Trudno opisać chwilę, w której twoja ukochana drużyna rozbija największego rywala 3:0, a Leo Messi dopiero zamierza zameldować się na boisku. El Clásico sprawiło, że kibice Barcelony mogą uważać swoją drużynę za kompletną.
Paradoksalnie wszystkie największe sukcesy na Camp Nou dzieją się, kiedy w stolicy Katalonii rządzi nieporadny zarząd, kiedy klub nie może dokonywać transferów, a jej rezerwy chwilę temu spadły do Segunda B.
Nie o tym jednak dzisiaj mowa, lecz o paradoksie tej drużyny. Po wczorajszym meczu wydawać się może, że Barcelona to drużyna kompletna. Kiedy zespół umie zdemolować Real na własnym boisku bez użycia przez blisko godzinę genialnego Argentyńczyka, to w sumie taki wniosek mógłby się gdzieś narzucić.
Odrodzenie pomocników
Wszystko to jest jednak mimo wszystko dziełem pewnego rodzaju iluzji, tudzież geniuszu Luisa Enrique. To właśnie za sprawą tego szkoleniowca Sergi Roberto został odkryty na nowo. Paradoksalnie 23-latek, który od kilkunastu miesięcy był wypychany przez kibiców Blaugrany, teraz jest przez nich niemal wynoszony na ołtarze. Bo owszem, w świetnej formie są Suárez i Neymar, to ich, a także odrodzonego Iniesty dziełem jest głównie tak wysoka wygrana nad Realem, ale Roberto też był niezwykle ważną postacią tego nie tylko meczu, ale i sezonu Dumy Katalonii.
Nie szło mu zbytnio w środku pola. Tam byli tacy piłkarze jak Xavi, Iniesta, Rakitić, wcześniej jeszcze choćby Fàbregas. Roberto swój talent mógł rozwijać w krótkich epizodach pod koniec spotkania. Perspektywa niezbyt fajna, więc tym większa zasługa Luisa Enrique, który wpadł na pomysł, by może nieco bardziej urodzonego w Reusie zawodnika na prawej stronie. I tak oto czterokrotny reprezentant Katalonii grywał sobie na tej stronie defensywy, aż wreszcie wczoraj dostał szansę na skrzydle i... pozamiatał.
Tak, uważam Roberto za cichego bohatera i też największego beneficjenta wczorajszego spotkania. Symboliczne jest to, że zagrał on tak świetnie w spotkaniu, w którym w ekipie Realu od początku nie wystąpił po raz pierwszy od 1963 (!!!) roku żaden wychowanek. Pokazał, że na rozkwit niektórych kwiatów made by La Masia trzeba czasem nieco dłużej poczekać.
Drugim zawodnikiem, który z pewnością zapamięta wczorajszy Klasyk jest Andrés Iniesta. Don Andrés wczoraj zagrał perfekcyjnie. Jego gol w 53. minucie po równie fenomenalnej asyście Neymara przejdzie do historii El Clásico. Sam 31-latek pokazał natomiast, że jest w stanie przejąć schedę po Xavim i być nowym Generałem.
Oczywiście Barcelona ma wciąż pełno braków kadrowych, które częściową uzupełnią Arda Turan i Aleix Vidal, kiedy będą mogli w styczniu wreszcie zagrać w barwach Dumy Katalonii. Niemniej, wczorajszy mecz pokazał, że mimo ich oraz Pedro i Xaviego braku podopieczni Luisa Enrique potrafią zagrać naprawdę wielki mecz.
Więcej o Barcelonie na zaprzyjaźnionym fanpage'ach - Świat wokół Barçy oraz FC Barcelona - Niezwyciężeni.
Więcej o Barcelonie na zaprzyjaźnionym fanpage'ach - Świat wokół Barçy oraz FC Barcelona - Niezwyciężeni.
Piłkarska perfekcja
O tym, że wczoraj Barcelona zagrała perfekcyjny mecz wskazują nie tylko rozmaite statystyki, ale chociażby sam początek i... to zagranie Busquetsa. Pomocnik Blaugrany swoim zagraniem w pierwszych sekundach tego meczu określił tak naprawdę styl mistrzów w Hiszpanii w całym tym spotkaniu - na luzie panowie, na luzie.
Biedny Real
Królewscy są teraz w nie lada tarapatach. Marca pisze, że Real jest w ruinie, a Bernabéu domaga się głów. Sport nazywa sprawę jasno Co za łomot! Mimo to ten pierwszy dziennik w pomeczowych relacjach wyżej ocenia występ choćby Benzemy niż Suáreza.
Madryt, a przynajmniej jego biała część, jest jednak od wczoraj w wielkiej żałobie. Nasz redakcyjny kolega Zbyszek Jankiewicz w swoim artykule zastanawia się, co dalej z Benítezem. Podobnie jak on, uważam, że na miejscu kibiców Realu wolałbym, żeby ten szkoleniowiec pozostał na stanowisku. Jednak jako sympatyk Barcelony, raczej chciałbym, aby to zamieszanie na Bernabéu trwało w najlepsze.
Na Camp Nou w zeszłym roku też pozycja Luisa Enrique wisiała w pewnym momencie na włosku. Wówczas (wciąż nieporadny) zarząd podjął jednak jedną ze swoich najlepszych decyzji - pozostawił Asturyjczyka na stanowisku, a ten potem wiemy, czym odpłacił za dane mu zaufanie.
W tym momencie Barcelona ma te swoje sześć punktów przewagi nad Realem i trudno się z tego powodu nie cieszyć. Sezon jest jednak jeszcze długi, a i zabobon mówiący o tym, że ten, kto przegrywa pierwszy Klasyk, kończy potem lepiej, też jednak nieco ciąży. Na razie jednak trzeba się po prostu cieszyć z sielanki panującej na Camp Nou i czekać na kolejne popisy MSN - Mega Skutecznych Napastników.
0 komentarze:
Prześlij komentarz