Mówił, że może nie dać rady i tak też się stało. Mimo to wczorajsza porażka Rafaela Nadala z Tomášem Berdychem powinna dziwić. W półfinale Czech spotka się z Andy Murrayem, który dotąd miał dziwne szczęście co do drabinki...
Nadal tym razem (nawet) bez finału
28-letni Hiszpan w ostatnich dwóch latach zatrzymywał się na
finale i jego kibice (do których się zaliczam) liczyli na to, że
tym razem nadejdzie przełamanie. Jednak wszystkich zaskoczyła słaba
dyspozycja Hiszpana przeciwko Tomášowi Berdychowi, którego pokonał
wcześniej... siedemnaście razy z rzędu. Zagrał bardzo
defensywnie, praktycznie nie istniał na korcie, z czego skrupulatnie
skorzystał Czech, wygrywając pierwsze dwie partie 6:2, 6:0. W
następnym secie Hiszpan wyszedł bardziej zmotywowany, silniejszy
mentalnie i fizycznie. Jak na ironię, walka Nadala w trzecim secie
przypominała mecz jego ulubionej drużyny piłkarskiej, Realu
Madryt, z lokalnym rywalem Atlético. Wszystko: koncentracja,
motywacja, chęć walki było na najwyższym poziomie, jedynie pod
względem sportowym remontada była skazana na niepowodzenie.
Nie udało się przełamać Czecha, który zanotował 66% celności
pierwszego serwisu, co jest stosunkowo dobrym wynikiem, zważywszy,
że wygrał 82% takich piłek. Dwa pierwsze sety pozwoliły mu nabrać
niesamowitej wręcz pewności siebie, dzięki czemu nawet maksymalnie
skoncentrowany Nadal nie radził sobie z jego mocnymi piłkami,
dodatkowo zagrywanymi z zegarmistrzowską precyzją. Ostatni set
zakończył się wygraną Berdycha 7:6.
Wcześniej 29-latek pokazywał,
że zmiana trenera wyszła mu na dobre i wreszcie jest w stanie
walczyć o najwyższe cele. Pokonał 3:0 Alejandro Fallę, Jürgena Melzera, Viktora Troickiego i Bernarda Tomica. Na turnieju w
Melbourne nie stracił jeszcze nawet seta. Co ciekawe, poza
spotkaniem z Troickim, zawsze jeden z setów znajdował rozstrzygnięcie
dopiero w tie-breaku.
Brytyjczyk nie zawiódł
W półfinale Berdych spotka się z
byłym pracodawcą swojego trenera, Andym Murrayem. Szkot miał jak
dotąd nieprawdopodobne wręcz szczęście do drabinki. W pierwszej
rundzie poradził sobie z nieznanym szerzej Yukim Bhambrim, później
oddał tylko sześć gemów Marinko Matoseviciowi i o jeden więcej
João Sousie. Dopiero w czwartej rundzie pierwszego seta w turnieju
stracił przeciwko Grigorowi Dimitrovowi, zwanemu bułgarskim
Federerem. Ku jego szczęściu, zawodnik z Bałkan dwa dni
wcześniej stoczył pięciosetowy pojedynek z Marcosem Baghdatisem,
który z pewnością czuł w nogach. Po obejrzeniu drabinki,
większość kibiców dochodziła do wniosku, że w ćwierćfinale
spotka się z oryginalnym Federerem. Jednak Szwajcar sensacyjnie z
turniejem pożegnał się już w trzeciej rundzie, po porażce z
Andreasem Seppim. Włoch również nie zaszedł daleko, rundę
później, mimo wygrania pierwszych dwóch setów, uległ
Australijczykowi Nickowi Kyrgiosowi. Hitem internetu stała się
jedna z wymian, której po prostu nie da się opisać:
I oczywiście właśnie 20-letni Australijczyk, 53. rakieta
świata, stanął naprzeciwko Szkota w ćwierćfinale, przegrywając jednak w trzech setach.
Kto wyjdzie z tego zwycięski?
Murray wydaje się
faworytem, jeśli spojrzymy na liczby. Jednak moim zdaniem może mieć
spory problem. Zwycięstwo z Nadalem dało Berdychowi niesamowity
zastrzyk pewności siebie. Jego trener na pewno zadba o motywację,
chcąc udowodnić coś byłemu podopiecznemu. Szkot nie miał jeszcze
okazji mierzyć się z rywalem z pierwszej dziesiątki (Dimitrov jest
jedenasty), dlatego nie może powiedzieć, że osiągnął na tym
turnieju sukces. To może podziałać jak obosieczny miecz, z jednej
strony będzie chciał wreszcie zagrać mecz, który zachwyciłby
kibiców, z drugiej - Berdych ma trochę większe doświadczenie,
jeżeli można to tak nazwać. Warto również nadmienić, że Murray
ma tendencję do, eufemistycznie rzecz ujmując, denerwowania się,
gdy coś mu nie wychodzi. Jeżeli siódma rakieta świata będzie w stanie
to wykorzystać, trafiać pierwszym serwisem, posyłać wiele
winnerów, doprowadzając rywala do pasji - zagra w finale.
Autor: Zbigniew Jankiewicz | zbig.jankiewicz@gmail.com
0 komentarze:
Prześlij komentarz