To jest zdecydowanie pracowity weekend przy Bułgarskiej. Lech Poznań w błyskawicznym tempie przeprowadził aż cztery transfery. Do Poznania na stałe przeniósł się Maciej Makuszewski, kontrakty podpisali też Vernon De Marco i Mario Šitum, a o krok od tego jest jeszcze Deniss Rakels.
Już w piątek Kolejorz potwierdził, że w stolicy Wielkopolski pozostanie Maciej Makuszewski. Skrzydłowy był dotąd zaledwie wypożyczony z Lechii Gdańsk, a Lech miał w umowie klauzulę, zgodnie z którą mógł wykupić go za pół miliona euro. Poznaniacy byli zdeterminowani, by wykupić go z czwartej drużyny minionego sezonu Ekstraklasy, ale nie za taką kwotę. Choć w pewnej chwili transfer definitywny wydawał się już rozstrzygnięty, Lechia nagle zdecydowała się zablokować całą transakcję. Ostatecznie jednak klub z Gdańska sprzedał 27-latka do Lecha za około 300 tysięcy euro.
W minionym sezonie Maki był ważnym elementem drużyny Nenada Bjelicy. W sumie wystąpił aż w 41 spotkaniach, w których strzelił cztery gole i dołożył do tego jeszcze dziesięć asyst. Walnie przyczynił się do zdobycia przez Kolejorza m.in. Superpucharu Polski. To właśnie w swoim oficjalnym debiucie w Warszawie przeciwko Legii strzelił premierowego gola dla wtedy jeszcze prowadzonej przez Jana Urbana drużyny.
Pozostanie byłego zawodnika Jagiellonii, Tereka czy Vitórii Setúbal na Bułgarskiej trzeba traktować jako dobry ruch ze strony władz Lecha. Makuszewski dysponuje naprawdę imponującą szybkością i jak na polskie warunki jest solidnym skrzydłowym, co w sumie pokazują jego statystyki z minionego sezonu.
Latynosi wracają do Kolejorza
W przeszłości w Lechu Poznań grało kilku zawodników z Ameryki Południowej. Tacy piłkarze jak Henry Quinteros czy Hernán Rengifo okazali się bezsprzecznie piłkarzami o sporej jakości. Od dłuższego czasu jednak w stolicy Wielkopolski nie widzieliśmy przybyszów z tego rejonu świata. W minionym roku się to zmieniło, kiedy zespół rezerw wzmocnił Víctor Gutiérrez. Kolumbijczyk jednak do pierwszego składu ostatecznie się nie przebił, ten wzmocnił teraz natomiast Vernon De Marco.
Argentyńczyk z hiszpańskim paszportem będzie miał spore szanse na wzmocnienie wyjściowej jedenastki Kolejorza z kilku powodów. Przede wszystkim chodzi o wspomniany dokument, który pozwala traktować wychowanego w Rosario defensora jako zawodnika z kraju Unii Europejskiej. To ważne, szczególnie w momencie, kiedy okazało się, że w sezonie 17/18 jednocześnie na boisku wciąż będzie mogło przebywać zaledwie dwóch piłkarzy spoza Wspólnoty.
Wciąż nie jest do końca też pewna przyszłość Jana Bednarka, choć Lech nie chce się spieszyć z jego transferem. Nie ulega jednak wątpliwości, że środek defensywy musiał zostać wzmocniony, choćby z powodu odejścia do Rostowa Macieja Wilusza. De Marco wydaje się piłkarzem, który może wrocławianina zastąpić. 24-latek dorosłą karierę zaczynał na Majorce, skąd przeniósł się w 2012 roku na Słowację. Tam najpierw grał dla MFK Zemplín Michalovce, gdzie wyrobił sobie renomę, która pozwoliła mu na początku września na przejście do Slovana Bratysława. Z tym zespołem udało mu się wywalczyć w minionym sezonie wicemistrzostwo i puchar. W sumie Argentyńczyk rozegrał w zakończonych rozgrywkach 24 spotkania (łącznie z dwoma występami w rezerwach stołecznej ekipy), w których strzelił jednego gola.
Prezes Lecha Karol Klimczak ocenia De Marco jako zawodnika o nie tylko atutach defensywnych, ale również jego możliwościach w ataku. Podczas prezentacji szczególnie doceniono jego umiejętności gry głową. W aspekcie może więc nieco przypominać Bednarka. Od Polaka (190 cm) jest jednak o osiem centymetrów niższy. Defensor związał się z Lechem rocznym kontraktem. Póki co jest tylko wypożyczony do poznańskiego zespołu. Kolejorz zagwarantował sobie jednak pierwokupu stopera, a także uzgodnił warunki ewentualnego trzyletniego kontraktu, który wszedłby w życie w momencie transferu definitywnego. Całkiem sprytne.
Lech wreszcie z reprezentantem?
Od pewnego czasu Nenad Bjelica nie ma problemów podczas przerw reprezentacyjnych ze skompletowaniem kilkunastu piłkarzy do wewnętrznych gierek. Wszystko przez to, że jeśli już Kolejorz wysyła kogoś na zgrupowania narodowych kadr, to są to ekipy młodzieżowe. Dość powiedzieć, że o awans na Mistrzostwa Świata w Rosji nie walczy teraz żaden z Lechitów. Zmienić to może Mario Šitum, świeżo pozyskany z Dinama Zagrzeb.
25-latek nominalnie jest lewoskrzydłowym, ale w zakończonym sezonie przyszło mu grać m.in. na prawej obronie. Z tego też powodu oraz ogólnie sporej konkurencji w zespole ze stolicy Chorwacji jego liczby nie są aż tak imponujące jak na gracza ofensywnego. We wszystkich rozgrywkach (łącznie z trzema występami w rezerwach Dinama) rozegrał bowiem 31 meczów, w których strzelił dwa gole i dołożył jedną asystę. Jego zespół zresztą zarówno w lidze jak i w krajowym pucharze musiał uznać wyższość Rijeki. W swojej karierze wywalczył już jednak dwa krajowe czempionaty. Warto też dodać, że w sezonie 16/17 zaliczył pięć występów w Lidze Mistrzów, w której w sumie uzyskał 330 minut.
Z trenerem Nenadem Bjelicą Šitum zna się doskonale z Serie B. To właśnie za kadencji swojego rodaka wychowanek Dinama trafił do Spezii. To właśnie w tej drużynie Chorwat występował w latach 2014-2016 i notował najlepsze w swojej karierze liczby - w sumie przez dwa sezony na zapleczu włoskiej ekstraklasy zdobył po osiem goli i osiem asyst.
Situm na początku tego roku zadebiutował w dorosłej reprezentacji Chorwacji, dla której póki co rozegrał dwa mecze towarzyskie. Ostatnio był jednak pomijany przy powołaniach przez selekcjonera Ante Čačicia, dlatego dla niego związanie się z Lechem to wielka szansa na powrót o kadry. I on trafił do Kolejorza na zasadzie rocznego wypożyczenia, choć także w tym przypadku poznaniacy mają prawo pierwokupu Chorwata.
Wielki powrót Łotysza
Nie chodzi tutaj jednak o Artjomsa Rudnevsa, którego z pewnością wielu z kibiców Lecha wciąż chętnie zobaczyłoby na Bułgarskiej. Tym razem mowa jednak o Denissie Rakelsie, który jest doskonale znany wielu sympatykom polskiej piłki. Napastnik występował tu w sumie przez ponad pięć lat. Szczególnie dobry był dla niego sezon 15/16, w którym dla Cracovii strzelił aż 15 goli w 20 meczach (dokładając do tego jeszcze trzy asysty). To zaowocowało pod koniec stycznia zeszłego roku transferem do angielskiego Reading za około pół miliona euro.
Pierwsze pół roku na Madejski Stadium było dla 17-krotnego reprezentanta Łotwy całkiem udane. W 12 meczach Championship udało mu się zdobyć trzy bramki. Do tego pojawił się też w dwóch spotkaniach FA Cup, gdzie stanął naprzeciw klubom z Premier League - WBA i Crystal Palace. Miniony rok był już jednak dla Rakelsa fatalny. Stracił blisko cały sezon z powodu kontuzji kolana, a jeśli już grał, to jedynie w Premier League 2 (takie angielskie rozgrywki rezerw). W pierwszej drużynie zanotował dwa występy, ale miało to miejsce jeszcze w sierpniu 2016. Szkoda, szczególnie, że Reading ostatecznie otarło się o powrót do elity, zajmując trzecie miejsce w ligowej tabeli (odpadło w barażach).
Inna sprawa, że gdyby Rakels w Reading grał, to byłby nie do wyjęcia przez żaden z polskich klubów. Łotysz w Ekstraklasie był naprawdę niezłym napastnikiem, a jego 15 goli w sezonie 16/17 dało mu też koniec końców trzecie miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców, choć przecież w Cracovii występował jedynie w rundzie jesiennej! Co najważniejsze w jego przypadku, przeszedł on pozytywnie testy medyczne, a także ustalił warunki indywidualnego kontraktu z Lechem. Kolejorz na razie wypożyczy go z Reading na rok, ale zapewnił sobie też prawo pierwokupu. W tym momencie poznańscy działacze czekają na odpowiednie dokumenty z Anglii. Druga strona musi się pospieszyć, bowiem Lech do północy w poniedziałek musi zgłosić listę piłkarzy do I rundy eliminacji Ligi Europy.
Jeśli Rakels będzie zdrowy, to może być ogromnym wzmocnieniem ofensywy Lecha. Łotysz mówi biegle po polsku, nie będzie miał więc problemu z szybką aklimatyzacją w zespole. Zna ligę, a w dodatku pokazał już, że może wciągnąć występujących w niej obrońców nosem.
Wydaje się, że Lech Poznań nie tylko poszedł w ciągu tego jednego dłuższego weekendu na ilość, ale także jakość. Nowi piłkarze Kolejorza napawają optymizmem, choć szkoda, że wśród nich jedynym Polakiem jest Maciej Makuszewski, który przecież de facto grał już dla Lecha w minionym sezonie. Jeśli jednak sprowadzać do Poznania obcokrajowców to takich, którzy albo już coś w Polsce osiągnęli (Rakels), albo dokonali tego w solidnych europejskich średniakach (De Marco i Šitum). Jak jednak będzie naprawdę, dowiemy się dopiero na boisku.
Autor: Piotr Przyborowski | @P_Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com | foto: lechpoznan.pl / Marcin Rajczak
Pozostanie byłego zawodnika Jagiellonii, Tereka czy Vitórii Setúbal na Bułgarskiej trzeba traktować jako dobry ruch ze strony władz Lecha. Makuszewski dysponuje naprawdę imponującą szybkością i jak na polskie warunki jest solidnym skrzydłowym, co w sumie pokazują jego statystyki z minionego sezonu.
Latynosi wracają do Kolejorza
W przeszłości w Lechu Poznań grało kilku zawodników z Ameryki Południowej. Tacy piłkarze jak Henry Quinteros czy Hernán Rengifo okazali się bezsprzecznie piłkarzami o sporej jakości. Od dłuższego czasu jednak w stolicy Wielkopolski nie widzieliśmy przybyszów z tego rejonu świata. W minionym roku się to zmieniło, kiedy zespół rezerw wzmocnił Víctor Gutiérrez. Kolumbijczyk jednak do pierwszego składu ostatecznie się nie przebił, ten wzmocnił teraz natomiast Vernon De Marco.
Argentyńczyk z hiszpańskim paszportem będzie miał spore szanse na wzmocnienie wyjściowej jedenastki Kolejorza z kilku powodów. Przede wszystkim chodzi o wspomniany dokument, który pozwala traktować wychowanego w Rosario defensora jako zawodnika z kraju Unii Europejskiej. To ważne, szczególnie w momencie, kiedy okazało się, że w sezonie 17/18 jednocześnie na boisku wciąż będzie mogło przebywać zaledwie dwóch piłkarzy spoza Wspólnoty.
Jako fan Levante nie mogę nie wspomnieć o tym, że Vernon De Marco miał szansę zagrać dla Żab. Ostatecznie jednak w lipcu zeszłego roku nie przeszedł testów w zespole z Walencji. Teraz... szykowałby się do gry w Primera División (piłkarze Granotas wywalczyli powrót do elity, wygrywając Segunda División - więcej o tym klubie na Moje Levante).
Prezes Lecha Karol Klimczak ocenia De Marco jako zawodnika o nie tylko atutach defensywnych, ale również jego możliwościach w ataku. Podczas prezentacji szczególnie doceniono jego umiejętności gry głową. W aspekcie może więc nieco przypominać Bednarka. Od Polaka (190 cm) jest jednak o osiem centymetrów niższy. Defensor związał się z Lechem rocznym kontraktem. Póki co jest tylko wypożyczony do poznańskiego zespołu. Kolejorz zagwarantował sobie jednak pierwokupu stopera, a także uzgodnił warunki ewentualnego trzyletniego kontraktu, który wszedłby w życie w momencie transferu definitywnego. Całkiem sprytne.
Lech wreszcie z reprezentantem?
Od pewnego czasu Nenad Bjelica nie ma problemów podczas przerw reprezentacyjnych ze skompletowaniem kilkunastu piłkarzy do wewnętrznych gierek. Wszystko przez to, że jeśli już Kolejorz wysyła kogoś na zgrupowania narodowych kadr, to są to ekipy młodzieżowe. Dość powiedzieć, że o awans na Mistrzostwa Świata w Rosji nie walczy teraz żaden z Lechitów. Zmienić to może Mario Šitum, świeżo pozyskany z Dinama Zagrzeb.
25-latek nominalnie jest lewoskrzydłowym, ale w zakończonym sezonie przyszło mu grać m.in. na prawej obronie. Z tego też powodu oraz ogólnie sporej konkurencji w zespole ze stolicy Chorwacji jego liczby nie są aż tak imponujące jak na gracza ofensywnego. We wszystkich rozgrywkach (łącznie z trzema występami w rezerwach Dinama) rozegrał bowiem 31 meczów, w których strzelił dwa gole i dołożył jedną asystę. Jego zespół zresztą zarówno w lidze jak i w krajowym pucharze musiał uznać wyższość Rijeki. W swojej karierze wywalczył już jednak dwa krajowe czempionaty. Warto też dodać, że w sezonie 16/17 zaliczył pięć występów w Lidze Mistrzów, w której w sumie uzyskał 330 minut.
Z trenerem Nenadem Bjelicą Šitum zna się doskonale z Serie B. To właśnie za kadencji swojego rodaka wychowanek Dinama trafił do Spezii. To właśnie w tej drużynie Chorwat występował w latach 2014-2016 i notował najlepsze w swojej karierze liczby - w sumie przez dwa sezony na zapleczu włoskiej ekstraklasy zdobył po osiem goli i osiem asyst.
Situm na początku tego roku zadebiutował w dorosłej reprezentacji Chorwacji, dla której póki co rozegrał dwa mecze towarzyskie. Ostatnio był jednak pomijany przy powołaniach przez selekcjonera Ante Čačicia, dlatego dla niego związanie się z Lechem to wielka szansa na powrót o kadry. I on trafił do Kolejorza na zasadzie rocznego wypożyczenia, choć także w tym przypadku poznaniacy mają prawo pierwokupu Chorwata.
Wielki powrót Łotysza
Nie chodzi tutaj jednak o Artjomsa Rudnevsa, którego z pewnością wielu z kibiców Lecha wciąż chętnie zobaczyłoby na Bułgarskiej. Tym razem mowa jednak o Denissie Rakelsie, który jest doskonale znany wielu sympatykom polskiej piłki. Napastnik występował tu w sumie przez ponad pięć lat. Szczególnie dobry był dla niego sezon 15/16, w którym dla Cracovii strzelił aż 15 goli w 20 meczach (dokładając do tego jeszcze trzy asysty). To zaowocowało pod koniec stycznia zeszłego roku transferem do angielskiego Reading za około pół miliona euro.
Pierwsze pół roku na Madejski Stadium było dla 17-krotnego reprezentanta Łotwy całkiem udane. W 12 meczach Championship udało mu się zdobyć trzy bramki. Do tego pojawił się też w dwóch spotkaniach FA Cup, gdzie stanął naprzeciw klubom z Premier League - WBA i Crystal Palace. Miniony rok był już jednak dla Rakelsa fatalny. Stracił blisko cały sezon z powodu kontuzji kolana, a jeśli już grał, to jedynie w Premier League 2 (takie angielskie rozgrywki rezerw). W pierwszej drużynie zanotował dwa występy, ale miało to miejsce jeszcze w sierpniu 2016. Szkoda, szczególnie, że Reading ostatecznie otarło się o powrót do elity, zajmując trzecie miejsce w ligowej tabeli (odpadło w barażach).
Inna sprawa, że gdyby Rakels w Reading grał, to byłby nie do wyjęcia przez żaden z polskich klubów. Łotysz w Ekstraklasie był naprawdę niezłym napastnikiem, a jego 15 goli w sezonie 16/17 dało mu też koniec końców trzecie miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców, choć przecież w Cracovii występował jedynie w rundzie jesiennej! Co najważniejsze w jego przypadku, przeszedł on pozytywnie testy medyczne, a także ustalił warunki indywidualnego kontraktu z Lechem. Kolejorz na razie wypożyczy go z Reading na rok, ale zapewnił sobie też prawo pierwokupu. W tym momencie poznańscy działacze czekają na odpowiednie dokumenty z Anglii. Druga strona musi się pospieszyć, bowiem Lech do północy w poniedziałek musi zgłosić listę piłkarzy do I rundy eliminacji Ligi Europy.
Jeśli Rakels będzie zdrowy, to może być ogromnym wzmocnieniem ofensywy Lecha. Łotysz mówi biegle po polsku, nie będzie miał więc problemu z szybką aklimatyzacją w zespole. Zna ligę, a w dodatku pokazał już, że może wciągnąć występujących w niej obrońców nosem.
Wydaje się, że Lech Poznań nie tylko poszedł w ciągu tego jednego dłuższego weekendu na ilość, ale także jakość. Nowi piłkarze Kolejorza napawają optymizmem, choć szkoda, że wśród nich jedynym Polakiem jest Maciej Makuszewski, który przecież de facto grał już dla Lecha w minionym sezonie. Jeśli jednak sprowadzać do Poznania obcokrajowców to takich, którzy albo już coś w Polsce osiągnęli (Rakels), albo dokonali tego w solidnych europejskich średniakach (De Marco i Šitum). Jak jednak będzie naprawdę, dowiemy się dopiero na boisku.
Autor: Piotr Przyborowski | @P_Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com | foto: lechpoznan.pl / Marcin Rajczak
0 komentarze:
Prześlij komentarz