Nie ma dla kibiców Lecha w ostatnich latach drużyny, która napsułaby im tak humory co właśnie Pogoń Szczecin. Portowcy kolejne już punkty Kolejorzowi odebrali w minioną sobotę.
W zeszłym sezonie zasadniczym dwa remisy, dwa, w których to Poznańska Lokomotywa musiała odrabiać starty. W pierwszym wiosennym spotkaniu tego roku udało się to po ofiarnej ostatniej akcji, w której to kapitalnie w polu karnym szczecinian odnalazł się Paul Arajuuri.
Latem zeszłego roku też nie było lepiej. Drużna prowadzona wtedy jeszcze przez Dariusza Wdowczyka prowadziła od 21. minuty. Ostatecznie jednak wyrównujące trafienie na niemal kwadrans przed końcem zdobył Szymon Pawłowski.
Oba te spotkania oraz poprzednie mecze pomiędzy tymi dwiema drużynami łączy pewna postać. To oczywiście Marcin Robak. W ostatnich trzech sezonach ustrzelił on przeciwko Lechowi aż osiem goli. Pięć z nich w pamiętnym spotkaniu w lutym zeszłego roku, kiedy to po pierwszej połowie Pogoń prowadziła już 4:0, a ostatecznie zwyciężyła 5:1.
Robak lekiem na całe zło? Nie przeciwko Pogoni
Sprowadzając rosłego napastnika do Poznania, wszyscy myśleli, że rozwiązaniem w meczach przeciwko Pogoni będzie posiadanie Robaka po swojej stronie. Nie wszyscy jednak chyba pamiętali, że Portowcy to nie tylko sam król strzelców z sezonu 13/14, ale też tak doświadczeni już w lidze piłkarze jak Rafał Murawski czy Patryk Małecki, a także wielka nadzieja w ataku, czyli Łukasz Zwoliński. To właśnie on dał Pogoni w sobotę pierwszego gola.
Wracając jeszcze do samego Robaka, ten w swojej dotychczasowej karierze wystąpił czterokrotnie przeciwko szczecińskiej ekipie. Strzelił dwa gole, oba w sezonie 09/10. W październiku 2009 roku, grając wówczas w Widzewie Łódź w 45. minucie wyprowadził go na prowadzenie 2:1 w wyjazdowym spotkaniu I ligi z Portowcami. Na początku drugiej połowy mógł strzelić jeszcze jednego gola, ale nie wykorzystał wtedy rzutu karnego.
Drugie trafienie zaliczył w rewanżowym spotkaniu tamtego sezonu, kiedy to Widzew również wygrał 2:1, a sam Robak trafił wtedy na 2:0. To były też jego jedyne dwie wygrane w meczach z Pogonią, będąc zawodnikiem Korony Kielce zaliczył remis i porażkę.
Przeklęta (również historycznie) Pogoń
Jak trafnie zauważył Przemysław Nosal w sobotnim programie meczowym Heeeej Lech!, Lech w przeszłości też miewał ogromne problemy w spotkaniach ze szczecinianami, podchodząc do nich nawet tak jak w sobotę, będąc mistrzem Polski.
Kolejorz w pierwszej kolejce jako broniąca tytułu drużna grał, nie licząc sobotniego meczu, sześciokrotnie. Wygrał i przegrał dwukrotnie oraz trzy razy zremisował. Z kim przydarzały się dotychczasowe dwa podziały punktów? A jakże - z Pogonią Szczecin! Oczywiście działo to się lata temu, bo w sezonach 84/85 i 93/94, ale fatum po sobocie wciąż trwa.
Trzeba będzie przerwą złą passę późną jesienią
Lech na ligowe zwycięstwo nad Pogonią, nie licząc spotkania z rundy finałowej ostatniego sezonu, czeka od kwietnia 2013 roku. O ironio, to wszystko wydarzyło się w Prima aprilis! Kolejorz wygrał na Stadionie im. Floriana Krygiera 2:0, gole strzelali Marcin Kamiński i Aleksandar Tonew, a przy temperaturze zera stopni na mecz przyszła całkiem niezła ilość ośmiu tysięcy ludzi.
Pod koniec listopada, kiedy Lechowi przyjdzie ponownie wyjechać do Szczecina, może dojść do bardzo podobnego scenariuszowo spotkania. Jedno jest pewne - Lech będzie wtedy chciał wygrać tak mocno, jak już dawno z nikim.
Autor: Piotrek Przyborowski | @P_Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com | foto: Piotrek Przyborowski
0 komentarze:
Prześlij komentarz