Łukasz Szukała w piątkowym spotkaniu zaliczył pierwszego w barwach Al-Ittihad gola. To zaowocowało tym, iż postanowiłem napisać kilka słów na temat kraju, w którym swoją karierę kontynuuje od tego roku reprezentant Polski.
Zakręceni na punkcie futbolu
Arabia Saudyjska - 13. kraj pod względem powierzchni, ale dopiero 46., jeśli chodzi o ilość ludności. Teoretycznie można by więc sądzić, że na mecze tamtejszej Saudi Professional League kibiców będzie chodzić jednak mniej niż na spotkania naszej T-Mobile Ekstraklasy. Przecież Polska to prawie 40-milionowy kraj, w którym (prawie) każdy kocha piłkę nożną. No właśnie nic bardziej mylnego. Na wspomnianym meczu drużyny Szukały z Al-Shoalah, w którym to padł debiutancki gol naszego reprezentanta przyszło... blisko 60 tysięcy ludzi! W Polsce to nie do pomyślenia, by spotkanie ligowe obejrzało aż tylu fanów. Ba! U nas zmieszczenie aż tylu kibiców byłoby możliwe jedynie na Stadionie Narodowym.
Taka jest tamtejsza okolica, o czym mogliśmy się przekonać podczas niedawnych Mistrzostw Świata w piłce ręcznej, które odbyły się w Katarze. Klub Szukały swoje mecze rozgrywa na King Abdullah Sports City Stadium, czyli olbrzymim i pięknym obiekcie, który otwarty został w maju zeszłego roku, a jego budowa kosztowała w sumie 560 milionów dolarów! 84 115 to kolejna ważna liczba - tylu kibiców pojawiło się podczas wspomnianej ceremonii otwarcia obiektu, by następnie obejrzeć spotkanie Al-Ahli z Al-Shabab. Imponujące, prawda?
Dysproporcje jak w każdym tak egzotycznym kraju oczywiście istnieją. Mecze Al-Shabab czy Al-Ittihad może oglądać przeszło 60 tysięcy ludzi, ale już na spotkania Al-Orobah czy Najran nie wejdzie nawet sześć tysięcy, toteż całościowa średnia ostatniego sezonu tamtejszej ekstraklasy wyniosła 4910 widzów, ale fakt niektórych meczów, na które chodzi po kilkadziesiąt tysięcy ludzi i tak robi wrażenie.
Lata świetności zamienione w czas chaosu
Nie ukrywajmy - reprezentacja Arabii Saudyjskiej od kilku lat zawodzi i 98. obecnie drużyna narodowa świata ze łzą w oczku może wspominać wspaniały rok 2004, kiedy to była 21. w globalnym rankingu. To właśnie wtedy i jeszcze przez pewien czas trwał najlepszy okres w historii reprezentacji. W 2006 po raz czwarty z rzędu awansowała na Mistrzostwa Świata, ale na boiskach w Niemczech przegrała wszystkie mecze i zajęła dopiero 28. miejsce. Gorzej od poprzedniego mundialu wypaść się i tak nie dało, bo w Korei i Japonii podopieczni wówczas Nassera Al Johara zajęli dosłownie ostatnie miejsce.
W przeszłości Zielone Sokoły były chociaż potęgą na rynku kontynentalnym. Od 1984 do 2007 Arabia Saudyjska tylko raz nie wyszła z grupy, w pozostałych przypadkach zdobywając za każdym razem medal (po trzy razy złoty i srebrny). Potem nastąpił fatalny regres, czego dowodem są zaledwie trzy punkty zdobyte na turniejach w Katarze i Australii... łącznie. W tym czasie odbudować się nie pomógł nawet Frank Rijkaard, który przecież z Barceloną odnosił naprawdę znaczące sukcesy.
Ciekawa historia dotyczy natomiast Juana Ramóna Lópeza Caro, w przeszłości związanego z Realem Madryt czy młodzieżową reprezentacją Hiszpanii. 51-latek fotel selekcjonera Arabii objął w styczniu 2013, a pod koniec zeszłego roku wprowadził ją niepokonaną na tegoroczny Puchar Azji. Na początku grudnia dostał jednak wypowiedzenie od tamtejszych działaczy... Na stanowisku wytrzymał i tak długo, bo te blisko dwa lata sprawiły, iż w klasyfikacji najdłużej pracujących selekcjonerów tej kadry zajmuje teraz czwarte miejsce.
Z niego nie zepchnie go na pewno jego następca, Cosmin Olăroiu. Wydawało się, że to musi się udać. Rumun od ośmiu lat pracował w tamtejszym regionie, znał doskonale wszystkich swoich zawodników. W dodatku prowadzona przez niego reprezentacja losowana była z całkiem niezłego drugiego koszyka. Trafiła do grupy B z Uzbekistanem, Chinami i Koreą Północną. Dobra - na papierze grupa jak na Azję całkiem mocna, ale wszystkie drużyny były w zasięgu Arabii. I ta pewnie by z grupy wyszła, gdyby nie fakt świetnej na tej imprezie drużyny Chin, która w bezpośrednim pojedynku wygrała 1:0, strzelając gola na dziewięć minut przed końcem. Potem przyszła wielka wygrana 4:1 nad Korą Północną, by w meczu o wszystko ulec Uzbekistanowi i pożegnać się z turniejem.
Klubowa potęga
Pod względem klubowym to wciąż jednak bardzo silny ośrodek. Od wprowadzenia nowej formuły Azjatyckiej Ligi Mistrzów w 2002 roku kluby z Arabii Saudyjskiej aż pięć razy dochodziły dochodziły do finału/ów (różne formuły, raz pojedynczy mecz, raz dwumecz) - ostatni raz w zeszłym roku, kiedy to Al-Hilal (Thiago Neves - były zawodnik Fluminense, a od tego roku również doskonale nam znany Georgios Samaras) poległo jednak w dwumeczu z australijskim kopciuszkiem i arcyciekawą drużyną założoną w 2012 roku - Western Sydney Wanderers. Znamienne, że pierwsze spotkanie na antypodach obejrzało 20 tysięcy osób, a rewanż na King Fahd International Stadium... 66 tysięcy!
Ogólnie rzecz biorąc Al-Hilal to najbardziej utytułowany saudyjski klub. 13-krotny mistrz kraju i 12-krotny wicemistrz. Na arenie międzynarodowej dwukrotny mistrz Azji i trzykrotny wicemistrz - lepsze jest tylko południowokoreańskie Pohang Steelers. W obu tych klasyfikacjach drugie jest Al-Ittihad Łukasza Szukały!
To tylko pokazuje, że Łukasz Szukała nie wybrał źle. Oczywiście Steaua to wielka uznana europejska firma i sam piłkarz przyznał, że o wyjeździe na Bliski Wschód zdecydowały kwestie finansowe (według różnych źródeł 1,1 do 1,8 miliona euro za sezon), to jednak sama liga to ciekawe wyzwanie nie tylko ze względu na kasę. Łukasz ma szanse być jednym z najlepszych piłkarzy w całej Azji, a ze swoją drużyną być potęgą na kontynencie. A to byłoby jednak coś.
0 komentarze:
Prześlij komentarz