aosporcieaosporcieaosporcie

30 czerwca 2017

Kolejny duński gagatek na poznańskim pokładzie. Christian Gytkjaer zagra w Lechu

Christian Gytkjaer to postać absolutnie nietuzinkowa. Piłkarz o sporych możliwościach w ataku, który w ostatnich latach zasłynął też z dość nietypowych akcji w Internecie w tym tygodniu podpisał kontrakt z Lechem Poznań.

Duński napastnik o dość niecodziennym zachowaniu - aż chciałoby się powiedzieć: skąd my to znamy. Biorąc pod uwagę, że może zdarzyć się, iż w tym sezonie Lech zagra w którymś z meczów w ustawieniu z dwoma środkowymi napastnikami, wiele wskazuje, że mogą to być dwa śmieszki niczym bohaterowie Gangu Olsena. Wszak Kolejorz ma już w swojej kadrze innego napadziora z kraju Andersena i Nicki Bille Nielsen pod wieloma względami to człowiek podobny właśnie do Gytkjaera. Chodzi tutaj jednak głównie o ich poczucie humoru.

Nicki dał się już poznać jako osobnik o dość frywolnym podejściu do życia. Wielu kibiców Lecha Poznań często spotka rzekomo napastnika niekoniecznie na boiskach treningowych nieopodal Bułgarskiej, lecz w barach i pubach położonych w sercu miasta, na Starym Rynku. Od początku swojego pobytu w stolicy Wielkopolski dość mocno utożsamia się też z klubem, często też zdarzało mu się jechać po Legii Warszawa - czy to w wywiadach, czy na Snapchacie.

I to właśnie ta działalność w szeroko pojętym Internecie nasuwa nam pewne porównania. Gytkjaer znany jest z udostępniania swoich zdjęć, na których nie wstydzi się obnażyć. Wbrew jednak pozorom, nie kryją się za tym żadne skandale osobiste. Jego rodzina zdaje sobie doskonale sprawę z jego luźnego podejścia do niektórych aspektów życia, a samego piłkarza bronią też przecież statystyki z ostatnich lat. Od stycznia 2013 w sumie w rozgrywkach tylko ligowych uzbierał na swoim koncie 57 goli. To daje solidną średnią, a też należy pamiętać, że ostatnie pół roku spędził w walczącym o utrzymanie TSV 1860 Monachium.

Zresztą póki co właśnie 2017 rok jest dla niego jednym z najgorszych pod względem sportowym. Dla monachijczyków zdołał uciułać w 15 meczach 2. Bundesligi zaledwie dwa gole, a to nie uchroniło jego klubu od spadku. W barażach o utrzymanie rozegrał już zaledwie 71 minut, znowu bez żadnej indywidualnej zdobyczy. Okazał się transferowym niewypałem Die Löwen, które zapłaciły za niego w styczniu Rosenborgowi ponad dwa miliony euro. Inna sprawa, że akurat w tej ekipie z Bawarii już od lat działy się istne cyrki.


Christian Gytkjaer 2. Bundesligi nie zawojował, choć trzy gole w niej strzelił. Niestety jeden z nich był trafieniem... do własnej bramki

Jego przygoda z TSV zakończyła się zresztą znacznie przedwcześnie, gdyż Duńczyk nie chciał tułać się po przedsionku wielkiego niemieckiego futbolu. Obie strony ostatecznie się rozstały, choć de facto jego kontrakt z Lechem zacznie obowiązywać dopiero od 1 lipca. Póki co związał się z Kolejorzem dwuletnią umową z opcją przedłużenia o kolejny rok. Jako piłkarz z kartą na ręku miał dość mocną pozycję w negocjacjach i ją w pełni wykorzystał. W Poznaniu będzie najlepiej zarabiającym piłkarzem, ma zarabiać około 40 tysięcy euro miesięcznie. Na tyle na Bułgarskiej od dawna nikt nie mógł liczyć. Włodarze klubu wciąż pamiętali bowiem o tym, kiedy Manuel Arboleda ze swoim rekordowym kontraktem stał się dość sporym obciążeniem.

Na swoją renomę Gytkjaer zapracował sobie świetnymi występami najpierw w Haugesund, z którym Lech najprawdopodobniej spotka się w II rundzie eliminacji Ligi Europy, a następnie w Rosenborgu. W 2016 roku z tym drugim zespołem zdobył podwójną koronę w Norwegii, a dodatkowo został też z 19 trafieniami królem strzelców tamtejszej ekstraklasy ze średnią 0,68 gola na mecz.

Oprócz oczywistego kolorytu (już widzę te jego fantazyjne fotki z NBN czy innymi gagatkami z Lecha), Gytkjaer powinien dodać Ekstraklasie sporej wartości czysto sportowej. Ostatnim tak bramkostrzelnym napastnikiem w swoich poprzednich klubach, który później trafił na Bułgarską był tak naprawdę... Marcin Robak, którego Duńczyk może w Kolejorzu właśnie zastąpić. Ma na to papiery, a już zdecydowanie powinien być kimś więcej niż tylko gościem, który wsadził sobie kutasa w puchar.

Na sam koniec warto dodać, że jego brat Frederik też jest środkowym napastnikiem i jeszcze w lipcu... może dojść do bratobójczego pojedynku. Ten podobnie jak w przeszłości jego starszy brat gra bowiem w Haugesund, które wygrało swój pierwszy mecz z Coleraine FC z Irlandii Północnej 7:0. Frederik nie znalazł się w kadrze meczowej, ale w sumie ma w tym roku dotąd więcej goli od bardziej znanego krewnego - strzelił ich bowiem trzy. Jeśli obaj będą w niezłej formie, już w połowie lipca możemy być świadkami ciekawego dwumeczu. Oby zwycięskiego dla Christiana i jego nowego klubu.

Autor: Piotr Przyborowski | @P_Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com | foto: Twitter / ChrGytkjaer21

0 komentarze:

Prześlij komentarz