W sporcie nic nie
motywuje równie mocno, co rywalizacja. Fakt odczuwania oddechu
rywala na plecach sprawia, że jednostki są w stanie dać z siebie
jeszcze więcej, byle wciąż być numerem jeden. Identycznie wygląda
sytuacja pośród klubów piłkarskich. Nie rozwijają się one same
z siebie, lecz pod wpływem intensywnej rywalizacji o miano tego
najlepszego.
Barcelona
– Real, Manchester – Chelsea, Bayern – Borussia, czy na naszym
krajowym podwórku Legia – Lech. Wszystko to przykłady wrogich
sobie zespołów, które jednak zapominają o tym, jak wiele sobie
zawdzięczają. Wzajemna niechęć, przeradzająca się niekiedy w
skrajną nienawiść sprawia, iż nieakceptowalny staje się fakt
ustępowania konkurencyjnemu klubowi. Dzięki temu poziom
rywalizacji, a co za tym idzie rozwoju, wskakuje na jeszcze wyższy
poziom.
Mistrzowska wyliczanka
W
rodzimej Ekstraklasie wyraźnego lidera w ostatnich latach
zdecydowanie brak. Od 2010 roku mistrzem Polski dwukrotnie zostawali
Legia oraz Lech, zaś jednokrotnie Śląsk i Wisła. Nietrudno zatem
dojść do wniosku, że zespoły występujące w lidze znajdują się
na bardzo podobnym poziomie Niestety, w sposób niekorzystny wpływa
to na kluby, które reprezentują Ekstraklasę w europejskich
pucharach. Nie są one w stanie utrzymać satysfakcjonujących
wyników i co za tym idzie, nie mają możliwości na regularne
występy na międzynarodowej arenie, która potem okazuje się dla
nich zbyt dużym wyzwaniem.
Bierzmy przykład z
zachodu
Podobnie
jak na wielu innych płaszczyznach, również w futbolu Polska
powinna czerpać wzorce od zachodnich lig. Nie musimy szukać daleko
– niemiecka Budnesliga. Od lat słyszymy zdania ekspertów oraz
przedstawicieli PZPN-u, którzy mówią o pomniejszającym się
dystansie pomiędzy Ekstraklasą a ligą niemiecką. Z pewnością w
ostatnich latach polska piłka zrobiła spory krok do przodu, lecz w
tym samym czasie Bundesliga postawiła owych kroków co najmniej
kilka.
Przede wszystkim –
struktura.
Podobieństw
między Ekstraklasą, a ligą naszych zachodnich sąsiadów jest
wiele. Na nasze nieszczęście istnieje również jedna zasadnicza
różnica – hierarchia w lidze. W Bundeslidze niczym w marketingu,
poziom konkurencji jest wyrównany, wysuwa się jednak jeden lider, w
tym przypadku jest to Bayern Monachium, który nadaje ton całym
rozgrywkom. Pojawiają się także agresorzy, tacy jak Borussia czy
Leverkusen, którzy próbują zagrozić hegemonowi i odebrać tytuł
lidera. Za ich plecami pojawia się grupa nieco słabszych zespołów,
które również aspirują wysoko, znając jednak swoje ograniczenia.
Wszystko to układa się w dobrze zorganizowaną całość. Z jednej
strony rozgrywki są wyrównane, z drugiej zaś potencjalni potentaci
są na tyle silni, że stać ich również na godne reprezentowanie
ligi na europejskim podwórku.
Hierarchia wedle polskiej
ligi
O ile
Ekstraklasa może poszczycić się faktem, że niewątpliwie jest
wyrównaną ligą, to jednak postawę polskich zespołów na arenie
międzynarodowej lepiej przemilczeć. Wynika to głównie z faktu, że
w lidze brak zdecydowanych dominatorów. Obecnie żaden zespół nie
jest w stanie samodzielnie dyktować warunków lidze, co w połączeniu
z wyrównanym poziomem rozgrywek doprowadza do słabych wyników
przynajmniej na jednym z frontów. Za przykład może tutaj posłużyć
Legia, która w ubiegłym sezonie straciła tytuł po prawdopodobnie
jednym ze swoich najlepszych okresów w europejskich pucharach. Wojskowi nie byli na tyle silni, by jednocześnie
zdominować rozgrywki na krajowym podwórku i brylować na
europejskich salonach.
Szansa na zmiany
Zostańmy
jeszcze na moment przy Legii. To właśnie Warszawianie pod czujnym
okiem prezesa Leśnodorskiego mają możliwość wyrwania się z
sideł przeciętności Ekstraklasy i wybicia się na nowy,
zdecydowanie wyższy poziom, dotychczas nieosiągalny dla żadnego
polskiego zespołu. Postawa klubu na rynku transferowym dobitnie
pokazała, że w Legii aspiracje sięgają nie tylko wywalczenia
mistrzostwa, lecz także awansu do elitarnej Ligi Mistrzów. Stołeczny klub dysponuje obecnie najsilniejszą kadrą oraz
najwyższym budżetem w całej lidze, co czyni go faworytem w walce o pozycję hegemona Ekstraklasy.
Zagadką
pozostanie fakt, czy klub ze stolicy będzie gotów umiejętnie
łączyć grę na trzech frontach. Jeśli temu nie sprosta, to nawet
ewentualna kwalifikacja do Ligi Mistrzów nie zmieni niestabilnego
obrazu polskiej ligi.
Hegemonia nie zawsze w
cenie
Przykład
zhierarchizowanej Bundesligi czy Ekstraklasy, która właśnie w owym
kierunku powinna zmierzać, może zostać ukazany jako kontrast do
negatywnego dominowania z jakim mamy do czynienia w Ligue 1.
Od
momentu, gdy PSG zostało wykupione przez Szejków, jasnym stało
się, że taki moment prędzej czy później nadejdzie – jednak
nikt nie przewidział jego skali. 73 punkty po zaledwie 27
spotkaniach – 23 wygrane i tylko 4 remisy, porażek rzecz jasna
brak. To bilans zespołu, który już w 30 kolejce może sobie
zapewnić tytuł mistrza Francji. Drugie Monaco traci do lidera aż
24 oczka, zaś różnica pomiędzy trzecim a dziesiątym zespołem
wynosi zaledwie 5 punktów. Zatem jak widzimy siła większości
zespołów stoi na podobnym poziomie, jednak większość to nie
całość i PSG dobitnie o tym przypomina.
Najsilniejsi skorzystają
Luty i
marzec to miesiące, w których zaczyna się kluczowy etap sezonu dla
większości topowych klubów. Przede wszystkim, wraca faza pucharowa
Ligi Mistrzów, która jak nic innego ekscytuje fanów z całego
świata. Uczestnictwo i dobra postawa na wiosnę w europejskich
pucharach jest w dużej mierze uzależniona od umiejętności
łączenia gry na wielu frontach. Wspomniani wyżej liderzy swoich
lig, tacy jak Bayern czy PSG mają ogromną przewagę, którą
wystarczy tylko w odpowiedni sposób wykorzystać. Gdy nie ma
potrzeby zamartwienia się o ligowe punkty, takie zespoły mogą
sobie pozwolić na odpoczynek dla kluczowych graczy, którzy głodni
gry i wypoczęci przystąpią do spotkań o LM. Owego przywileju nie
posiadają kluby angielskie, które przy ogromnym natłoku spotkań
pucharowych i ligowych, w ostatnich latach wyjątkowo zawodzą na
europejskim podwórku.
Hegemonia ważna, ale nie
kluczowa
Wysunięcie
się na pozycję zdecydowanego lidera na własnym podwórku z
pewnością pozytywnie wpłynie na postawę klubu poza własnym
krajem, należy jednak pamiętać, że to tylko jeden z wielu
czynników, które mają wpływ na formę i dyspozycję zespołu na
europejskich salonach. Przede wszystkim, musimy mieć świadomość,
iż szansą rozwoju dla całej polskiej piłki jest efektywna gra
"naszych" klubów właśnie w Europie. Obecny stan rzeczy
nieprędko się zmieni, jeśli Ekstraklasa wciąż będzie tak
niestabilna i aż nadto wyrównana. Liga potrzebuje dominatora, który
pozwoli również innym na krok do przodu. W innym przypadku, czeka
nas stagnacja w rozgrywkach, w których za niedługo nawet
najwytrawniejsi bukmacherzy będą obawiali się typować wyniki.
Autor: Patryk Domagała | @polik96 | patryk.domagala1892@gmail.com | foto: Piotr Przyborowski / aosporcie.pl
0 komentarze:
Prześlij komentarz