aosporcieaosporcieaosporcie

26 lutego 2018

Mleko się rozlało. Korona Kielce - Lech Poznań 1:0

Mleko się rozlało, kwas się rozprzestrzenia. Kibice mają już dość i choć w Poznaniu, podobnie jak władze Lecha, tak i oni są zwykle dość cierpliwi, to wielu z nich w niedzielę straciło nadzieję w projekt tworzony w stolicy Wielkopolski przez Nenada Bjelicę. Korona Kielce pokonała Kolejorza 1:0, ale najgorszy jest styl, który zademonstrował swoim fanom poznański zespół. A właściwie jego brak.

Trudno zebrać myśli po meczu, który nazywany był hitem kolejki. Ciężko napisać też cokolwiek sensownego, ponieważ sama gra Lecha raczej tego sensu była pozbawiona. Duma Wielkopolski nie siadła na gospodarzach, a wręcz często dawała się zdominować przez rywala, o którym przed sezonem wielu mówiło jako pewniaku do spadku.

Tymczasem Korona jest przykładem klubu, z którego, przynajmniej w pewnych aspektach powinien brać przykład Lech. Choćby takim, że z niższych lig polskich da się ściągnąć naprawdę solidnych graczy - w obecnym sezonie jest to Łukasz Kosakiewicz, który wcześniej wyróżniał się na tle innych pierwszoligowców w barwach Chojniczanki Chojnice. W przeszłości do Złocisto-Krwistych w podobny sposób trafił inny robiący obecnie mityczną różnicę na boiskach Ekstraklasy piłkarz - Jakub Żubrowski, który błyszczał w Stali Mielec.

Lech już od dłuższego czasu w te rejony piłkarskiego zaświata się nie patrzy, obolały po transferach Tomasza Mikołajczaka oraz Krzysztofa Chrapka, a więc historiach już z dość odległej przeszłości. Kolejorz woli stawiać na tzw. solidnych ligowców spoza granic naszego kraju. Bo rzekomo taniej ich sprowadzić, bo niby mają większe doświadczenie w Europie, do której przecież to Lech chce się dostać.

Przy Bułgarskiej zdecydowana większość z Wieży Babel prezentuje się jednak wyjątkowo miernie. Ołeksij Chobłenko w Kielcach częściej się przewracał niż uderzał na bramkę Almerovicia, Mario Situm do Lecha się nieźle wprowadził, ale po odniesieniu kontuzji w meczu z Lechią w październiku nigdy nie wrócił do optymalnej formy i częściej swoją grą irytuje, niż raduje. Podobnie jak nomen-omen Mihai Radut, który  Poznaniu jest znany z tego, że dużo biega i potrafi wytrzasnąć z garderoby jakiś fajny kapelusz. Gra Niklasa Barkrotha raczej przypomina instrukcję mebli z Ikei - jest łatwa do przeczytania i nie przysparza zbyt wielu problemów. Jest też Christian Gytkjaer, który co jakiś czas potrafi zaskoczyć jakimś golem, ale Wikinga przypomina jedynie z wyglądu, nie z charakteru, co pokazał w Kielcach, marnując rzut karny w ostatniej akcji meczu.


Oczywiście nie skreślam z góry całej tej listy piłkarzy i nie mam nic do obcokrajowców w Lechu. Chcę jedynie podkreślić, że ze świecą można szukać w ostatnich latach w Kolejorzu przykładów dobrych transferów zagranicznych, czyli de facto ogólnie niezłych wzmocnień. Spośród letniego zaciągu pozytywną ocenę można w obecnym momencie wystawić jedynie Emirowi Dilaverowi, który jednak w Kielcach dostosował się do reszty drużyny i zanotował fatalne zawody. Co jednak trzeba podkreślić, Węgier zagrał na pozycji defensywnego pomocnika, na której w niebiesko-białych barwach nie miał jeszcze okazji wystąpić. Nenad Bjelica nie zdecydował się bowiem zaryzykować i nie postawił w niedzielę na któregoś z Jakubów: zarówno Serafin, który ma za sobą udaną rundę w Norwegii, jak i Moder przesiedzieli całe spotkanie na ławce rezerwowych.

Na boisku i to od pierwszej minuty pojawił się natomiast inny młody Lechita - Kamil Jóźwiak. Jego występ najlepiej puentuje jednak fakt, że w przerwie Bjelica zdecydował się go ściągnąć. 19-latek nie zademonstrował przez 45 minut absolutnie nic, co mogłoby sprawić, by Chorwat mógłby powiedzieć, że w istocie mylił się co do niego i młodzieżowy reprezentant Polski powinien już wcześniej dostawać więcej szans na pokazanie swoich umiejętności. Postawa Jóźwiaka jest o tyle dołująca, że Lech gra niesamowitą kaszanę na skrzydłach i tak naprawdę dla Kamila była to szansa, by wstrzelić się do składu podobnie, jak uczynił to latem Robert Gumny. Zresztą dośrodkowania niedoszłego najdroższego piłkarza Ekstraklasy też w niedzielę jakoś rewelacyjne nie były, ale ten przynajmniej się starał. I dał na boku więcej niż jego koledzy z ataku.

O słabości Lecha w spotkaniu Koroną niech najlepiej świadczy fakt, że najlepszym jego zawodnikiem był... Jasmin Burić. Gdyby nie Bośniak, to Kolejorz powinien przegrywać już po kilku pierwszych minutach, kiedy z jego defensorami niczym Brazylijczyk zabawił się Nika Kaczarawa. Jednak nawet 31-letni golkiper nie zdołał uchronić poznaniaków przed startą gola. W 68. minucie przy sporym pechu Lecha i szczęściu Korony piłkę po rykoszecie do bramki strzeżonej Buricia skierował Goran Cvijanović.


Lech miał jeszcze wspominanego karnego, którego co prawda sam wywalczył przy użyciu sporego sprytu Christian Gytkajer, ale jak już zostało to wspominane, fatalnie go zmarnował, uderzając wprost w Zlatan Alomerovicia. Serb tak pewnie bohaterem Korony by nie został, ponieważ na przestrzeni całego spotkania miał naprawdę mało do roboty.

Cztery celne strzały na bramkę w ciągu 90 minut - takimi statystykami nie da się zawojować Ekstraklasy, a już z pewnością jej wygrać. Oczywiście wciąż możliwe jest, że Lech Poznań zdobędzie w maju mistrzostwo Polski i jeszcze wszyscy będziemy się z tego śmiać. Teraz jeśli już jednak się śmiać, to jedynie przez łzy. W tym tygodniu Kolejorz jedzie do słabego jak barszcz Śląska Wrocław, a w weekend czeka go mecz o życie z Legią Warszawa. Paradoksalnie, w niedzielę Duma Wielkopolski może zostać nawet przy dobrych wiatrach liderem naszej ligi. To je circus.

Korona Kielce - Lech Poznań 1:0 (0:0)
25.02.2018, Stadion Miejski w Kielcach, 18:00

Gol: 68' Goran Cvijanović

Korona: Zlatan Alomerović - Bartosz Rymaniak, Radek Dejmek, Djibril Diaw, Ken Kallaste - Jakub Żubrowski, Oliver Petrak - Łukasz Kosakiewicz (65. Michael Gardawski), Goran Cvijanović (82. Marcin Cebula), Jacek Kiełb (72. Zlatan Janjić) - Nika Kaczarawa

Lech: Jasmin Burić - Robert Gumny, Nikola Vujadinović, Rafał Janicki, Wołodymyr Kostewycz - Emir Dilaver, Maciej Gajos, Radosław Majewski (75. Christian Gytkjaer) - Kamil Jóźwiak (46. Mihai Radut), Ołeksij Chobłenko (70. Elvir Koljić), Mario Situm

Kartki: Petrak, Kiełb - Kostewycz

Sędzia: Mariusz Złotek

Widzów: 6853

Piotrek Przyborowski

0 komentarze:

Prześlij komentarz