Przed pierwszym spotkaniem III rundy eliminacji Ligi Europy pomiędzy FC Utrecht a Lechem Poznań wiele osób spodziewało się solidnego lania i wysokiej porażki Kolejorza na holenderskim boisku. Co prawda nie możemy mówić o niespodziance, ale poznaniacy piłkarsko byli widocznie lepsi i stworzyli sobie więcej dogodnych sytuacji. Ostatecznie jednak, spotkanie w Utrechcie skończyło się bezbramkowym remisem.
Podopieczni Nenada Bjelicy jeszcze przed rozstrzygnięciem dwumeczu z norweskim FK Haugesund, wiedzieli, że w razie wygranej trafią na teoretycznie silniejszy, czwarty zespół zeszłego sezonu ligi holenderskiej, FC Utrecht.
Nadzieję sympatykom poznańskiego Lecha dawało starcie w poprzedniej rundzie, gdzie Utrecht niezbyt zdecydowanie pokonał w dwumeczu znacznie słabszą maltańską Vallettę 3:1 (w pierwszym meczu na Malcie było 0:0). Jednym z powodów nie najlepszej dyspozycji Holendrów jest transferowa rewolucja, którą klub z Utrechtu przeszedł w letnim okienku transferowym.
Brak zgrania wśród zawodników z Holandii było widać również w spotkaniu z Lechem Poznań. Od samego początku obie drużyny nie potrafiły do końca odnaleźć się w grze i na boisku panował chaos. Podobnie wyglądała zresztą cała pierwsza połowa.
Dopiero w drugiej części meczu akcje wyglądały trochę konkretniej, ale i tak Lech był bliżej szczęścia. Chociaż pierwsi do wzmożonych ataków ruszyli gospodarze, to właśnie Kolejorz miał najlepszą sytuację, kiedy po trochę szczęśliwym podaniu Emira Dilavera szansę sam na sam z bramkarzem zmarnował Nicki Bille Nielsen, który w 69. minucie zmienił Chrystiana Gytkjaera.
Skład, jaki wystawił chorwacki szkoleniowiec Lecha Poznań wydawał się być najlepszy z możliwych, szczególnie ze względu na kontuzję Darko Jevtica. Chociaż zaskoczeniem mogła być obecność w wyjściowej jedenastce debiutanta Nikoli Vujadinovića, który wystąpił na środku obrony obok innego letniego nabytku drużyny z Poznania - Rafała Janickiego.
Generalnie cała obrona spisywała się nieźle, przez co zawodnicy Utrechtu mieli mało sytuacji i niespecjalnie zagrażali bramce Matusa Putnockiego. Choć właśnie najsłabszy, szczególnie w pierwszych minutach, wydawał się Vujadinović. Szczególnie, kiedy lechici zaczynali swoje akcje od formacji defensywnej, to można było odnieść wrażenie, że Serb albo jest lekko podenerwowany, albo założył buty nieodpowiednie do warunków.
Jeśli mowa o bezbramkowym remisie, to nie sposób nie wspomnieć o grze napastników Lecha Poznań. Ponad godzinę na płycie boiska spędził Chrystian Gytkjaer - nowy napastnik w drużynie Bjelicy. Grał przeciętnie, nie miał zbyt wiele dogodnych sytuacji, ponieważ albo sam nie był do końca dobrze ustawiony, albo koledzy z pomocy podawali niedokładnie. Jako pierwszy zmiennik został wprowadzony Nicki Bille Nielsen, który miał więcej dobrych okazji, ale również nie potrafił ich zamienić na bramkę.
Większa ilość okazji dla drugiego z Duńczyków wynika chyba głównie z tego, że zawodnicy z Holandii byli nie do końca przygotowani, albowiem był to dopiero ich trzeci mecz o punkty w tym sezonie (dla porównania, Lech rozegrał ich już aż sześć).
Generalnie przed rewanżem obydwie strony mogą być nastawione całkiem optymistycznie, albowiem wystarczy wygrać, aby awansować. Poza tym dla Holendrów dobrą informacją jest to, że każdy remis powyżej 0:0 daje im awans, za to Kolejorz ma przewagę trybun (to właśnie kibice Lecha byli bardziej słyszalni przez większą część spotkania), ale także psychologiczną przewagę uzyskaną w pierwszym spotkaniu. Przydałoby się jeszcze wygrać w weekend z Piastem...
0 komentarze:
Prześlij komentarz