Wszyscy fani futbolu na najwyższym poziomie ze zniecierpliwieniem odliczają dni do 8 sierpnia, kiedy to startuje kolejny sezon Premier League, najwyższej klasy rozrywkowej w Anglii. Swoistą przystawką, a zarazem rozgrzewką przed zasadniczymi rozgrywkami jest towarzyski turniej rozgrywany w najważniejszych miejscach Azji. Jakie wrażenie wywarła tegoroczna edycja Barclays Asia Trophy, po raz pierwszy transmitowana na żywo w polskiej telewizji?
Tegoroczna edycja rozgrywek odbywała się w Singapurze. Ta była brytyjska kolonia, podobnie jak wiele innych miejsc w Azji, wprost szaleje za Premier League, co dało się zauważyć na trybunach tamtejszego Stadionu Narodowego. Wprawdzie mecze półfinałowe nie przyciągnęły jakichś szaleńczych tłumów i dało się wypatrzeć całkiem spore sektory pustych siedzeń, tak już sam pojedynek finałowy szczelnie wypełnij ten gigantyczny obiekt. Gigantyczny, bo mogący pomieścić trochę ponad 50 tys. widzów. Obiekt zbudowany za prawie 1,8 miliarda dolarów wprost powala swoją nowoczesnością, przynajmniej taką, którą dało się dostrzec z ekranu telewizora. Największe wrażenie zrobił na mnie niewyobrażalnej wielkości kopuła, będąca największą tego typu budowlą na Ziemi. Niektórzy mogą kwestionować sens rozgrywania meczów przedsezonowych w klimacie dalekowschodnim. Ze strony czysto sportowej jest to trafny argument, bo klimat Singapuru nijak się ma do tego na Wyspach Brytyjskich. Ale przecież nie to jest w tych rozgrywkach najważniejsze. Główną rolę w Barclays Asia Trophy odgrywa marketing, rozszerzanie popularności produktu, bo przecież tym też jest Premier League, a także promowanie tak znanych marek jak Arsenal FC na nowych, nie do końca wyeksploatowanych rynkach azjatyckich. Bilans zysku i strat zdecydowanie wychodzi na korzyść tych pierwszych, co tylko utwierdza prezesów ligi o sensowności całego przedsięwzięcia.
Tak jak wspomniałem, rozgrywki Barclays Asia Trophy są pierwszym papierkiem lakmusowym, pozwalającym ocenić nadchodzący sezon. I choć są to dopiero pierwsze mecze przygotowawcze trzech drużyn z Anglii (Arsenal, Everton i Stoke), to już kilka małych wniosków można spróbować wysnuć. Po pierwsze, zdecydowanie najważniejsze, jeżeli chodzi o względy estetyczne. Nowa piłka. Słodki Jezu, kto pozwolił projektantom na wypuszczenie takiego bubla!? Produkt piłkopodobny, którym zawodnicy posługiwali się na boisku, zasłużył co najwyżej na zaszczyt bycia darem pomocy humanitarnej dla potrzebujących. Oczywiście, zdaje sobie sprawę, że to tak naprawdę detal, że wygląd piłki nie wpłynie w żaden sposób na jakość spotkań. Jednak w trakcie śledzenia meczów z użyciem nowej piłki odniosłem wrażenie, jakby piłkarze kopali balon. Może jest to wina nie najlepszej murawy, która bądź co bądź ma wyjątkowo ciężkie wyzwanie w postaci singapurskiego klimatu. Innym czynnikiem może być sama forma zawodników, którzy na początku sezonu nie zawsze są zdolni do posyłania precyzyjnych przerzutów na 50 metrów. Wszystko tak naprawdę okaże się w trakcie meczu o Tarczę Wspólnoty. Mam nadzieję, że moja negatywna opinia ulegnie wtedy gwałtownej zmianie o 180 stopni.
Parę zdań należy również poświęcić o samych zespołach, bo to w końcu wokół nich kręcił się cały towarzyski turniej. Każda z ekip Premier League zaprezentowała nowych zawodników, którzy będą występować w sezonie 15/16 na angielskich boiskach. Największą gwiazdą był bez wątpienia Petr Čech, bohater ze Stamford Bridge i legenda Chelsea, który w poszukiwaniu regularnej gry przeniósł się do ekipy Kanonierów. Czeski bramkach dobrze się zaprezentował w swoim pierwszym spotkaniu, sytuacyjnie broniąc strzał główką i przenosząc go na poprzeczkę. I choć czystego konta nie zachował, bo fenomenalnym strzałem zza pola karnego pokonał go Ross Barkley, to jednak widać, że pomimo absencji na bramce cały czas pozostaje profesjonalistą i jednym z najlepszych bramkarzy na świecie. Wspomniany Barkley mógł na boisku spróbować gry z kilkoma nowymi kolegami, przede wszystkim z Thomasem Cleverley'em i Gerardem Deulofeu. Dla hiszpańskiego skrzydłowego jest to już druga przygoda z drużyną The Toffees, ponieważ miał on już okazje biegać po boiskach Premier League w sezonie 13/14. Wtedy to wydawało się, że będąc jeszcze zawodnikiem FC Barcelony, zbiera on na wypożyczeniu niezbędne doświadczenie do zostania włączonym na stałe do składu Blaugrany. Tak się jednak nie stało, bo w kolejnym sezonie grał on w barwach Sevilli, również na wypożyczeniu, by w końcu przenieść się na stałe do niebieskiej części Liverpoolu. Tutaj jego talent ma szansę w końcu rozbłysnąć, o ile pozbędzie się charakterystycznej dla niego egoistycznej maniery i zacznie częściej podawać w kluczowych sytuacjach do swoich kolegów z drużyny. Największe wrażenie i zarazem zaskoczenie wywarła na mnie drużyna Stoke. The Potters od dawna byli słownikowym przykładem stylu kick and rush, który nie wymagał ekwilibrystycznej techniki operowania piłką, a jedynie grupy dryblasów z przodu zdolnych do trącenia piłki głową. Od kiedy jednak Mark Hughes przejął drużynę w 2013 roku, Garncarze coraz mniej przypominają jedenastkę złożoną z samych Rasiaków. Dało się to zauważyć właśnie w trakcie azjatyckiego turnieju. Gra z klepki, na jeden kontakt, szybkie budowanie akcji. To już nie jest Stoke, którego główną maskotką jest Peter Crouch. Teraz do pierwszej jedenastki dobierani są piłkarze uzdolnieni piłkarsko, tacy jak Bojan, Marc Muniesa, Marko Arnautović czy Marco van Ginkel. Dla Holendra wypożyczonego z Chelsea to zapewne ostatnia chwila na to, aby pokazać swojemu trenerowi, że warto na niego stawiać. Jeżeli tylko nie pokonają go kontuzję, to może być on zdecydowaną wartością dodaną dla drużyny Stoke.
Przystawka została skonsumowana, Arsenal zdobył pierwsze trofeum w przygotowaniach przedsezonowych, a spragnieni Premier League kibice choć na chwile zagłuszyli poczucie głodu. Teraz pozostaje już tylko czekać, uważnie śledzić roszady na rynku transferowym i zacierać ręce, bo ten sezon zapowiada się na wyjątkowo zacięty!
0 komentarze:
Prześlij komentarz