Thomas Vermaelen przez długi czas był traktowany jako wielka transferowa wtopa Barcelony. Teraz obok Paulinho ma szansę zostać największym katalońskim zaskoczeniem sezonu 2017/2018.
Kontuzje, kontuzje i jeszcze raz kontuzje - tak do niedawna można było określać przygodę Vermy z Dumą Katalonii. Już sam fragment zaczerpnięty z Wikipedii dotyczący tego piłkarza może nieco bawić:
9 sierpnia 2014 roku ogłoszono podpisanie pięcioletniego kontraktu z FC Barcelona. Kataloński klub wydał na zawodnika 15 milionów funtów. W debiutanckim sezonie rozegrał 63 minuty, zdobywając potrójną koronę.
63 minuty, na które Barcelona wydała blisko 20 milionów euro. Przez wielu kibiców i ekspertów transfer Belga był wówczas traktowany jako kolejny blamaż ówczesnego dyrektora sportowego Andoniego Zubizarrety, który zresztą na początku 2015 roku stracił swoją posadę.
Sezon 2015/2016 rozpoczął się dla defensora bardzo obiecująco. Choć zapewne o blamażu w Superpucharze Hiszpanii z Athletikiem wolałby zapomnieć (0:4 w plecy), to potem przyszły trzy pierwsze kolejki Primera División, w których pojawiał się on w titular, a Barça straciła w nich zaledwie jednego gola, odnosząc trzy zwycięstwa. Jak jednak (niemal) zawsze w przypadku Vermaelena musiała mu się właśnie wtedy przydarzyć kontuzja i do końca sezonu grał już w kratkę. Łącznie zanotował 20 występów we wszystkich rozgrywkach.
Jak w przypadku wielu innych piłkarzy bez szans na grę, tak i dla Vermaelena szansą okazała się kontuzja kolegi z zespołu. Kiedy po listopadowym meczu z Juventusem w Lidze Mistrzów Samuel Umtiti wypadł z gry do początku lutego, przed Valverde stanęło ogromne wyzwanie. Musiał znaleźć nowego partnera dla Gerarda Piqué. Nie od dziś wiadomo, że Javier Mascherano już najprawdopodobniej w styczniu wyleci sobie na wakacje do Chin, więc szkoleniowiec Blaugrany postawił na Belga i chyba nie żałuje. Co prawda, dwa pierwsze ligowe występy Vermaelena przyniosły Barcelonie dwa remisy (choć z Celtą pojawił się na boisku na zaledwie 18 minut), ale później nastąpiły trzy kolejne zwycięstwa bez straty gola, w tym to najważniejsze - w sobotę z Realem Madryt.
W Katalonii spodziewano się po nim więcej i bez żalu oddano go w ubiegłym sezonie na wypożyczenie do Romy. Wydawało się, że przed Belgiem otwiera się szansa na nowy start, a potem powrót i walka o miejsce w składzie Blaugrany. O sobie znów dało znać jednak zdrowie... Problemy z pachwiną sprawiły, że stracił on większą część sezonu i w sumie dla Wilków rozegrał 609 minut we wszystkich rozgrywkach.
Latem po cichu wrócił do Barcelony, by znowu zacząć wszystko od początku. W końcu na Camp Nou pojawił się Ernesto Valverde - nowy trener, nowa nadzieja. I choć oczywiście dużą część pretemporady stracił przez uraz kolana, to jednak na drugą kolejkę ligową z Deportivo Alavés był już teoretycznie gotowy. Ostatecznie jednak do końca października pojawił się jedynie... dwukrotnie w kadrze meczowej i zanotował 90 minut w Pucharze Króla w spotkaniu z Real Murcia.
– W lecie myślałem, że dobrze będzie zostać w Barcelonie, ale kiedy później zobaczyłem, jak wygląda moja sytuacja, widzę, że tak nie jest – powiedział Vermaelen w wywiadzie dla belgijskiego dziennika Het Laatste Nieuws, cytowany przez FCBarca.com
Jak w przypadku wielu innych piłkarzy bez szans na grę, tak i dla Vermaelena szansą okazała się kontuzja kolegi z zespołu. Kiedy po listopadowym meczu z Juventusem w Lidze Mistrzów Samuel Umtiti wypadł z gry do początku lutego, przed Valverde stanęło ogromne wyzwanie. Musiał znaleźć nowego partnera dla Gerarda Piqué. Nie od dziś wiadomo, że Javier Mascherano już najprawdopodobniej w styczniu wyleci sobie na wakacje do Chin, więc szkoleniowiec Blaugrany postawił na Belga i chyba nie żałuje. Co prawda, dwa pierwsze ligowe występy Vermaelena przyniosły Barcelonie dwa remisy (choć z Celtą pojawił się na boisku na zaledwie 18 minut), ale później nastąpiły trzy kolejne zwycięstwa bez straty gola, w tym to najważniejsze - w sobotę z Realem Madryt.
El Clásico padło łupem Katalończyków, a grudzień został skradziony przez 63-krotnego reprezentanta Belgii. Od początku było wiadome, że przecież gość, który zagrał dla Arsenalu przeszło 100 meczów w Premier League, nie może być jakimś ogórasem. Jeśli więc problemy zdrowotne będą omijały z dala rosłego defensora, ma on szansę wskoczyć na stałe do pierwszego składu Barcelony, a przynajmniej okazać się solidnym rywalem do gry dla Umtitiego i Piqué. A taki status w jednym z najlepszych zespołów globy jeszcze bardziej ustawi go na uprzywilejowanej pozycji w reprezentacji Belgii przed mistrzostwami świata.
Autor: Piotrek Przyborowski | @P_Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com | foto: Wikimedia.org / Олег Дубина
Autor: Piotrek Przyborowski | @P_Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com | foto: Wikimedia.org / Олег Дубина
0 komentarze:
Prześlij komentarz