Daleko od prawdy byli ci wierzący w niespodziankę, w półfinale Australian Open znów zmierzą się Stan Wawrinka i Novak Djoković, którzy w swoich ćwierćfinałowych pojedynkach z łatwością rozprawili się ze swoimi rywalami.
Lubi Australię
Wawrinka pokazuje, że w Melbourne gra mu się naprawdę dobrze, odbija mocno i precyzyjnie, dzięki czemu bez większych problemów eliminuje kolejnych rywali. Dzięki ubiegłorocznemu triumfowi jest rozstawiony z czwórką, co sprawia, że jego najtrudniejszym rywalem był Japończyk Nishikori. Droga Szwajcara do finału była prosta i stosunkowo równa. Oddał tylko siedem gemów tureckiemu tenisiście Marselowi Ilhanowi, potem lekkie problemy sprawił mu Rumun Marius Copil, w pierwszych dwóch setach decydowały tie-breaki. Mimo to, Wawrinka znów wygrał 3:0. Jarkko Nieminen, kolejny zawodnik z tenisowych peryferiów, nie stanowił żadnej przeciwwagi przegrywając dwukrotnie do czterech i raz do dwóch. Dopiero czwarta runda była cięższym wyzwaniem, gdy po drugiej stronie siatki stanął Hiszpan Guillermo García López. O ile pierwsze dwa sety wygrał, w trzecim poległ do czterech. Garcia poszedł za ciosem, ale w czwartej partii Wawrinka serwował pewniej, nie dając się przełamać. W tie-breaku García uzyskał nieprawdopodobne prowadzenie 6-1, po czym przegrał sześć kolejnych piłek. Ostatecznie Szwajcar wygrał 10-8.
Ćwierćfinał z Keiem Nishikorim miał być trudny, ponieważ zimnokrwisty Japończyk potrafił rozstrzygać spotkania swoim spokojem. Jednak niejako powtórzył się casus Nadala. Bardzo niemrawa gra, dwa pierwsze sety oddane praktycznie za darmo, absolutny brak ryzyka, lekkie przebijanie piłek w okolicach środka połowy Wawrinki. Dochodziło do groteskowych sytuacji, na przykład gdy Nishikori dobrze zaserwował, dostał tzw. balona w okolice linii małego kara. Uderzył na tyle fatalnie, że Szwajcar zrobił dwa kroki i bez najmniejszego problemu minął go potężnym bekhendem. W trzecim secie wreszcie zrobiło się ciekawie, ponieważ Nishikori wygrał gem serwisowy Wawrinki do zera, uzyskując prowadzenie 2:1. Jednak zamiast pójść za ciosem, oddał swojego gema w takim samym stosunku. Ostatni set zakończył się tie-breakiem i zwycięstwem obrońcy tytułu 8-6.
Bułka z masłem
Ostatni ćwierćfinał, jak można było się spodziewać, padł łupem turniejowej jedynki, Novaka Djokovicia. Podobnie jak Berdych, z którym może spotkać się w finale, w tym roku w Australii nie stracił jeszcze seta. Na początku uporał się ze słoweńskim kwalifikantem, Aljazem Bedene, po czym nie dał szans Andrejowi Kuznetsovowi. Fernando Verdasco sprawił problem tylko w pierwszym secie. Gilles Müller z Luksemburga radził sobie nieźle, ale jedno przełamanie w każdym secie wystarczyło. Kanadyjczyk Milos Raonic może miałby większe szanse, gdyby uporanie się z Feliciano Lópezem nie zajęło pięciu setów.
Będzie ciekawie
Tak czy tak, ani Serb, ani Szwajcar nie mierzyli się na tym turnieju z zawodnikiem tej klasy. Djoković z pewnością będzie chciał odwdzięczyć się, za mecz sprzed roku. Kiedy bowiem rok temu na etapie półfinału doszło do pojedynku między tymi samymi panami, wówczas niespodziewanie wygrał Szwajcar, który triumfował w całym turnieju. Tym razem znów faworytem jest Serb, chociaż mam wrażenie, że o wszystkim może zadecydować pierwszy set. Słaba psychika Wawrinki dała o sobie znać już w czwartej rundzie, gdyby García doprowadził do piątego seta, byłoby po sprawie.
Tym razem nie będzie tak łatwo go zdenerwować, ale kilkanaście nieudanych piłek czy szybkie przełamanie może zdekoncentrować go tak, że nie zobaczymy jego najlepszej wersji. Po zeszłorocznym finale media zaczęły trąbić o tym, jak zaczął wierzyć w siebie i w konsekwencji stał się jednym z najlepszych, ale warto nadmienić, że kontuzjowany Nadal w finale statystował. Tą tezę zweryfikowały również następne turnieje. Oczywiście, jeżeli czwarta rakieta świata dobrze wejdzie w mecz, na przykład wygra pierwszego seta, nic nie będzie stracone. Kogo zobaczymy w finale? Przekonamy się w piątek.
Autor: Zbigniew Jankiewicz | zbig.jankiewicz@gmail.com
0 komentarze:
Prześlij komentarz