ostrzejszych restrykcji w sprawie zamykania stadionów. Gdy więc przy Bułgarskiej rozległ się pierwszy gwizdek, na murawę poleciała cała masa serpentyn. Dlatego też do pierwszej połowy toruński arbiter musiał doliczyć... aż 16 minuty!
To właśnie w pierwszej z tych doliczonych Lech objął zresztą prowadzenie. Gajos nieźle odnalazł się w zamieszaniu w środku pola i posłał dobre podanie w kierunku Kamila Jóźwiaka. Młody skrzydłowy Kolejorza pognał na bramkę strzeżoną przez Tomasza Loskę i bez problemów pokonał śląskiego golkipera. Dla Jóźwiaka, który dopiero po raz drugi pojawił się wiosną w pierwszym składzie Lecha był to zarazem właśnie drugi gol w 2018 roku, a trzeci w całym ligowym sezonie.
W pierwszej części oprócz gola chwilę wcześniej po uderzeniu Klupsia piłkę zdołali wybić z linii bramkowej obrońcy Górnika. Już w doliczonym czasie gry natomiast Dumę Wielkopolski przed startą gola uratował Matus Putnocky, który w kapitalnym stylu wybronił strzał Damiana Kądziora.
Plan Lecha na drugą połowę wydawał się w miarę rozsądny - zespół chciał dowieźć jednobramkowe prowadzenie, co jakiś czas zapędzając się pod bramkę gości, którzy nie mieli w sobotę zbyt wielu argumentów. Kiedy jednak coraz mocniej wydawało się, że taktyka Kolejorza okaże się skuteczna, na kwadrans przed końcem... po zgraniu piłki Emira Dilavera zupełnie przypadkowo (i niepotrzebnie) piłkę ręką w polu karnym zagrał Niklas Barkroth. Sędzia nie miał wątpliwości i podyktował rzut karny, którego na gola zamienił Kądzior. Trzeba przyznać, że szwedzki skrzydłowy to póki co jeden z największych pechowców w obecnym sezonie - chociaż forma całego Lecha idzie w górę, ten nie tyle co zanotował straszliwy regres, ale tak naprawdę jeszcze nie pokazał tego, na co go stać i z czego jest znany w Skandynawii.
Bjelica natychmiast interweniował, wprowadzając na boisko drugiego napastnika, Ołeksija Chobłenkę. Nieco bardziej ofensywne ustawienie Lecha zdało ponownie swój test. W 81. minucie Radosław Majewski zagrał piłkę do Łukasza Trałki, a ten (już nie po raz pierwszy w obecnym sezonie) popisał się udaną szarżą zakończoną strzałem, który dość szczęśliwie pokonał Loskę - futbolówka w trakcie lotu jeszcze odbiła się od murawy, zanim młody bramkarz Górnika w ogóle zdążył interweniować. Dla doświadczonego pomocnika Lecha jest to już szóste ligowe trafienie w obecnym sezonie - nigdy w całej karierze nie był on skuteczniejszy.
Lech dobił drużynę, która jeszcze w grudniu była przecież liderem Ekstraklasy, już w doliczonym czasie gry. Po przejęciu piłki w środku pola Kolejorz wyprowadził zabójczą kontrę, którą indywidualnie wykończył Radosław Majewski, którego wiosną zaczęła wreszcie bronić gra, ale niekoniecznie liczby. W spotkaniu z Wisłą Maja zanotował asystę, a teraz odblokował swój licznik strzelecki, trafiając po raz pierwszy do bramki od... sierpniowego meczu z Bruk-Betem.
Duma Wielkopolski wygrała i przy porażce Jagiellonii z Wisłą Płock po raz pierwszy od 13. kolejki została liderem Ekstraklasy. To z kolei oznacza, że w rundzie finałowej podejmie zarówno Legię, jak i już wspomnianą Jagę przed własną publicznością. Oprócz tego na Bułgarską po raz drugi w obecnym sezonie przyjadą jeszcze Górnik Zabrze oraz Korona Kielce. Lecha czekają natomiast wyjazdy do Lubina, Płocka oraz Krakowa (na mecz z Wisłą). Jeśli wygra wszystkie te spotkania, bez względu na inne wyniki zostanie mistrzem Polski!
Plan Lecha na drugą połowę wydawał się w miarę rozsądny - zespół chciał dowieźć jednobramkowe prowadzenie, co jakiś czas zapędzając się pod bramkę gości, którzy nie mieli w sobotę zbyt wielu argumentów. Kiedy jednak coraz mocniej wydawało się, że taktyka Kolejorza okaże się skuteczna, na kwadrans przed końcem... po zgraniu piłki Emira Dilavera zupełnie przypadkowo (i niepotrzebnie) piłkę ręką w polu karnym zagrał Niklas Barkroth. Sędzia nie miał wątpliwości i podyktował rzut karny, którego na gola zamienił Kądzior. Trzeba przyznać, że szwedzki skrzydłowy to póki co jeden z największych pechowców w obecnym sezonie - chociaż forma całego Lecha idzie w górę, ten nie tyle co zanotował straszliwy regres, ale tak naprawdę jeszcze nie pokazał tego, na co go stać i z czego jest znany w Skandynawii.
Bjelica natychmiast interweniował, wprowadzając na boisko drugiego napastnika, Ołeksija Chobłenkę. Nieco bardziej ofensywne ustawienie Lecha zdało ponownie swój test. W 81. minucie Radosław Majewski zagrał piłkę do Łukasza Trałki, a ten (już nie po raz pierwszy w obecnym sezonie) popisał się udaną szarżą zakończoną strzałem, który dość szczęśliwie pokonał Loskę - futbolówka w trakcie lotu jeszcze odbiła się od murawy, zanim młody bramkarz Górnika w ogóle zdążył interweniować. Dla doświadczonego pomocnika Lecha jest to już szóste ligowe trafienie w obecnym sezonie - nigdy w całej karierze nie był on skuteczniejszy.
Lech dobił drużynę, która jeszcze w grudniu była przecież liderem Ekstraklasy, już w doliczonym czasie gry. Po przejęciu piłki w środku pola Kolejorz wyprowadził zabójczą kontrę, którą indywidualnie wykończył Radosław Majewski, którego wiosną zaczęła wreszcie bronić gra, ale niekoniecznie liczby. W spotkaniu z Wisłą Maja zanotował asystę, a teraz odblokował swój licznik strzelecki, trafiając po raz pierwszy do bramki od... sierpniowego meczu z Bruk-Betem.
Duma Wielkopolski wygrała i przy porażce Jagiellonii z Wisłą Płock po raz pierwszy od 13. kolejki została liderem Ekstraklasy. To z kolei oznacza, że w rundzie finałowej podejmie zarówno Legię, jak i już wspomnianą Jagę przed własną publicznością. Oprócz tego na Bułgarską po raz drugi w obecnym sezonie przyjadą jeszcze Górnik Zabrze oraz Korona Kielce. Lecha czekają natomiast wyjazdy do Lubina, Płocka oraz Krakowa (na mecz z Wisłą). Jeśli wygra wszystkie te spotkania, bez względu na inne wyniki zostanie mistrzem Polski!
Lech Poznań - Górnik Zabrze 3:1 (1:0)
7.04.2018, INEA Stadion w Poznaniu, 18:00
Gole: 45+1' Kamil Jóźwiak, 81' Łukasz Trałka, 90+3' Radosław Majewski - 75' Damian Kądzior (rzut karny)
Lech: Matus Putnocky - Robert Gumny, Emir Dilaver, Nikola Vujadinović, Wołodymyr Kostewycz - Łukasz Trałka, Maciej Gajos, Radosław Majewski - Tymoteusz Klupś (73. Niklas Barkroth), Christian Gytkjaer (87. Piotr Tomasik), Kamil Jóźwiak (78. Ołeksij Chobłenko)
Górnik: Tomasz Loska - Mateusz Wieteska, Dani Suarez, Paweł Bochniewicz, Adrian Gryszkiewicz - Damian Kądzior, Szymon Matuszek (89. Dariusz Pawłowski), Wojciech Hajda (67. Maciej Ambrosiewicz), Rafał Kurzawa - Szymon Żurkowski, Marcin Urynowicz (89. Bartłomiej Olszewski)
Kartki: Gajos - Urynowicz (żółte)
Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń)
Widzów: 36 941
Piotrek Przyborowski
📷 Piotrek Przyborowski / aosporcie.pl
0 komentarze:
Prześlij komentarz