Czytając ten tekst, będziecie pewnie już po zobaczeniu
przynajmniej jednego meczu nowego sezonu Ekstraklasy. I co jak wrażenia po
spotkaniu? Też macie wrażenie, że ekstra w nazwie naszej ligi to tylko chwyt
marketingowy?
W polskiej
mentalności jest jedna niezwykle pozytywna cecha. Chodzi mi tu o miłość do tego,
co nasze. Nie tylko mowa tu np. o miłości rodzica do swojego dziecka, ale także
o uwielbienie rzeczy mniejszych, które pochodzą z przysłowiowego ojczystego
podwórka. Tyczy się to m.in. Ekstraklasy, czyli najwyższej ligi
piłkarskiej w Polsce.
Od paru lat przed
każdym rozpoczęciem rozgrywek zawsze aktualne są dwa pytania. Jedno z nich: kiedy będziemy tak
dobrzy by rywalizować z czołówką drużyn europejskich? Drugie zaś dotyczy tylko
i wyłącznie naszego środowiska, mianowicie: kiedy Cracovia w końcu odpali? Pisząc
ten tekst nie mam pojęcia jak Pasy zaczną sezon, ale nawet jeśli ze swojej
pierwszej potyczki wyjdą zwycięsko, nie będzie to oznaczać, że zameldują się po 30. kolejkach w górnej ósemce. Pilniejsi obserwatorzy Ekstraklasy pamiętają,
że eksperci co roku zapewniają o tym, iż w tym sezonie Cracovia będzie czarnym
koniem rozgrywek. Zazwyczaj argumentują to tym samym: są pieniądze, zawodnicy,
trener, kibice, stadion; nic tylko wygrywać! Mam nadzieję, że rozgrywki 2015/16
zostaną zapamiętane na Kałuży bardzo pozytywnie, ale syndrom Pasów pokazuje
wyjątkowość naszej ligi. Czyli możesz mieć wszystko, a tak naprawdę nie masz
nic.
Grajcie na
Wawrzyniaka, on jest cienki! – tym jednym cytatem można podsumować polskie
trybuny, czyli także polskich kibiców. Po ekstraklasofanatykach (autor
zastrzega sobie prawo do tego wyrażenia, które określa wszystkich ludzi
przychodzących na mecze najwyższej ligi w kraju) możemy – w przeciwieństwie do kopaczy (to akurat powszechne stwierdzenie) – zawsze są w formie. Doskonały
doping, a także niewybredne riposty (patrz wyżej) są jak wisienka na torcie-meczu.
Mimo iż w stadionowych kasach rzadko można wypatrzeć za okienkiem karteczkę z
napisem Wszystkie bilety sprzedane, to zawsze na widowni będzie obecna pewna
grupa fanów. Najbardziej intryguje mnie fakt, że w nowoczesnym futbolu kibic
jest spychany na dalszy plan, teraz ważniejsi są piłkarze i pieniądze. Jest to
smutne, bo zawodnicy nie powinni grać dla wyższego kontraktu, a dla np. małego
7–letniego chłopca, który po raz pierwszy ma szansę zobaczyć na żywo idoli ze
szklanego ekranu. W tym miejscu także zaczepiamy o pewne lokalne w skali
ojczyzny hipsterstwo. W całej Polsce kibice tolerują brak zainteresowania
mediów, piłkarzy, a czasem samego klubu w stosunku do swojej społeczności, ale
jednego nie ścierpią: braku zaangażowania futbolistów. Płacę, to wymagam! –
wydaje się mówić każdy przychodzący na arenę sympatyk danej drużyny. Myślę, że
potrafimy wybaczyć porażkę, dwie, nawet trzy, ale tylko wtedy kiedy widzimy, że
piłkarze dali z siebie wszystko by przegranej zapobiec. W mojej opinii tak
wygląda mentalna perfekcja, z jednej strony nie boisz się wyjść ze stadionu w
trakcie spotkania, gdy ci się ono nie podoba, z drugiej potrafisz docenić
morderczą walkę swoich pupilków po przegranej 0:5.
Zgrzeszyłbym, nie wracając choć na chwilę do poziomu sportowego Ekstraklasy, który jest,
umówmy się, dość słaby. Ktoś nie trafi z metra do pustej bramki, inny potknie
się o własne nogi, a jeszcze inny przestrzeli karnego tak jakby brał udział w
konkursie na najwyższy strzał w historii ligii – to jest właśnie kwintesencja
polskiego futbolu. Pozwolę sobie napisać, że gdyby tworzono ranking TOP 100
kiksów w Europie, to ze spokojem moglibyśmy jako Polska ubiegać się o 15 do 20
pozycji w zestawieniu. Nie sądzicie, iż oglądanie przed telewizorem meczu
Górnik Łęczna – Piast Gliwice, w czasie gdy równocześnie dwa programy dalej
trwa mecz Arsenal – Manchester United jest normalne? To tak jakby jakiś
przystojny chłopak otoczony modelkami wybrał ich brzydką menedżerkę, bo inna
niż wszystkie. Za to kochamy Ekstraklasę, za to, że inna oraz za to, że nasza.
Ot, takie brzydkie kaczątko, ale z polskiego jeziorka.
Autor: Jan Piechota | @J_Piechota | janpiechota99@gmail.com | foto: Piotr Przyborowski
Autor: Jan Piechota | @J_Piechota | janpiechota99@gmail.com | foto: Piotr Przyborowski
0 komentarze:
Prześlij komentarz