Lech Poznań rozbił Legię Warszawa 4:1 w pierwszym meczu sezonu i zdobył Superpuchar Polski. Kolejorz świetnie wszedł w nowy sezon, czego nie można powiedzieć o ich rywalach, debiut na ławce trenera Hasiego wypadł dramatycznie.
Po tym, jak obejrzałem kilkadziesiąt meczów Euro, powrót do polskiej piłki był dla mnie szokiem. Dla zawodników chyba też, szczególnie dla bramkarzy - trzy z pięciu bramek padły po ich błędach. Mecz zaczął się ospale, poza sytuacją Kucharczyka, który na raty starał się pokonać Buricia i strzałem z dystansu w środek bramki Gumnego nie działo się nic. I nagle przyszła pierwsza bramka, Makuszewski dośrodkował zbyt głęboko (nie uwierzę, że to był strzał), a Malarz popisał się interwencją na miarę Bartosza Fabiniaka z najlepszych lat. Kto nie wie, o co chodzi - wpiszcie w youtube 'Janusz Wójcik' i kliknijcie pierwszy film (oczywiście po lekturze tego tekstu).
Na odpowiedź Legii nie trzeba było długo czekać, świetne dośrodkowanie Aleksandrova i paraliż rąk Buricia wykorzystał pozostawiony bez krycia Guilherme. Przy okazji znów można było zadać sobie znane już pytania: Kim jest Lasse Nielsen? I W JAKI SPOSÓB Wilusz ma na koncie cztery występy w reprezentacji? Do przerwy nie zdarzyło się już nic wartego uwagi.
Początek drugiej połowy był dla kibiców Lecha szokiem. Po pierwsze - z boiska zszedł bezbarwny Nicki Bille, a zastąpił go kilka miesięcy temu uznany za zmarłego Robak. Po drugie - okazało się, że po odejściu Douglasa dalej można zagrozić bramce rywala po rzucie wolnym, jednak Gajos trafił w słupek. Niestety poza tym w dalszym ciągu nie działo się nic, aż do 65. minuty, kiedy na boisko wszedł nowy nabytek Lecha - Majewski. Od razu podszedł do rzutu wolnego, dośrodkował, Malarz zrobił, eee... Malarza i wypuścił piłkę przed siebie, Robak zrobił, eee... Robaka i zamiast trafić w piłkę, trafił w Malarza, na szczęście obok niego był nieprzyzwyczajony do polskiej szkoły gry w piłkę kopaną Lasse Nielsen, który przywrócił Lechowi prowadzenie.
Legia za wszelką cenę chciała odrobić straty i przypuściła huraganowy szturm na bramkę gości.
Oczywiście żartowałem. Gra obu drużyn w dalszym ciągu była okrutnie monotonna i jedyne, czym wyróżniali się gracze, były ostre wejścia w nogi rywali. Mimo wszystko ciągle bardziej aktywny był Lech, przy czym nie przekładało się to na okazje bramkowe. Aż do doliczonego czasu, kiedy dwie bramki wpakował niezawodny Formella.
Ten wynik z pewnością jest dobrym prognostykiem przed sezonem, ale jednocześnie gra Kolejorza nie była zachwycająca, momentami przeciwnie. Duet Wilusz - Nielsen to tykająca bomba i mam nadzieję na transfer jakiegoś stopera, zwłaszcza że wszystko wskazuje na zimowe odejście Arajuuriego. Bramka dla Legii udowodniła również, że Putnocky powinien mimo wszystko dostać szansę w pierwszym składzie. Za to środek pola wyglądał przyzwoicie, podobnie skrzydła. Co do napadu - można mieć zastrzeżenia, ale wierzę, że przeciętność za równo Billego, jak i Robaka to przejaw braku formy i w lepszym momencie będzie można liczyć na dwóch snajperów na mniej więcej ligowym poziomie.
Oceny
Burić 3-, Kędziora 4, Nielsen 4-, Wilusz 3, Gumny 4, Trałka 4-, Abdul 4, Gajos 3+, Pawłowski 3+, Makuszewski 4, Nicki Bille 2, Robak 3, Majewski 4+, Formella 5+, Jóźwiak 3+
0 komentarze:
Prześlij komentarz