aosporcieaosporcieaosporcie

4 marca 2018

Bardzo dobry "Kolejorz" z bardzo niedobrym wynikiem. Legia Warszawa - Lech Poznań 2:1

Lech Poznań zagrał chyba swój najlepszy mecz w 2018 roku, ale ze stolicy wraca bez punktów. Legia Warszawa po golu z kontrowersyjnego rzutu karnego w samej końcówce wygrała przed własną publicznością z Kolejorzem 2:1 i jej przewaga nad drużyną Nenada Bjelicy wynosi w tym momencie już pięć punktów.

Bez wracającego po urazie Darko Jevticia, kontuzjowanego do końca sezonu Elvira Koljicia, narzekającego na drobny uraz Ołeksija Chobłenki, wciąż niegotowego do gry Thomasa Rogne, chorego Emira Dilavera i oczywiście wciąż rehabilitującego się Macieja Makuszewskiego. Można już chyba śmiało rzec, że przy Bułgarskiej zrobił nam się mały szpital.

Niedzielny mecz toczył się jednak na Łazienkowskiej i już w drugiej minucie przypomnieliśmy sobie o fatalnej wyjazdowej postawie Lecha w obecnych rozgrywkach. Przed tym meczem było to tylko 13 punktów w 13 spotkaniach i zaledwie dwie wygrane. Po niecałych 120 sekundach od pierwszego gwizdka sędziego Szymona Marciniaka 28 tysięcy kibiców zgromadzonych tego dnia na stadionie Legii mogło wznieść szalony okrzyk radości. Williama Remy posłał kapitalne podanie w kierunku Marko Vesovicia, a ten, wykorzystując błąd duetu Janicki - Vujadinović, po prostu pognał na bramkę Buricia i pokonał bośniackiego bramkarza.


Z każdą kolejną minutą przewagę optyczną zyskiwał jednak Lech. W 15. minucie po rzucie rożnym świetnie główkował Nikola Vujadinović, ale jego strzał zdołał w niesamowity sposób wybronić Arkadiusz Malarz. Doświadczony golkiper Legii uratował też ją niecałe dziesięć minut później, kiedy to niekonwencjonalnym centrostrzałem popisał się nieźle dysponowany w tym spotkaniu Radosław Majewski.

Chwilę później swoją drugą konkretną sytuację w tym spotkaniu zmarnowała natomiast drużyna gospodarzy. Mizernie grający w niedzielę Kasper Hamalainien wykazał się wówczas swoją jedyną wartą odnotowania centrą w pole karne, ale piłka po główce Miro Radovicia jedynie obiła poprzeczkę bramki strzeżonej przez Buricia.

Lech drugą połowę rozpoczął z dużym animuszem. Tuż po gwizdku udało mu się przeprowadzić błyskotliwą akcję drużynową, ale strzał Radosława Majewskiego został w tym przypadku zablokowany. Bohaterem Kolejorza w 63. minucie został jednak inny krytykowany w ostatnim czasie pomocnik - Mihai Radut. Rumun zabawił się w Leo Messiego ogrywając w spektakularny sposób Artura Jędrzejczyka, po czym wystawił piłkę Christanowi Gytkjaerowi. Duńczyk dość szczęśliwie, ale umieścił futbolówkę w siatce, trafiając tym samym po raz dwunasty w obecnym sezonie Ekstraklasy.


Z biegiem czasu na boisku robiło się coraz więcej miejsca, piłkarze obu drużyn byli coraz bardziej zmęczeni, narażali się więc na kontry. Po jednej z takich fatalnie przestrzelił Michał Kucharczyk, w innej piłkę obok bramki posłał wprowadzony w drugiej połowie Jarosław Niezgoda.

Wydaje się, że jeśli Nenad Bjelica popełnił jakiś błąd, to był nim brak zmian. Chorwat oczywiście może to tłumaczyć licznymi kontuzjami, ale i tak na pierwszą roszadę w składzie zdecydował się dopiero w 86. minucie, kiedy na boisko za Wołodymyra Kostewycza wszedł Kamil Jóźwiak. Zanim jednak to się stało...

...Legia ponownie wyszła na prowadzenie, a to wszystko za sprawą kontrowersyjnego rzutu karnego podyktowanego za zagranie ręką wspomnianego ukraińskiego defensora. Kostewycz rzeczywiście minimalnie trącił piłkę dłonią, ale czy należało w tej sytuacji pokazać na jedenasty metr? Szymon Marciniak tak zdecydował, choć nawet zwykle broniący sędziów Sławomir Stempniewski w studiu pomeczowym stwierdził, że cieszyłby się bardziej, gdyby nasz eksportowy arbiter to puścił. Inna sprawa, jak do tej sytuacji ustosunkuje się szef polskich sędziów Zbigniew Przesmycki, który przecież w minionym tygodniu nakazał swoim podopiecznym postępować zgodnie z duchem sportu. Jedenastkę na gola zamienił Michał Kucharczyk.


Lech rzucił się po tym ciosie do ataku, nawet jeszcze w jednej z ostatnich akcji mógł zdobyć bramkę na wadę remisu, ale po rzucie wolnym wykonanym tuż zza pola karnego przez Macieja Gajosa piłka odbiła się od muru. Kolejorz ostatecznie przegrał więc w Warszawie i chociaż pokazał kawał naprawdę dobrego futbolu, jego strata do Legii wynosi obecnie już pięć punktów, a po ewentualnym zwycięstwie Jagiellonii z Wisłą, Duma Wielkopolski może tracić do lidera z Białegostoku aż osiem oczek. A już za tydzień zespół Ireneusza Mamrota przyjeżdża przecież na Bułgarską...

Legia Warszawa - Lech Poznań 2:1 (1:0)
4.03.2018, Stadion Wojska Polskiego w Warszawie, 18:00

Gole: 2' Marko Vesović, 85' Michał Kucharczyk (rzut karny) - 63' Christian Gytkjaer

Legia: Arkadiusz Malarz - Artur Jędrzejczyk, Iniaki Astiz, Michał Pazdan, Adam Hlousek - Marko Vesović (61. Michał Kucharczyk), William Remy, Krzysztof Mączyński - Miroslav Radović (80. Sebastian Szymański), Eduardo (69. Jarosław Niezgoda), Kasper Hamalainen

Lech: Jasmin Burić - Robert Gumny, Rafał Janicki, Nikola Vujadinović, Wołodymyr Kostewycz (86. Kamil Jóźwiak) - Łukasz Trałka, Maciej Gajos, Radosław Majewski - Mihai Radut (90. Tymoteusz Klupś), Christian Gytkjaer, Mario Situm

Kartki: Jędrzejczyk, Eduardo, Maczyński, Astiz - Trałka, Vujadinović

Sędzia: Szymon Marciniak (Płock)

Widzów: 28 219

Piotrek Przyborowski

0 komentarze:

Prześlij komentarz