aosporcieaosporcieaosporcie

12 stycznia 2015

Dlaczego jest, jak jest


Artykuł o Złotej Piłce już był, teraz czas na nieco bardziej subiektywne podejście do tematu. Czas na Myśli Zbyszka odnośnie dzisiejszej gali, a... właściwie i historii tych z lat ostatnich.

Dla niektórych (cyklicznie; to fanów Barcelony, to Realu) jest to obiektywny plebiscyt, mający na celu wyłonienie najlepszego piłkarza świata. Inni natomiast powiedzą, że zwycięzca jest z góry ukartowany, a o tym, kto odbierze trofeum, decyduje FIFA. Obie strony mają argumenty na swoją korzyść, niektóre prawdziwe, niektóre naciągane, a jeszcze inne wyssane z palca. Ludzie wierzący w uczciwość władz związku z pewnością powiedzą, że przecież głosy są ujawniane. Z drugiej strony, kilka lat temu pojawiły się głosy poszczególnych kapitanów (Goran Pandev, Tomáš Rosický, Gianluigi Buffon) czy selekcjonerów, że ich karty zostały przeinaczone, w rzeczywistości oddali głos na kogo innego. Podobno w roku 2013 przedstawiciele Gabonu nie oddali w ogóle głosów (przynajmniej tak twierdzili), a FIFA pokazała zupełnie co innego. 

Moim zdaniem Złota Piłka nie jest niczym innym, niż plebiscytem popularności. Wygrywa ten, który ma najlepszą reklamę. Nawet, gdybyśmy założyli, że przekrętów nie ma, Od 2008 ta nagroda trafiała w ręce Ronaldo lub Messiego i tak też będzie zapewne za rok.

W 2008 roku Ronaldo miał Ligę Mistrzów, przyzwoite Euro i ligę, we wszystkich rozgrywkach był czołową lub przynajmniej wyróżniającą się postacią. Messi nie mógł nawet pochwalić się tytułem mistrza kraju, dogorywający Real Schustera zdołał wydrzeć im trofeum, do tego w bezpośrednim dwumeczu Barcelony z Manchesterem Cristiano lepszy okazał się ten drugi. Propaganda medialna była wybitnie na jego korzyść, dzięki czemu wygrał. 

Rok później to Messi zdetronizował konkurenta, wygrywając z nim w bezpośrednim pojedynku, w finale Ligi Mistrzów, oraz dominując na krajowym podwórku, notując fenomenalne statystyki indywidualne. Wtedy to zaczął kształtować się obraz pokornego chłopca z Rosario (nie, nie uważam, że w mediach trwa konspiracja przeciwko Ronaldo czy Realowi Madryt, ale nie da się uciec przed stwierdzeniem, że dziennikarze traktują Argentyńczyka z trochę większą sympatią), który okazał się dla zawodnika Barcelony bardzo użyteczny.

Kto wie, czy właśnie nie ten stereotyp leży u przyczyn rezultatów Złotej Piłki za rok 2010. Wielu dziennikarzy protestowało, uważając, że zawodnik, który wygrał jedynie tryplet w krajowych rozgrywkach, nie zasługuje na miano najlepszego na świecie. Co prawda jego statystyki znów były imponujące, ale niewielu potrafiło zrozumieć, jakim cudem Wesley Sneijder, kluczowy piłkarz zwycięzcy LM – Interu, król strzelców mistrzostw świata, gdzie został wicemistrzem (Messi nie zdobył ani jednej bramki i odpadł w ćwierćfinale) i zdobywca potrójnej korony we Włoszech, nie znalazł się nawet w trójce najlepszych. Rozumiem, że Mundial nie może być traktowany jako pryzmat roku (wrócę do tego), ale w tamtym roku wygrana Messiego była absurdem. Ten rok najlepiej pokazuje groteskowość sytuacji, w której kapitan Tahiti czy selekcjoner Salwadoru, niewiele bardziej obiektywni od typowego janusza, mają bardzo istotne prawo głosu. Obejrzeli mecz, przeczytali gazetę i wiedzieli, na kogo zagłosować.

W następnym roku do trójki wrócił nieobecny rok wcześniej Ronaldo, który tym razem mógł pochwalić się większą efektywnością od Argentyńczyka. Jednak ten rok był popisem Barcelony, która zgarnęła ligę i Ligę Mistrzów. Jako że Messi był kluczową postacią Blaugrany i odegrał kluczową rolę w zdobyciu tego trofeum (notabene jak rok wcześniej Sneijder), wygrał ze sporą przewagą.

Z kolei w roku 2012 to Ronaldo zdobył więcej trofeów, pech pozbawił go Ligi Mistrzów, ale tym razem Messi wykręcił lepsze statystyki. Szczególnie głośno było o jego rekordzie bramek w roku kalendarzowym (warto zauważyć, że nie wzięto pod uwagę osiągnięcia Geoffreya Chitalu z Zambii, który w latach 70. zdobył kilkadziesiąt bramek więcej, chętnych do oskarżenia mnie o kłamstwa odsyłam do angielskiej Wikipedii). Przez kilka dni filigranowy Argentyńczyk nie schodził z czołówek gazet i zdobył swoją czwartą Złotą Piłkę.

Następny rok przyniósł zmianę. Ronaldo i Messi szli łeb w łeb, obaj nie mogąc zaliczyć mijającego roku do udanych. W październiku doszło do absurdu, gdy szef FIFA, Sepp Blatter, przyznał, że życzy zwycięstwa Messiemu, jednocześnie nieudolnie parodiując zachowanie Ronaldo na boisku. W mediach wybuchło pandemonium, co zamieszało nieco w głowie głosującym. Warto w tym miejscu nadmienić, że Blatter jest od kilku lat niemiłosiernie krytykowany jako prezydent FIFA, powszechnie żąda się jego odejścia. Wysnuwam więc hipotezę, że ostateczne zwycięstwo Ronaldo nie było efektem świetnej dyspozycji, jaką prezentował szczególnie w drugiej części roku, ani grudniową kontuzją Messiego, ale czystą chęcią utarcia nosa nielubianemu szefowi. 

Tegoroczny plebiscyt był konfrontacją czterech kryteriów: pierwszy - osiągnięcia drużynowe, drugi - statystyki indywidualne, trzeci - opinia Blattera z poprzedniego roku, czwarty - dobra reputacja Messiego. Ponieważ trzy pierwsze wskazywały na korzyść Portugalczyka, właśnie on okazał się zwycięzcą. 

I został jeszcze święcie oburzony Manuel Neuer, podobnie, jak rok wcześniej Franck Ribéry. Oczywiście powodem ich porażek był brak rozpoznawalności na peryferiach świata. I nic nie pomogły słowa Platiniego, orędującego za oboma. 

Autor: Zbigniew Jankiewicz  zbig.jankiewicz@gmail.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz