Po niesamowicie emocjonującym szlagierze z Legią wydawało się, że teraz
już nic nie stanie Lechitom na drodze do zdobycia mistrzostwa i jak najlepszych
wyników w innych rozgrywkach. Co do tego pierwszego jeszcze nie mieliśmy szansy
się przekonać, natomiast w kwestii innych rozgrywek…
Takiego rekordu nie widzieliśmy od ponad dwóch lat
Zacznijmy na razie od przyjemnego
wspomnienia meczu z Legią, kiedy Lechici wygrali przy Bułgarskiej 2:1. Emocje
niezapomniane, radość nieopisana, ale nie o tym chciałbym wspomnieć, a o rekordowych
liczbach, które padły niedzielą na INEA Stadionie.
Po pierwsze, frekwencja - 41.545
osób! Ostatnim razem tak dużo kibiców zasiadło przy Bułgarskiej w listopadzie
2012 roku, także w meczu z Legionistami. Po drugie, w telewizji mecz Lecha z
Legią obejrzało ok. 413 tys. widzów, co jest rekordem NC+ w historii spotkań
polskiej ligi. Po trzecie, tłumy dziennikarzy i skautów z przeróżnych klubów
świata - Arsenal, Bayern, Manchester United, Liverpool i wielu innych. Te
wszystkie dane mówią same za siebie - ten mecz był wart zobaczenia.
Bark już nie boli
Już jakiś czas temu słyszeliśmy o
wielkim powrocie Wilusza. Ile to czasu nie minęło od jego ostatniego występu,
poważna kontuzja, operacja i niby już wraca do gry. Na stronie Lecha
niejednokrotnie spotykałem się z artykułami głoszącymi informacje w stylu: „Wilusz
już wrócił. Możliwe, że zagra w następnym meczu”. Tymczasem środkowego
defensora Kolejorza jak nie było, tak nie ma.
Dziś czytam, że 26-letni stoper
wciąż wraca do formy grając w rezerwach. Ile jeszcze? Rozumiem, że powrót do
pełni sprawności i nabranie sił musi trochę potrwać, ale Wilusz nie ma kontuzji
już od ponad miesiąca i miałem nadzieję, że jego powrót to kwestia kilku dni,
góra dwóch tygodni. Jednak Macieja nie działem w składzie już od bardzo dawna,
a przecież oficjalna wersja brzmi: Obecnie stoper klubu z Bułgarskiej jest w
pełni sił. Na dzień dzisiejszy dajmy mu jeszcze trochę czasu, ale przydałoby
się, żeby Lech miał w zanadrzu sprawnego środkowego defensora, bo ostatnio
poznańska defensywa, delikatnie mówiąc, kuleje.
Przerwa na kadrę
Na zgrupowania swoich
reprezentacji udało się aż 11 zawodników Lecha Poznań. Niestety, do
Reprezentacji Polski powołany został tylko Karol Linetty. Tomek Kędziora znalazł
się na liście rezerwowej. Do Reprezentacji Finlandii powołani zostali Hämäläinen
i Arajuuri, natomiast do Węgier pojechali Lovrencsics i Kadar. Ostatnim
piłkarzem, który znalazł się w składzie seniorskim jest Panamczyk, Luis
Henriquez.
Należy jednak także wspomnieć o
młodzikach, bo aż pięciu z nich udało się na zgrupowania Reprezentacji Polski
U-20, U-19 i U-18 – Formella, Bednarek, Serafin, Kownacki, Lis. I wreszcie
Norweg, Muhamed Keita, który został powołany do reprezentacji U-23.
Czy to Prima aprilis?
Dzisiejszy mecz z Błękitnymi
chyba wolałbym zapomnieć i nigdy do niego nie wracać, jednak to było, miało
miejsce, wydarzyło się i nic na to nie poradzę. Lechici w pierwszym meczu
półfinałowym przegrali w Stargardzie Szczecińskim 3:1! Mógłbym napisać jak to
nie jest mi przykro, ale pominę to, bo nie jest. Co więcej, uważam, że to nawet
dobrze, że w końcu ktoś im dał nauczkę. Do rzeczy…
Od początku spotkanie rozwijało
się po myśli Lechitów. Typowo dla Kolejorza w 9. minucie spotkania gola na 0:1
strzelił Zaur Sadajew, ale już nie raz przekonywaliśmy się, że szybkie bramki
Lecha nie zawsze wychodzą mu na korzyść. Nie inaczej było tym razem, chociaż
pierwsza połowa nie należała jeszcze do tragicznych. Owszem, Błękitni co chwila
znajdowali się pod bramką Lechitów i nie wyglądało to zbyt ciekawie, ale wtedy
jeszcze nie myślałem, że sprawy potoczą się tak źle.
W drugiej połowie było już tylko
gorzej, a żeby się nie rozpisywać na temat tak żałosnej gry gości, napiszę zwyczajnie,
w mostu: Lechici dali sobie wbić dwa gole w ciągu dziesięciu minut, a od 84.
minuty przegrywali już 3:1. Karygodne błędy obrony, bezradność Buricia, brak
środka pola i wreszcie zupełnie nieaktywny atak przyczyniły się do tak skrajnej
kompromitacji, jaką jest przegrana z drugoligowcem.
Co się dzieje?!
Takie pytanie zadaję sobie już od
dłuższego czasu. W zespole Lecha ewidentnie coś szwankuje i, szczerze, nie mam
pojęcia co to jest. Brak motywacji? - wina trenera. Brak techniki? - wina zawodników.
Naprawdę nie wiem, która z tych teorii jest przyczyną tak fatalnej gry
Kolejorza. Wszyscy wytkną mi, że przecież ostatnio wygrali z Legią, jacy to oni
niesamowici itd. Prawda jest jednak taka, że mecz z Legią wcale nie należał do
najlepszych, a tak nerwowej końcówki nie doświadczyłem chyba w żadnym spotkaniu
w polskiej lidze.
Pierwszym powodem, który już
wymieniłem jest, według mnie, zwyczajnie brak motywacji piłkarzy, co jest
ewidentną winą trenera Skorży. Nie rozumiem tego, czy w Polsce nie ma już
dobrych trenerów, którzy będą umieli jakoś wpłynąć na piłkarzy? A co gdyby
jakiegoś dnia trener Skorża, po nieudanym meczu, przyszedł do zawodników w
szatni i powiedział: Ty, ty i ty – od przyszłego miesiąca dostajecie tylko
połowę pensji. Może się nauczycie grać, jak przystało na piłkarzy grających w
najwyższej klasie rozgrywkowej. Ciekawe, czy zniknęłyby problemy…
Drugim powodem może być wiele
rzeczy, jednak patrząc na mecz z Błękitnymi nie wydaje mi się, aby był to brak
umiejętności technicznych. Czy piłkarze ze Stargardu wygrali, bo byli lepiej
przygotowani pod względem technicznym? Nie, wygrali, bo grali z ambicją i to
jest klucz do sukcesu, którego ostatnimi czasy w zespole Lecha bardzo mi
brakuje. Może po za nielicznymi wyjątkami, np. meczem z Legią.
Jak napisałem, albo w Lechu
pojawi się jakiś człowiek, który będzie wiedział, co robić i poprowadzi
Lechitów gdzieś wyżej, albo tak jak każda polska drużyna będzie w kontekście
światowych drużyn niczym. Mecz z Błękitnymi udowodnił, że w Polsce każda
drużyna jest sobie równa, a mówienie, że zespół grający w Ekstraklasie to
profesjonaliści, jest zwyczajną bujdą, bo każdy jest tu po jednych pieniądzach.
0 komentarze:
Prześlij komentarz