Takiego Lecha Poznań za kadencji trenera Nenada Bjelicy chyba jeszcze nie widzieliśmy. Wkurzenie ostatnimi niepowodzeniami wyszła z piłkarzy w niedzielnym spotkaniu w najlepszy możliwy sposób - poprzez gole. Kolejorz przełamał klątwę Jagiellonii Białystok, rozbił ją 5:1 i do wciąż prowadzącej w tabeli Ekstraklasy ekipy z Podlasia traci teraz tylko pięć punktów.
Sir Alex Ferguson miał niegdyś okazję powiedzieć Football, bloody hell! i można powiedzieć, że ta sentencja idealnie oddaje niedzielne wydarzenia. Lech Poznań był jedną z najlepszych drużyn przed własną publicznością, ale na Bułgarską przyjechał przecież nie tylko lider Ekstraklasy, ale też zespół, który w obecnym sezonie jest zdecydowanie najlepszy na wyjazdach. Przed tym starciem w delegacjach ekipa trenera Ireneusza Mamrota zgromadziła 24 punkty w 14 delegacjach. Ostatnio Jaga, przynajmniej pod względem stylu, niemal rozjechała Legię w Warszawie.
W niedzielę Lechowi zagrało dosłownie wszystko - świetna frekwencja, nutka dramaturgii, a do tego wszystko szczęśliwy koniec z naprawdę efektownym finałem. Lepiej mecz rozpoczął jednak lider z Białegostoku. Jaga ponownie nie przywykła do Poznania przyjeżdżać się murować, wszak to przecież ona była w ostatnich trzech starciach przy Bułgarskiej zwycięska. Już w drugiej minucie zaskoczyć Jasmina Buricia mógł Arvydas Novikovas, ale jego strzał poszybował jednak nad bramką.
W 18. minucie Mihai Radut podszedł do rzutu wolnego. Niestety po jego dośrodkowaniu piłkę przejęli goście, sporą niefrasobliwością wykazał się Wołodymyr Kostewycz, który nie porozumiał się prawidłowo z rumuńskim skrzydłowym i tak oto Jagiellonia wyprowadziła zabójczy kontratak, który zakończył się podaniem Przemysława Frankowskiego do Novikovasa. Tym razem Litwin już się nie pomylił i Jagiellonia objęła prowadzenie.
Sześć minut później po kolejnym rzucie wolnym i tym razem dośrodkowaniu Radosława Majewskiego do bramki strzeżonej (uwaga! spoiler: wtedy jeszcze) Mariusza Pawełka trafił w dość szczęśliwy sposób Mario Situm, który najlepiej odnalazł się przy sporym bałaganie w polu karnym Jagiellonii. Doświadczony bramkarz gości został w tej akcji jednak kontuzjowany, na boisku zastąpił go Marian Kelemen, a całe to zamieszenie okazało się też szansą dla Tomasza Musiała na sprawdzenie całej akcji przy użyciu VAR-u. Ostatecznie niemal po pięciu minutach trafienie Chorwata zostało anulowane, a powodem takiej decyzji było najprawdopodobniej zagranie ręką zawodnika Lecha.
Ekipa Bjelicy tego dnia zamierzała jednak iść zgodnie ze swoim głównym hasłem: Nigdy się nie poddawaj! i jeszcze przed przerwą zdołała wyrównać. W 39. minucie wściekły po stracie swojego gola Situm w idealny sposób dośrodkował na głowę Christiana Gytkjaera, a ten zdobył swoją 13. ligową bramkę w barwach Kolejorza. Co ciekawe, mimo swojego sporego wzrostu, było to jego pierwsze trafienie głową!
Lech już chwilę po przerwie wyszedł na prowadzenie, a wszystko to za sprawą wizytówki Nenada Bjelicy, czyli stałego fragmentu gry. Po rzucie rożnym odblokował się kolejny z ostatnio krytykowanych piłkarzy, Wołodymyr Kostewycz, który świetnie dośrodkował do jednego z dwóch świetnie grających głową stoperów Dumy Wielkopolski, Emira Dilavera. Dla Węgra to już trzecie trafienie w obecnym sezonie.
Od tej chwili Kolejorz szedł jak po swoje. Nieźle prezentował się Radosław Majewski, którego jednak strzał w 70. minucie zatrzymał Kelemen. To po jego też centrze chwilę później słowacki bramkarz gości zatrzymał próbę Christiana Gytkjaer.
Cytując słowa piosenki zespołu Akcent, którego liderem jest przecież kibic Jagiellonii, Zenon Martyniuk: Los chce ze mną grać w pokera, raz mi daje raz zabiera. Pewnie słowa tej też piosenki mogliby wspólnie zaśpiewać po tym spotkaniu trenerzy Lecha i Jagi. W 76. minucie w pole karne gości wparował Darko Jevtić, który dosłownie chwilę wcześniej powrócił do gry po kilku tygodniach nieobecności z powodu kontuzji. Piłka po jego uderzeniu trafiła w rękę Gutiego, a sędzia Musiał nie miał wątpliwości i wskazał na wapno. Jedenastkę na gola zamienił sam Jevtić.
Jagiellonia po tym golu kompletnie się posypała. W 84. minucie po kolejnym rzucie rożnym i akcji trzech rezerwowych: dośrodkowaniu Jevticia, zgraniu głową Janickiego (pojawił się w drugiej połowie po tym, jak gry nie mógł kontynuować Dilaver) i fanatycznym strzale Kamila Jóźwiaka Kolejorz dopisał do swojego dorobku bramkę numer cztery. Dla utalentowanego skrzydłowego Lecha było to pierwsze trafienie od sierpniowego starcia z Cracovią.
Myślisz rzut rożny dla Lecha? Mówisz gol! Ta maksyma świetnie sprawdziłą się w 89. minucie, kiedy Duma Wielkopolski skompletowała kornerowego hat-tricka. Do piłki znowu podszedł Darko Jevtić, a tym razem bramkę zdobył... Łukasz Trałka. Dla doświadczonego rzeszowianina to najlepszy sezon w karierze - nigdy nie strzelił bowiem w jednych rozgrywkach aż czterech goli.
Lech Poznań w niedzielę powrócił do wyścigu o mistrzostwo Polski, a nie mógł tego pokazać, niż nokautując aktualnego lidera. Przed nami jeszcze wiele spotkań i wydaje się, że Kolejorz w takiej formie już pod koniec maja może nam dać wiele radości.
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok 5:1 (1:1)
11.03.2018, INEA Stadion w Poznaniu, 15:30
Gole: 39' Gytkjaer, 53' Dilaver, 78' Jevtić, 84' Jóźwiak, 89' Trałka - 18' Novikovas
Lech: Jasmin Burić - Robert Gumny, Emir Dilaver (68. Rafał Janicki), Nikola Vujadinović, Wołodymyr Kostewycz - Łukasz Trałka, Maciej Gajos, Radosław Majewski - Mario Situm (83. Kamil Jóźwiak), Christian Gytkjaer, Mihai Radut (74. Darko Jevtić)
Jagiellonia: Mariusz Pawełek (29. Marian Kelemen) - Łukasz Burliga, Ivan Runje, Guti, Guilherme - Piotr Wlazło, Taras Romanczuk, Martin Pospisil (75. Karol Świderski) - Przemysław Frankowski, Roman Bezjak (65. Cillian Sheridan), Arvydas Novikovas
Kartki: Trałka - Runje, Świderski (poza boiskiem), Burliga
Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków)
Widzów: 28 587
Piotrek Przyborowski
0 komentarze:
Prześlij komentarz