Madryt może mieć po raz trzeci w historii dwóch swoich przedstawicieli w półfinale Ligi Mistrzów. Wydaje się bowiem, że zarówno Real, jak i Atlético mają awans po pierwszych spotkaniach właściwie na wyciągnięcie ręki. Czy aby na pewno? Bayern Monachium i Leicester łatwo skóry nie sprzedadzą. Początek rewanżowych spotkań wtorkowych standardowo o 20:45.
Na pierwszy rzut oka o wiele cięższe wyzwanie stoi przed Bawarczykami. Carlo Ancelotti do Madrytu udał się tak naprawdę bez żadnego zdrowego stopera (!), bo choć Jérôme Boateng i Mats Hummels pojechali do stolicy Hiszpanii, to ich występ stoi pod znakiem zapytania. Pierwszy w weekend nie trenował w ogóle, drugi przez jedynie pół godziny. Absencja reprezentantów Niemiec oraz brak Javiego Martíneza, który będzie pauzować za czerwoną kartkę obejrzaną w pierwszym starciu, powoduje, że włoski szkoleniowiec może zdecydować się na eksperymenty - a te, jak to zwykle z nimi bywa, różnie się sprawdzają.
Marca uważa, że Boateng zdąży się wykurować na wtorkowy wieczór. Ma stworzyć duet z Joshuą Kimmichem, jednym z żołnierzy Ancelottiego, który jednak jako stoper zagrał w obecnym sezonie raz - w meczu 3. kolejki Bundesligi przeciwko FC Ingolstadt (3:1 dla FCB). W obwodzie zawsze zostaje jeszcze doświadczony Philipp Lahm, który mógłby zostać ewentualnie przestawiony z prawej strony defensywy lub nawet Xabi Alonso, dla którego powrót na Santiago Bernabéu to szczególny moment. Mistrz świata i Europy (podobnie zresztą jak Lahm) po sezonie kończy karierę, ale to właśnie on w przeszłości stanowił o sile Realu. Na sam koniec swojej piłkarskiej przygody może mu teraz mocno pokrzyżować plany.
Dla mistrzów Niemiec najważniejszą wiadomością jest powrót do gry Roberta Lewandowskiego. Ze względu na uraz barku polskiego asa zabrakło w pierwszym spotkaniu z Realem (co było widoczne) oraz w ligowym meczu z Bayerem (już nieco mniej zauważalne). Bayern tak czy inaczej musi ustawić się na Królewskich ofensywnie, musi przecież wygrać w Madrycie dwoma golami. To udało mu się raz w historii - w lutym 2000 roku drużyna prowadzona wówczas przez Ottmara Hitzfelda pokonała Morientesa i spółkę 4:2. Lewy cztery gole Realowi już kiedyś strzelił, ale czy dzisiaj jest to możliwe?
Wygrana Bayernu wydaje się prawdopodobna, wszak również w szeregach madryckich nie mogą narzekać na nadmiar stoperów. We wtorkowym meczu zabraknie choćby na ławce rezerwowych takich graczy jak Raphaël Varane czy Pepe. Jest jednak specjalista od ciężkich spotkań - Sergio Ramos. Partnerować będzie mu wiecznie młody (a już 27-letni!) Nacho. Wydaje się, że wraz ze świetnie spisującą się linią pomocy i galaktycznym atakiem to wystarczy. Szczególnie mając na uwadze wynik pierwszego meczu.
Nie mniej ciekawie będzie w Leicester. To właśnie w tym położonym w środkowej Anglii mieście o swój drugi półfinał z rzędu spróbuje zawalczyć Atlético. Gospodarze sytuację wyjściową mają bardzo podobną do tej z Sevillą - wtedy jednak udało strzelić im się gola na hiszpańskiej ziemi. Tym razem Atleti wygrało z najlepszą drużyną Premier League ubiegłego sezonu 1:0 i wydaje się, że rewanż powinien być dla ekipy Diego Simeone jedynie dopięciem całego awansu. Podobnie jednak miało być z zespołem z Andaluzji...
Nadzieje kibiców angielskiego rodzynka na europejskich salonach powinny tlić się przede wszystkim w strzeleckiej formie Jamiego Vardy'ego. Reprezentant Lwów Albionu w ostatnich siedmiu ligowych meczach strzelił sześć goli, walnie przyczyniając się do marszu Leicester w górę tabeli. Teraz mistrzowie Anglii są już mniej więcej w połowie stawki Premier League, co nie wygląda już aż tak źle. Na kolejny historyczny sukces czas dzisiaj wieczorem na King Power Stadium Leicester City Stadium (oczywiście, ta UEFA).
Chociaż dla Leicester to dopiero czwarty udział w europejskich pucharach, z Rojiblancos mierzyło się już w nich czterokrotnie wcześniej! Mowa o zamierzchłym sezonie 1961/62 i Pucharze Zdobywców Pucharów oraz bardziej współczesnym 1997/98 i Pucharze UEFA. Statystyki nie powinny napawać angielskich kibiców optymizmem - łącznie z pierwszym tegorocznym ćwierćfinałem na pięć spotkań z Atleti Leicester nie wygrało ani żadnego! Remis, cztery porażki, bilans 2:8.
Trzeba jednak pamiętać, że to wciąż jest TA drużyna. Ekipa, która w zeszłym sezonie triumfowała w Premier League, chociaż nikt nie dawał jej na to szans! Pod wieloma względami zespół prowadzony teraz przez Craiga Shakespeare'a, a wcześniej Claudio Ranieriego przypomina bandę Diego Simeone. Oni też przecież bez pardonu wkroczyli do hiszpańskiej elity, odprawiając z kwitkiem w sezonie 2013/14 w Primera División zarówno Barcelonę, jak i Real. Madrytczykom udało jednak w kolejnych latach utrzymać się w tej elicie. Leicester poprzez ligę tego na pewno nie dokona. Lecz wygrać Champions League, przełamać kolejne stereotypy i zapewnić sobie grę w tych elitarnych rozgrywkach również w przyszłym sezonie - czemu nie?
Za przypuszczalną angielską remontadą przemawia fakt, że u siebie Leicester w Lidze Mistrzów jest niepokonane - cztery mecze i cztery zwycięstwa. Gola strzeliło tu tylko Club Brugge. Lecz mimo wszystko to Atleti jest drużyną bardziej doświadczoną, niejednokrotnie pokazała, że potrafi cierpieć, ale zrealizować swój cel. Oby tylko nie okazało się dzisiaj, że obie ekipy w sumie lubią nieco wymęczyć kibiców, a ostatecznie wygra ten, kto zrobi to bardziej... efektywnie.
Dzisiaj najprawdopodobniej wygra Bayern, a w meczu w Leicester padnie bezbramkowy remis. Ostatecznie jednak do półfinału powinny awansować drużyny, które triumfowały w pierwszych spotkaniach. O tym, czy mam rację, dowiemy się późnym wieczorem. Początek spotkań o 20:45, transmisje w Canal+, Canal+ Sport oraz nSport+.
Autor: Piotr Przyborowski | @P_Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com
Chociaż dla Leicester to dopiero czwarty udział w europejskich pucharach, z Rojiblancos mierzyło się już w nich czterokrotnie wcześniej! Mowa o zamierzchłym sezonie 1961/62 i Pucharze Zdobywców Pucharów oraz bardziej współczesnym 1997/98 i Pucharze UEFA. Statystyki nie powinny napawać angielskich kibiców optymizmem - łącznie z pierwszym tegorocznym ćwierćfinałem na pięć spotkań z Atleti Leicester nie wygrało ani żadnego! Remis, cztery porażki, bilans 2:8.
Trzeba jednak pamiętać, że to wciąż jest TA drużyna. Ekipa, która w zeszłym sezonie triumfowała w Premier League, chociaż nikt nie dawał jej na to szans! Pod wieloma względami zespół prowadzony teraz przez Craiga Shakespeare'a, a wcześniej Claudio Ranieriego przypomina bandę Diego Simeone. Oni też przecież bez pardonu wkroczyli do hiszpańskiej elity, odprawiając z kwitkiem w sezonie 2013/14 w Primera División zarówno Barcelonę, jak i Real. Madrytczykom udało jednak w kolejnych latach utrzymać się w tej elicie. Leicester poprzez ligę tego na pewno nie dokona. Lecz wygrać Champions League, przełamać kolejne stereotypy i zapewnić sobie grę w tych elitarnych rozgrywkach również w przyszłym sezonie - czemu nie?
Za przypuszczalną angielską remontadą przemawia fakt, że u siebie Leicester w Lidze Mistrzów jest niepokonane - cztery mecze i cztery zwycięstwa. Gola strzeliło tu tylko Club Brugge. Lecz mimo wszystko to Atleti jest drużyną bardziej doświadczoną, niejednokrotnie pokazała, że potrafi cierpieć, ale zrealizować swój cel. Oby tylko nie okazało się dzisiaj, że obie ekipy w sumie lubią nieco wymęczyć kibiców, a ostatecznie wygra ten, kto zrobi to bardziej... efektywnie.
Dzisiaj najprawdopodobniej wygra Bayern, a w meczu w Leicester padnie bezbramkowy remis. Ostatecznie jednak do półfinału powinny awansować drużyny, które triumfowały w pierwszych spotkaniach. O tym, czy mam rację, dowiemy się późnym wieczorem. Początek spotkań o 20:45, transmisje w Canal+, Canal+ Sport oraz nSport+.
Autor: Piotr Przyborowski | @P_Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com
0 komentarze:
Prześlij komentarz