Mateusz Sochowicz na początku grudnia w niemieckim Altenbergu zajął szóste miejsce w sztafecie w Pucharze Świata. Teraz jest już w Pjongczangu, gdzie w najbliższy weekend zadebiutuje na Igrzyskach Olimpijskich. Niespełna 22-letni saneczkarz nie ukrywa, że jest to dla niego spełnienie marzeń. Co sprawiło, że zainteresował go właśnie ten sport? Dlaczego nie pamięta swojego pierwsze ślizgu w karierze? Z jakiego powodu Łotwa zdobywa regularnie medale na Igrzyskach w tej dyscyplinie, a Polacy wciąż czekają? Tego wszystkiego dowiecie się po lekturze tego wywiadu!
Twój wielki dzień w Pjongczang oczywiście już w sobotę, kiedy na Olympic Sliding Centre rozpoczną się zawody w zjeździe jedynek. Debiutowi na Igrzyskach towarzyszy jakaś dodatkowa presja?
- Wiadomo, że debiutowi zawsze towarzyszy większy stres. Mam jednak nadzieję, że emocje nie wezmą góry i uda mi się dojechać cztery ślizgi, z których będę zadowolony.
Już zeszły sezon był dla Ciebie dobry – po raz pierwszy wystartowałeś wówczas we wszystkich zawodach Pucharu Świata. Teraz spisujesz się jednak jeszcze lepiej – zajmujesz 31. miejsce w klasyfikacji generalnej. Na co liczysz w Korei?
- Do zeszłego sezonu mam wiele zastrzeżeń, ale był to dopiero mój pierwszy sezon z seniorami i tak naprawdę od nowa uczyłem się ścigać. Obecny jest już dużo lepszy, chociaż nie obyło się bez wpadek. Wiadomo, że każdy liczy na jak najlepszy wynik. Nie chcę jednak spekulować, aby nie wywierać na sobie dodatkowej presji. Staram się w ogóle nie myśleć o miejscu, które zajmę. Mój plan na Igrzyska to oddać cztery dobre i szybkie ślizgi, z których będę zadowolony po wyjeździe z Korei.
Ostatnio w sztafecie w PŚ w niemieckim Altenbergu udało się Wam uplasować na szóstej pozycji. Startujesz w niej również na Igrzyskach Olimpijskich czy trenerzy ostatecznie postawili na Macieja Kurowskiego, który zajął w niej ósme miejsce w Soczi?
- Sztafeta w Altenbergu dała nam super miejsce, ale nie obyło się bez kilku błędów, których jednak nie zabrakło również u konkurencji (śmiech). To, kto pojedzie w sztafecie, okaże się dopiero po zawodach jedynek, ponieważ zazwyczaj szansę dostaje najszybszy. Do ostatniego ślizgu mężczyzn ta kwestia pozostanie więc niewyjaśniona.
Wraz z Maciejem startujesz też w jedynkach. Dla niego będą to już trzecie Igrzyska. Czy jako starszy i pewnie bardziej doświadczony kolega daje Ci więc on jakieś specjalne rady?
- Od Maćka otrzymałem dużo cennych rad, bez których ciężko byłoby sobie poradzić i jestem mu za to bardzo wdzięczny. Ta pomoc działa jednak również w drugą stronę.
Myślę, że niektórych czytelników może zaciekawić, jak wygląda codzienny trening saneczkarza? Dominują siłownia i ćwiczenia wydolnościowe?
- Siła, dynamika, gibkość, jak i również skupienie. Saneczkarz musi być wszechstronny i w każdej sytuacji zachować zimną głowę. Ważna jest też czysta kalkulacja, ponieważ każdy, nawet najmniejszy błąd na torze może skończyć się tragicznie.
- Na starcie ważne, aby być rozciągniętym, dynamicznym i silnym, a jak doskonale wiemy te trzy wartości się nie dodają, ponieważ siła zabija w nas mobilność i dynamikę. Najpierw budujemy więc siłę, starając się zachować mobilność, natomiast w ostatnim okresie już przed sezonem wchodzimy w dynamikę. Ćwiczeń wydolnościowych natomiast jest bardzo mało.
To dość smutne, że nie mamy odpowiedniej infrastruktury dla saneczkarzy. Od wielu lat Mistrzostwa Polski odbywają się przecież... na Łotwie! To też Wam zapewne nie pomaga w przygotowaniach do zawodów?
- Mistrzostwa Polski to jedyna oprócz Pucharu Świata impreza, którą jeździmy w łotewskiej Siguldzie. Wielu uważa go za nasz domowy tor, a ja osobiście to go nawet nie lubię. Za tor domowy uważam hmm... chyba ten w Oberhofie. To tam czuję się najlepiej i myślę, że nie jestem w tym sam, wielu saneczkarzy go lubi. W przygotowaniach do zawodów bardzo pomagają nam Niemcy, z którymi mamy podpisany tzw. partners haft. Jest on dla nas bardzo korzystny, dlatego staramy się z niego zaczerpnąć jak najwięcej, co z kolei sprawia, że jazdy na sankach zaczynamy już od września i kończymy dopiero pod koniec lutego. To daje naprawdę sporą ilość ślizgów.
W tym miesiącu skończysz dopiero 22 lata. Przed tobą jeszcze wiele lat rywalizacji. ? Kiedyś powiedziałeś w jednym z wywiadów, że Twoim największym marzeniem jest zdobycie mistrzostwa świata. Teraz celem numer jeden są oczywiście Igrzyska, ale co planujesz dalej? Jakie stawiasz sobie cele?
- Wyjazd na pierwsze Igrzyska to zdecydowanie wymarzony prezent urodzinowy. Mistrzostwo świata brzmi pięknie, lecz bez toru i testów na nim niestety mam raczej nikłe szanse, aby to osiągnąć. Cel pozostaje ten sam – stale iść do przodu aby notować poprawę wyników. Zobaczymy, dokąd uda się dojść.
Jeśli nie saneczkarstwo to co innego? Marzyłeś kiedyś o czymś innym czy od małego byłeś zakochany w torze saneczkarskim?
- Od małego jestem zakochany w narciarstwie alpejskim i snowboardzie. Prawdziwe saneczkarstwo odkryłem dopiero po rozpoczęciu edukacji w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Karpaczu pod okiem trenerów Przemysława Pochłóda oraz Tomasza Koćmierowskiego. Wyjechałem na swój pierwszy obóz do właśnie Oberhofu i tak to się wszystko zaczęło! Podczas mojego pierwszego ślizgu ze startu dziecięcego dopływ adrenaliny był tak duży, że go zupełnie nie pamiętam! (śmiech) Wtedy bym nawet nie pomyślał, że wejdę kiedyś na start męski, a co dopiero rywalizował z najlepszymi na świecie!
Jak to możliwe, że taki maleńki kraj jak Łotwa potrafił na ostatnich IO zdobyć dwa brązowe medale, a Polska wciąż czeka na takie sukcesy?
- Tor, tor i jeszcze raz tor! Bez tego nie mamy najmniejszych szans na jakiekolwiek medale. Potrzebne nam są też testy sprzętu. Niestety nie mamy się co oszukiwać – sprzęt w saneczkarstwie, jak i bobslejach to jeden z najważniejszych czynników.
Na oficjalnej stronie Igrzysk oraz Twoim profil na Instagramie można znaleźć motto, którym kierujesz się w życiu: If you wanna break the rules, you must first master them! Gdzie je wynalazłeś i dlaczego właśnie zgonie z nim starasz się postępować?
- Jest to ponadczasowe motto, które napędza mnie do działania i pomaga w byciu dobrym w tym, co kochasz. Gdzie to znalazłem? Już nawet nie pamiętam, lecz od razu wiedziałem, że to jest to!
Saneczkarstwo to sport, który potrafi być widowiskowy. Nie bez powodów wielu kibiców porównuje je do Formuły 1. Dlaczego więc Puchar Świata w tej niezwykle ciekawej dyscyplinie nie gromadzi w Polsce przed telewizorami choćby promila liczby widzów, którzy oglądają zmotoryzowane sporty?
- Zimowa Formuła 1 to dobre porównanie. Tak samo walczymy z przeciążeniami dochodzącymi nawet do 6G, decyzje podejmujemy w ułamkach sekundy, a przy 130 km/h musimy trafiać w punkty sterowań niemal co do centymetra, aby osiągnąć idealną linię przejazdu. Naszym motorem jest jednak grawitacja. Wydaje mi się, że telewizja w żadnym stopniu nie oddaje tego, co dzieje się na torze, podczas transmisji wszystko to wygląda tak, jakbyśmy położyli się do sanek i zjechali na dół... Nie widać zupełnie włożonej w to naszej pracy. Jednakże po wizycie na torze obraz mojej dyscypliny zmienia się diametralnie – gdy widzi się zawodnika, który jedzie po ścianie na wysokości drugiego piętra z prędkością 130 km/h, to działa to na wyobraźnię.
Narciarzom życzy się połamania nart, a czego należy życzyć saneczkarzom?
- Nam życzy się połamania płóz!
Tak więc połamania płóz i jak najlepszego wyniku w Korei!
- Dzięki wielkie!
Mateusza na Igrzyskach Olimpijskich w Pjongczangu będziecie mogli śledzić w sobotę 10 lutego. Rywalizacja męskich jedynek na torze Olympic Sliding Centre rozpocznie się około godziny 12:10 polskiego czasu. Jeśli chcecie, możecie też zacząć go obserwować na Instagramie, na którym regularnie wrzuca zdjęcia z życia młodego saneczkarza.
Piotrek Przyborowski
📷 Sandro Halank / Wikimedia Commons
0 komentarze:
Prześlij komentarz