Wreszcie! Lech wygrywa i znów zmniejsza przewagę Legionistów. Co
takiego musiało się wydarzyć w szeregach Kolejorza, że w końcu wygrali? Czyżby
moje raporty były czytane przez piłkarzy?
Kartkowicz, a doceniony!
Po raz trzeci w tym sezonie do
jedenastki kolejki zakwalifikował się Zaur Sadajew. Rosjanin, mimo tego, że w
meczu z Łęczną otrzymał żółty kartonik, zdobył także gola, dzięki czemu
otrzymał wyróżnienie. Nie zapominajmy jednak o tym, że zeszłotygodniowe
spotkanie nie należało do najciekawszych w wykonaniu Lecha…
Kontuzji właściwie już nie ma
Wykurował się już Karol Linetty,
którego jeszcze tydzień temu wyeliminował uraz mięśniowy, przez co 20-letni
pomocnik Lechitów nie mógł wystąpić w meczu z Zielono-Czarnymi.
Skutki meczu z Łęczną wciąż
odbijają się na Sadajewie, jednak Czeczen to twardziel i z pewnością będzie do
dyspozycji w kolejnym spotkaniu.
Hämäläinen nie ma formy?!
Taki artykuł przeczytałem
ostatnio na oficjalnej stronie Lecha Poznań. Nieco mnie to zaskoczyło. Ostatnie
występy Kaspera są wprost świetne. Nie mówię tu wcale o tym, że zawsze gra na
najwyższych obrotach, jak np. Łukasz Trałka, ale mówię, że nie należy od niego
wymagać więcej. W każdym meczu Fin jest ewidentnie jednym z najlepszych
piłkarzy na boisku. Dlaczego? No cóż… jakby nie patrzeć od początku sezonu zdobył
dla Kolejorza aż 9 bramek. Jest to wynik, którego nikt inny w tym sezonie, w
Lechu nie osiągnął.
Kasper jest bardzo potrzebnym
piłkarzem i jego ewentualne wpadki jestem w stanie wybaczyć, bo to głównie
dzięki niemu Kolejorz zajmuje drugie miejsce w tabeli i jest w finale PP.
Trenerzy mówią jednak o jego słabszym przygotowaniu pod względem fizycznym.
Podczas zimowych sparingów Hami
prezentował się dużo lepiej niż obecnie. To by zresztą tłumaczyło jego mniejszą
ochotę do walki o piłkę z przeciwnikiem, czy ruchliwości na boisku. Mimo wszystko
wiem, że Kasper jest dla Lecha bardzo wartościowym piłkarzem i nie zamierzam go
krytykować. Mam nadzieję, że jego problemy miną.
Chcemy lidera! Kolejorz chcemy
lidera!
Takie przyśpiewki słyszymy
ostatnio od kibiców coraz częściej. Nie ma się co dziwić. Po pięcioletniej przerwie
poznaniacy są spragnieni tytułu i na pewno bardzo mocno chcą zostać w tym
sezonie mistrzami kraju. Tym bardziej, że szansa na to jest bardzo duża. Legia
nie wygląda już tak znakomicie jak w poprzednim sezonie. Mają więcej potyczek,
zachwiań. Już nie oglądamy w ich wykonaniu samych zwycięstw. Okazji do objęcia
fotela lidera nadarza się Lechowi co nie miara, jednak ci nie potrafią ich
wykorzystać, co jest dla mnie wprost nie do pomyślenia. Myślę, że po każdym
remisie, czy przegranej Legionistów, Lechici trochę się podpalają i w przypływie
adrenaliny zamiast grać lepiej, z większym zaangażowaniem, grają słabo i pewni
swego, co odbija się słabszymi meczami.
Twierdza Bułgarska
Lech u siebie jest w tym sezonie
niesamowity. Ostatni przegrany mecz na INEA Stadionie miał miejsce w sierpniu,
kiedy Lech podejmował u siebie Wisłę Kraków. Poznaniacy przegrali wówczas 2:3,
jednak wczoraj Śląsk nie miał łatwego życia. Po 90 minutach gry Lech ostatecznie
wygrał z wrocławianami 2:0!
Jednak nie wszystko od początku
układało się kolorowo. Pierwsza połowa układała się wręcz mocno nieciekawie.
Lech zdecydowanie nie umiał rozegrać. Na boisku panował duży chaos, a bramkarz
WKS-u nie miał zbyt dużo do roboty. Lech nie umiał w ogóle przebić się w pole
karne przeciwników, a gdy im się to udawało błyskawicznie tracili piłkę i musieli
co sił wracać do obrony. Jedyną groźną sytuacją był chyba strzał Łukasza
Trałki, który niestety poszybował nad poprzeczką.
Druga połowa to jednak zupełnie
inna para kaloszy. Lech wyszedł odmieniony, chociaż to wciąż jeszcze nie było
to, na co większość czekała. Prawdziwy przełom nastąpił już w 56. minucie
spotkania, kiedy wspomniany wyżej Kasper Hämäläinen zamienił idealne podanie od
Douglasa na bramkę, dzięki czemu Kolejorz prowadził 1:0. Od tej pory Lech grał,
jak z nut. Byłem pod ogromnym wrażeniem tego, jak świetnie zaczęli rozgrywać. W
83. minucie Lech został nagrodzony rzutem wolnym z prawej strony bramki
Pawełka. Nie trzeba było długo czekać, bo już minutę później Lechici prowadzili
2:0. Kolejnym markowym zagraniem popisał się Barry Douglas, dla którego rzuty
wolne to żywioł. Szkot posłał wprost perfekcyjne podanie na głowę Paulusa
Arajuuriego, a Finowi pozostało tylko ją odbić do bramki. Podczas całego meczu
Śląsk oddał tylko jeden celny strzał na bramkę.
Szansa na mistrza wciąż jednak nie zniknęła z horyzontu i jeśli Lech naprawdę
chce dać w tym sezonie prawdziwy popis, to musi się wziąć ostro do roboty i
dociągnąć do końca z lepszymi wynikami.
Autor: Jan Śmiełowski | jachurzeski.aos@gmail.com | foto: a o sporcie
Autor: Jan Śmiełowski | jachurzeski.aos@gmail.com | foto: a o sporcie
0 komentarze:
Prześlij komentarz