Warta Poznań zaledwie zremisowała z Unią Swarzędz 1:1 w meczu 13. kolejki III ligi. Jest to drugi mecz ligowy z rzędu bez zwycięstwa (tydzień temu Zieloni przegrali 2:4 w Kleczewie) i z uwagi na niebezpiecznie wyglądającą niemrawość w szeregach poznańskiej drużyny nie można już chyba mówić o wypadku przy pracy.
Pierwsza połowa przypomniała mi domowe zmagania Warty sprzed dwóch lat, z sezonu 2013/14, jeszcze w 2 lidze. Wtedy drużyna pod wodzą Marka Kamińskiego niezależnie z kim się mierzyła, zawsze absolutnie dominowała na boisku, nie pozwalała przeciwnikom na nic, rozgrywała piłkę spokojnie i bez błędów, ale nie stwarzała sobie praktycznie żadnych sytuacji. W drugiej części goście dochodzili do słowa i strzelali jedną lub dwie bramki, zazwyczaj takie mecze kończyły się porażką lub w najlepszym razie remisem Warty. I podobnie tym razem. W 15. minucie Spławski trafił w poprzeczkę, w 41. ładna akcja lewą stroną zakończyła się strzałem Biegańskiego, ale bramkarz wybił piłkę nad bramkę. Poza tym nie działo się nic, te dwie sytuacje to jakby wyspy w 45-minutowym morzu niczego. Kompletnie niewidoczny był Ciarkowski, do tego wydaje się, że od 28' minuty nie powinno już być go na boisku po ostrym ataku od tyłu na kostkę Antczaka. Piłkarz Unii musiał zejść w tym momencie z boiska. Jednak sędziemu przyszło jeszcze zadośćuczynić gościom za ten błąd, o tym za moment.
Pierwsze minuty drugiej połowy nie różniły się zbytnio od pierwszej części, ale w 54. minucie gospodarze wreszcie objęli prowadzenie. Lecące tuż przy ziemi dośrodkowanie Goździka z rożnego przeleciało przez pole karne, gdzie niezbyt czysto z półwoleja przymierzył Spławski. Piłka wolno poleciała w kierunku bramki i wpadła tuż koło słupka. Później znów w Ogródku zapanowała nicość. Niemrawa kontrola wydarzeń zakończyła się w 67. minucie amatorską stratą Onsorge w środku pola, a szybka kontra Unii przyniosła wyrównanie. Zaraz później goście stanęli przed szansą na objęcie prowadzenia, ale błąd Pawłowskiego nie został wykorzystany. Gajda dopadł do piłki przed bramkarzem Warty, który zbyt późno wyszedł za pole karne, ale uderzył bardzo źle. Ostatnie 20 minut to huraganowy atak Warty, ale dość szczęśliwie bronili się goście, bramkarz Spychalski zasługiwał na miano piłkarza meczu. Pod koniec pomógł także sędzia, kilkukrotnie opóźniając rozpoczynanie akcji przez poznaniaków.
Niewielu piłkarzy zasługuje na pochwałę po tym meczu, ale z pewnością należy wyróżnić Spławskiego i Laskowskiego, którzy utrzymali swój normalny poziom. Źle nie grali również boczni obrońcy, Pawłowski oraz Ngamayama. Co do minusów, Goździk wyglądał na oderwanego od rzeczywistości, podobnie Ciarkowski i zmieniający go w przerwie Łukaszyk. Do ostatniego jednak nie mam tak dużych pretensji, bo jego występ nie różnił się zbytnio od pozostałych meczów w tym sezonie. Niewyraźnie grali też Białożyt i Biegański. Co więcej, wydaje mi się, że można było pokusić się o jeszcze jedną zmianę, nawet jeżeli nie było już na ławce piłkarzy ofensywnych. Środek pola potrzebował świeżości i przede wszystkim równowagi.
Następny mecz Warty odbędzie się w sobotę w Kaliszu, gdzie Zieloni zmierzą się z miejscowym Włókniarzem.
0 komentarze:
Prześlij komentarz