aosporcieaosporcieaosporcie

10 kwietnia 2017

Takie mecze uczą pokory. Lech Poznań - Legia Warszawa 1:2


Lech Poznań mógł przegrać na wiosnę. Ba! Mógł nawet tej pierwszej porażki zaznać przed własną publicznością. Nie powinno to się jednak wydarzyć przeciwko Legii Warszawa w takim meczu. Szczególnie, że Kolejorz niedzielny hit przy Bułgarskiej miał już praktycznie wygrany. Ostatecznie skończyło się na 1:2 i wielkim dramacie w Poznaniu.


Najpierw brak akredytacji, a potem ostatecznie choroba wykluczyły mnie z żywego udziału w niedzielnych Derbach Polskich, jakim to terminem czasem określa się spotkania pomiędzy Lechem i Legią. Chociaż wewnętrznie cierpiałem, to po ostatniej akcji spotkania odetchnąłem, że nie musiałem tego dramatu przeżywać osobiście wśród tych ponad 40 tysięcy szalejących gardeł. To musiała być niebiesko-biała tragedia i takowa była. Po spotkaniu trener Nenad Bjelica oprócz słynnego już blablabla powiedział też inną, chyba jednak ważniejszą rzecz odnośnie reakcji trybun...

- Reakcja kibiców to nasze największe zwycięstwo - Nenad Bjelica po meczu z Legią

Nie ulega bowiem wątpliwości, że kibice, mimo fatalnego wyniku, zachowali się wspaniale. I mówię tu o fanach gospodarzy, bo oczywiście pewnie doszło już do niektórych z czytelników informacje o zdewastowanych autobusach MPK przez niektórych kiboli Legii. Nawet jeśli to było tylko osiem drobnych zniszczeń, to jednak chyba warszawiaków powinien ogarnąć lekki wstyd. Kibice Kolejorza, być może oszczędzając bejmy na finał Pucharu Polski, a być może na rundę finałową, nie zaprezentowali tym razem żadnej oprawy, ale już sam komplet publiczności na meczu ligowym dodaje spotkaniu pewnej podniosłej atmosfery.

Wracając jednak do samego spotkania, które potem zostało zapomniane przez kilka okołomeczowych afer - wreszcie na boisku działo się równie dużo, co wokół samego starcia. To był naprawdę pokaz futbolu na europejskim poziomie, chyba najlepsze jest tutaj podsumowanie twitterowej gwiazdy, a w przeszłości wicepremiera:

Tym razem obserwowaliśmy po meczu ogólną tendencję, że tak naprawdę dyskusję można było wreszcie prowadzić wokół nie tego, co wyczyniali kibice na trybunach, a skupić się na wydarzeniach boiskowych. Bo działo się sporo, a i trochę iskier poleciało.

W pierwszej części górą byli jednak bramkarze, którzy na przestrzeni całego widowiska zaprezentowali się naprawdę solidnie, co w ich przypadku jest właściwie normą w obecnym sezonie. Najpierw Matus Putnocky zatrzymał Vadida Odjidję-Ofoe, a chwilę później Michała Kucharczyka. Po genialnie rozegranym przez Radosława Majewskiego rzucie wolnym strzał Macieja Gajosa obronił natomiast w fenomenalnym stylu Arkadiusz Malarz.

Na początku drugiej połowy przed stuprocentową okazją do zdobycia bramki stanął Tomek Kędziora. Tym razem było to po rzucie rożnym wykonywanym przez Darko Jevticia. Jak się okazało nieco później, stałe fragmenty gry w wykonaniu szczególnie tego duetu to była tego dnia zabójcza broń w arsenale Lecha. W 82. minucie bowiem Szwajcar dośrodkował z wolnego, a futbolówkę głową do bramki wpakował właśnie kapitan reprezentacji U-21. Moim zdaniem, jeden z najlepszych, jeśli w ogóle nie najlepszy tego dnia na boisku.


Przebić go mógł tylko inny z defensorów, Maciej Dąbrowski. To on najpierw doprowadził do wyrównania, w 88. minucie wykorzystując błędne wybicie Lasse Nielsena. W doliczonym czasie gry z kolei ciałem zablokował groźny strzał Marcina Robaka, który w swojej szarży zabawił się w reprezentantem Polski, Michałem Pazdanem.

Tego dnia szczęście było jednak po stronie Legii. W tym szalenie wyrównanym meczu o zwycięstwie zadecydowała ostatnia akcja, w której na listę strzelców wpisał się... nie kto inny jak Kasper Hamalainen. Chyba nikt w Poznaniu nie wymyśliłby sobie gorszego scenariusza niż bramka Fina, który w taki sposób przeszedł z Lecha do na Łazienkowską. 30-latek jest prawdziwym katem Kolejorza - 1/3 jego dorobku bramkowego z obecnych rozgrywek (2 na 6 goli - 5 w lidze i jeden z PP) to trafienia przeciwko swojemu byłemu klubowi. ¡Increíble!

Lech przegrał to spotkanie na własne życzenie, a najlepiej świadczy o tym ta ostatnia akcja - najpierw Hamalainena, a potem Hlouska, który popisał się kapitalną asystą przy trafieniu głową Fina, mogło spokojnie zatrzymać kilku piłkarzy. Wyliczmy: Majewski, Kędziora, Tetteh (bardzo bierny w tej akcji), a na samym końcu pomocnika źle w polu karnym pokrył Kostevych. Tej akcji szkoda strasznie, podobnie jak pośpiechu w tych ją poprzedzających. Z remisu w Poznaniu na pewno nikt by się specjalnie nie cieszył, ale tak doszło do dramatu.

- Życie pisze takie scenariusze, których żaden z nas nigdy nie wymyśli - Rafał Wolski po golu Hamalainena

Ten cytat z komentatora Canal+ to chyba najlepsze podsumowanie niedzielnego rozstrzygnięcia. Nie jest tu wstawiony jednak przypadkowo, bowiem jego partner w tym spotkaniu, Grzegorz Mielcarski, trochę mnie zirytował. Nie rozumiem i nigdy chyba nie pojmę tego całego spuszczania się wszystkich nad Odjidją-Ofoe. Gość jest dobry i to widać, ale w meczu w Poznaniu nie pokazał nic wielkiego. Zrobił jedną super akcję w pierwszej połowie, ale jednak został zatrzymany w niej przez Putnockiego. Aż krew mnie więc zalewa w momencie, gdy ktoś mówi, że takich podań jak Ofoe to tylko chyba Messi może się dopuścić. Błagam.

Inna sprawa, że Belg mógł tego spotkania nie dokończyć. Jeśli rzeczywiście powiedział to sędziego fuck off i lekko potraktował go z bara, to myślę, że nie powinno się to skończyć na żółtej kartce. Dokładny film z tego incydentu pojawił się już na Weszło.



Samemu Danielowi Stefańskiemu należą się jednak ogromne brawa za prowadzenie niedzielnych zawodów. Chociaż wcześniej delegowany był Mariusz Złotek, to doznał kontuzji i to ostatecznie bydgoszczanin wskoczył na jego miejsce. Poradził sobie naprawdę dobrze, udźwignął ciężar gatunkowy i właściwie jedyną rzeczą, o której moglibyśmy mieć pretensję jest zajście z początku, kiedy to Dawid Kownacki nie był na spalonym, a sędzia akcję przerwał. Całe szczęście, że nie padł w tej akcji gol, inna sprawa, że to raczej wina liniowego niż głównego.

Dla Lecha jest teraz najważniejsze, by jak najszybciej zapomnieć o niedzielnym wyniku. Już w tym tygodniu przecież arcyważne spotkanie z Wisłą Płock, a potem zakończenie rundy finałowej na Bułgarskiej w starciu z Ruchem Chorzów. Kolejorz swoją grą udowodnił, że może być najlepszy w Polsce, a na zdobycie mistrzostwa ma jeszcze kilka kolejek. Legia będzie jednak ciężkim rywalem i kto wie, czy to właśnie starcie pomiędzy tymi dwiema drużynami nie zadecyduje o tym, kto zasiądzie na tronie po sezonie 16/17?

PS I: Hamalainen nie cieszył się po golu strzelonym dla Legii, a w pomeczowym wywiadzie z uśmiechem na twarzy wspominał o czasach spędzonych w Poznaniu. Moje serce wciąż krwawi, bo był jednym z moich idoli podczas swojej gry na Bułgarskiej. Strasznie inteligenty piłkarz. Szkoda go na ławkę w Warszawie.

PS II: Chciałem wypowiedzieć się jeszcze na temat afery Grzeczniej frajerze, ale naprawdę ręce opadają. Zamiast zajmować się analizowaniem naprawdę dobrego spotkania, rozważamy to, co zaszło w tunelu. Wiadome jest, że owa dziewczyna się zagotowała, ale Aleksandar Vuković też z pewnością nie jest bez winy, ale prowokacje ze strony niektórych dziennikarzy są po prostu śmieszne. Kurtyna.

Lech Poznań - Legia Warszawa 1:2 (0:0)
9.04.2017, INEA Stadion, Poznań, 18:00

Gole: 82' Kędziora - 88' Dąbrowski, 90' Hamalainen

Lech: Matus Putnocky - Tomasz Kędziora, Jan Bednarek, Lasse Nielsen, Volodymyr Kostevych - Maciej Gajos, Łukasz Trałka, Radosław Majewski - Darko Jevtić (86' Abdul Aziz Tetteh), Radosław Majewski, Dawid Kownacki (73' Marcin Robak), Szymon Pawłowski (66' Maciej Makuszewski)

Legia: Arkadiusz Malarz - Artur Jędrzejczyk, Maciej Dąbrowski, Michał Pazdan, Adam Hlousek - Michał Kopczyński (84' Kasper Hamalainen), Thibault Moulin - Guilherme (58' Dominik Nagy), Vadid Odjidja-Ofoe, Miroslaw Radović - Michał Kucharczyk

Kartki: Trałka - Guilherme, Pazdan, Moulin, Odjidja-Ofoe (żółte)

Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz)

Widzów: 41 026

Autor: Piotr Przyborowski | @P_Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz