Szalony - tym przymiotnikiem można określić sobotnie spotkanie Lechii Gdańsk z Lechem Poznań, które zakończyło się wynikiem 3:3. Rezultat ten tak naprawdę nie ucieszył jednak żadnej ze stron.
Nie ma Lech Poznań ostatnio takiego zwykłego szczęścia. Choć za strzelanie w ostatnich spotkaniach wziął się sam kapitan Maciej Gajos, a odblokował się nawet wreszcie Christian Gytkjaer, a swoje trafienie w sobotę dołożył też reprezentant Polski Maciej Gajos. Nic jednak z tego, trzech punktów Kolejorz z Gdańska nie przywiózł, mimo strzelenia trzech goli.
By jednak nabrać chronologiczny bieg wydarzeń - w 13. minucie bramkę dla Lechii zdobył Błażej Augustyn - niedoszły statysta obrońca Lecha, który sprytnie wyszedł na krótki słupek i po dośrodkowaniu Rafała Wolskiego dał wielką radość pustemu 13 tysiącom kibicom zgromadzonych tego dnia na Stadionie Energa. Krycie w tej sytuacji zawalił Lasse Nielsen (ten gagatek jeszcze wróci w naszej dzisiejszej opowieści).
Duma Wielkopolski jednak podniosła się jeszcze w pierwszej połowie, a wszystko po innym stałym fragmencie gry. Zanim to się jednak stało, trochę musiała się nacierpieć, a Nenad Bjelica z konieczności dokonał w tym czasie aż dwóch zmian. Kontuzjowanego Janickiego zastąpił Dilaver (który nie wiedzieć czemu ostatnio często siedział na ławce), z kolei za Situma (jego zabraknie przez najbliższe SZEŚĆ tygodni) pojawił się Mihai Radut. I to właśnie Rumun, który umie nieźle dośrodkować ze stojącej piłki, w 37. minucie świetnie bił piłkę w pole karne, piłka nieco przypadkowo trafiła pod nogi Macieja Gajosa i kapitan Lecha dał mu wyrównanie. Ot taka typowa Ekstraklasa.
Kolejorz do szatni zszedł jednak, przegrywając. Wszystko przez dzięki VAR-owi. Mato Milos dośrodkował już w doliczonym czasie gry pierwszej połowy z prawej strony, o piłkę w polu karnym powalczyli Marco Paixao i... tak, Lasse Nielsen. Ostatecznie sędzia Tomasz Musiał po konsultacji i analizie wideo zdecydował się odgwizdać jedenastkę dla gospodarzy. I chociaż Matus Putknocky znany jest jako specjalista od obrony piłki z wapna, to na strzał samego poszkodowanego nie miał żadnych szans.
Druga połowa tego jakże szalonego meczu rozpoczęła się od czerwonej kartki dla Michała Nalepy, którą ten dostał po... wideoweryfikacji! Christian Gytkjaer przejął źle podaną do defensora Lechii piłkę i ten zmuszony był sfaulować wychodzącego na czystą pozycję Duńczyka. Choć początkowo gwizdek krakowskiego sędziego milczał, to po chwili (i użyciu VAR-u!) Nalepa z boiska jednak wyleciał.
W przewadze Lech zaczął dominować nad gospodarzami. Najpierw przed niezłą okazją stanął Maciej Gajos, a w 70. minucie Kolejorz ponownie doprowadził do wyrównania. Maciej Makuszewski niezłym lobem podał w kierunku Denissa Rakelsa (!), do Łotysza wybiegł Dusak Kuciak i to był duży błąd słowackiego golkipera. Skrzydłowy Lecha bez problemów skierował piłkę do Gytkjaera, który z łatwością strzelił do pustej bramki. Dla Duńczyka był to pierwszy ligowy gol od... 20 sierpnia. Dla Łotysza pierwsza asysta od... 20 lipca i spotkania z Haugesund w Lidze Europy.
Już po chwili to poznaniacy byli na prowadzeniu. Nie minęło nawet 120 sekund od trafienia na 2:2, a piłkę do siatki Lechii skierował... jej były zawodnik Maciej Makuszewski. Mato Milos zabawił się na prawej stronie, futbolówkę z łatwością odebrał mu Darko Jevtić, który potem nieco potańczył i wreszcie idealnie dośrodkował na głowę Makiego. I trzeba przyznać, że reprezentant Polski zachował się szlachetnie, bowiem jego koniec przygody z Lechią do najprzyjemniejszych nie należał, a ten jednak nie zdecydował się na wielkie okazanie radości po tym trafieniu
Autor: Piotr Przyborowski | @P_Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com | foto: Tomasz Sienicki | Wikipedia.org
— Lechia Gdańsk SA (@LechiaGdanskSA) 21 października 2017
Syndrom białostocki ostatecznie jednak Lecha dopadł zaledwie cztery minuty po tym, jak udało mu się wreszcie wyjść w tym meczu na prowadzenie. I to ze zdwojoną siłą - najpierw za głupi faul drugą żółtą kartkę dostał Mihai Radut i przedwcześnie musiał opuścić boisko. Do rzutu wolnego podszedł Simeon Sławczew, dośrodkował na głowę... Emira Dilavera. Węgier pechowo pokonał chyba nieco źle ustawionego przy tym stałym fragmencie gry Matusa Putnockiego.
Ostatecznie już żadna z drużyn nie zdołała przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. W sobotę obejrzeliśmy szalony mecz, w którym swoją rolę odegrał VAR, a Ekstraklasa zyskała nowe powiedzonko: to je circus, którym trener Nenad Bjelica określił zamieszanie związane z wideoweryfikacją. Z nią Lech ma póki co wyrównane starcie 2:2 (anulowany karny dla Legii oraz czerwona kartka dla Nalepy kontra anulowany gol Gajosa w Białymstoku i rzut karny dla Lechii). Najbliższe tygodnie mogą nam przynieść jednak kolejne rewelacje związane z tą nowinką technologiczną. Nowinką, która wielu kibiców zaczyna nieco denerwować...
Lechia Gdańsk - Lech Poznań 3:3 (2:1)
21.10.2017, Stadion Energa w Gdańsku, 20:30
Gole: 13' Błażej Augustyn, 45+3' Marco Paixao, 76' Emir Dilaver - 37' Maciej Gajos, 70' Christian Gytkjaer, 72' Maciej Makuszewski
Lechia: Dusan Kuciak - Paweł Stolarski, Błażej Augustyn, Michał Nalepa - Mato Milos, Joao Nunes, Simeon Sławczew, Mateusz Lewandowski - Flavio Paixao (90. Joao Oliveira), Marco Paixao (78. Grzegorz Kuświk), Rafał Wolski (79. Milos Krasić)
Lech: Matus Putnocky - Robert Gumny, Lasse Nielsen (68. Deniss Rakels), Rafał Janicki (35. Emir Dilaver), Wołodymyr Kostewycz - Maciej Gajos, Łukasz Trałka, Darko Jevtić - Maciej Makuszewski, Christian Gytkjaer, Mario Situm (27. Mihai Radut)
Kartki: Nalepa (czerwona) - Nielsen (żółta), Radut (czerwona za dwie żółte)
Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków)
Widzów: 13 493
0 komentarze:
Prześlij komentarz