Lech Poznań odniósł
w tym tygodniu dwa kolejne ligowe zwycięstwa i awansował tym samym
do pierwszej ósemki Ekstraklasy. To o tyle osobliwe, że jeszcze w
październiku niewielu wierzyło w utrzymanie mistrza Polski w lidze.
Mimo tego, że wygrane nad Wisłą i Koroną nie cechowały się
wyjątkowym stylem, drużyna Jana Urbana pnie się w górę i nie
można wykluczyć, że prędzej czy później wyląduje w czołówce.
W
środę, na INEA Stadion przyjechała Wisła Kraków. Od początku
Kolejorz narzucił rywalowi bardzo wysokie tempo i Biała Gwiazda nie
była w stanie tego wytrzymać. Szybka kontuzja Pawła Brożka
również nie pomogła. W pierwszych 20 minutach gospodarze stworzyli
sobie kilka dogodnych sytuacji, a ukoronowaniem tego była sytuacja z
19' minuty, gdy Guzmics fatalnie stracił piłkę w środku pola,
przejął ją Linetty i dał się zatrzymać dopiero w polu karnym.
Faulem od tyłu Sadloka. W konsekwencji Lech miał rzut karny i
przewagę jednego zawodnika. Jedenastkę wykorzystał Kownacki.
Po
objęciu prowadzenia Lech nie zatrzymał się, do przerwy mógł i
powinien prowadzić 2 lub 3:0. Doskonałe sytuacje zmarnowali Jevtić,
Dudka (dwukrotnie) czy Kamiński. Z kolei po przerwie wdarła się
stagnacja, gracze wydawali się pogrążeni w letargu i tylko fakt,
że środek pola Wisły był uboższy o jednego zawodnika
usprawiedliwiał brak klarownych sytuacji. Około 65. minuty udało
się jednak przezwyciężyć kryzys i znów Lech częściej gościł
pod bramką Cierzniaka. Kolejne okazje marnował Dudka, uderzający
na bramkę z zadziwiającą częstotliwością i, co jeszcze
dziwniejsze – celnością, a Pawłowski trafił w poprzeczkę.
Rozstrzygnięcie
przyszło dopiero kilka minut przed końcem spotkania. Będący
ostatnio w fatalnej formie Formella (o nim zaraz) próbował strzału
z ostrego kąta zamiast podać do idealnie ustawionego Pawłowskiego.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, szczególnie ostatnio
– trafił w jego goleń, po czym piłka wpadła do siatki.
W
sobotę przyszedł czas pojedynku w Kielcach z miejscową Koroną.
Było to bardzo wyrównane spotkanie: okresy dominacji Lecha
przeplatały się z okresami, w których to gospodarze byli bliżej
zdobycia bramki. Jednak obie strony cechowała żenująca
nieskuteczność, ze strony kielczan najlepsze sytuacje zmarnowali
Przytuła (słupek), Jovanović (półwolej z idealnej sytuacji
posłany w trybuny) czy Sierpina (poprzeczka). Z kolei Kolejorz
kilkukrotnie został powstrzymany przez dobrze grającego Trelę,
bramkarz Korony świetnie interweniował w sytuacjach Pawłowskiego,
Kamińskiego, Jevticia i znów Pawłowskiego. Do tego doliczyć
należy stuprocentowe sytuacje Gajosa i Formelli, którym zabrakło
precyzji. Jednak przy strzale Hamalainena z 33. minuty bramkarz
gospodarzy był już bezradny. Przytłaczająca większość tych
sytuacji miała miejsce w pierwszej połowie, w drugiej oglądaliśmy
coś na kształt partii szachów – obie strony bały się ryzyka.
Co
do postawy poszczególnych piłkarzy, zacznijmy od pozytywów. Abdul
Tetteh z meczu na mecz gra coraz lepiej i gdyby nie Trałka i Linetty
– nazywalibyśmy go dziś kluczowym graczem Lecha. Rzadko kiedy w
polskiej lidze można oglądać taki spokój, mądrość w
rozgrywaniu piłki i umiejętność utrzymania się przy niej. Może
podobać się również gra Pawłowskiego. Kędziora wrócił do
dawnej dyspozycji, Kadar przestał być tykającą bombą na
stoperze, Burić zaczarował bramkę (pięć czystych kont w pięciu
ostatnich meczach, ale to również w dużej mierze zasługa słupków
i dwóch niewykorzystanych karnych), a Dudka z Wisłą zagrał swój
pierwszy dobry mecz jako pomocnik, co daje nadzieje na przyszłość.
Złe
wiadomości – Thomalla nie powąchał ostatnio murawy, więc jego
forma raczej nie ruszyła w górę; Formella w dalszym ciągu jest
żałośnie pod formą, a biorąc pod uwagę jego możliwości i
fakt, że do klubu wraca Muhamed Keita – nadaje się na
wypożyczenie.
Nie
wiem natomiast, co myśleć o Hamalainenie, Gajosie, Jevticiu i
Kownackim. Pierwszy co prawda strzela bramki, ale jego zaangażowanie
w grę jest niewielkie. Mimo wszystko z uwagi na jego talent i
umiejętność gry jako napastnik chciałbym przedłużenia jego
wygasającego z końcem roku kontraktu. Gajos ma możliwości i
wielki talent, a z czasem powinien zyskiwać coraz większe
znaczenie. Jednak niepokoi mnie ciągle stosunkowo niewielki udział
w grze oraz fakt, że zdarza mu się zmarnować świetną okazję.
Szwajcar dopiero wraca po kontuzji, zdążył błysnąć wspaniałym
dryblingiem, kontrolą piłki i ułożeniem stopy, za to boli jego
znikanie, stanowczo zbyt rzadko bierze grę na siebie. I ostatni z
nich również ma świetną technikę i dużo widzi, co szczególnie
ceni się w napastniku, tylko musi popracować nad skutecznością i
podejmowaniem właściwych decyzji.
W
następnym spotkaniu na Bułgarską przyjedzie FC Basel, pewny
pierwszego miejsca w grupie LE. Lech musi z nimi wygrać i liczyć na
porażkę Fiorentiny z Belenenses we Florencji. Z kolei następna
kolejka Ekstraklasy to domowe starcie z Zagłębiem Lubin. Wygrana
gwarantuje awans o jeszcze przynajmniej jedną pozycję.
Autor: Zbigniew Jankiewicz | @zbig_realista | zbig.jankiewicz@gmail.com | foto: Piotr Przyborowski / aosporcie.pl
0 komentarze:
Prześlij komentarz