W Anglii jest Premier League, w Stanach Zjednoczonych NBA. W Polsce? PlusLiga, która od tego sezonu nazywana jest Ligą Mistrzów Świata, wystartowała właśnie w ten weekend. I chyba większość z nas przyzna, że nie mogła się tego doczekać.
Od Mistrzostw Świata mijają dzisiaj dwa tygodnie. Siatkarscy kibice już głodni kolejnych setów wreszcie doczekali się startu zarówno PlusLigi, jak i Orlen Ligi. Trudno by było w tych kilkuset słowach opisać obie te ligi na raz, bo różnią się drastycznie, pod niemal każdym względem.
Pokonać Skrę
Mariusz Wlazły niedawno przedłużył on kontrakt ze Skrą / foto: Twitter / volei_12 |
W niedawnym wywiadzie udzielonym Tygodnikowi Przeglądu Sportowego Miguel Ángel Falasca trafnie zauważył, że celem większości drużyn na co dzień nie jest koniecznie wygrana z mistrzami Polski, ale wygrana właśnie ze Skrą. A skoro bełchatowianie są do tego w tym sezonie obrońcami mistrzowskiego tytułu, to teoretycznie każda ekipa jeszcze bardziej będzie chciała spiąć tyłki na mecz przeciwko Wlazłemu i spółce.
Na pewno dużą stratą w drużynie mistrza Polski jest brak dwóch zawodników. O ile o końcu zawodniczej kariery w przypadku Stéphane'a Antigi było wiadome już dużo wcześniej, o tyle starta Pawła Zatorskiego nie może zostać zarządowi Skry wybaczony. Odszedł przecież libero mistrzów świata, a do tego wychowanek klubu. Za niego do Bełchatowa sprowadzono aż dwóch graczy na tę samą pozycję: Niemca Ferdinanda Tille oraz młodzieżowego wicemistrza Europy, Kacpra Piechockiego. Smaczku dodaje fakt, że ten drugi jest synem prezesa Skry. To on rozpoczął również ten sezon w wyjściowej szóstce, w wygranym 3:1 spotkaniu z beniaminkiem z Będzina.
Argentyńsko-hiszpański szkoleniowiec Skry jest jednak znany z tego, że lubi wprowadzać do gry młodych zawodników. Zresztą nie na darmo przedłużył on ostatnio kontrakt na kolejne trzy lata. Chce odcisnąć własne piętno na ośmiokrotnym mistrzu Polski i nie zamierza tego robić tylko przez sprowadzanie niezłych zagranicznych zawodników.
Zresztą największym tegorocznym transferem klubu z Bełchatowa był powrót Michała Winiarskiego z rosyjskiego Fakiełu Nowy Urengoj. W Superlidze tamtejszej ekipie nie poszło zbyt dobrze, czego efektem było pozbycie się zagranicznych zawodników. Nie ukrywamy, że i nas taka kolej rzeczy uradowała, bo patrząc przez pryzmat gry Winiara na MŚ, trzeba przyznać, że trochę za nim w polskiej lidze zatęskniliśmy.
Kto w wyścigu ze Skrą?
Paweł Zagumny w reprezentacji już nie zagra, ale chce wreszcie zdobyć mistrzostwo kraju. Czy uda mu się to z ZAKSĄ? / foto: a o sporcie |
Faworytów do mistrzostwa jest jednak nieco więcej. Mocna będzie Asseco Resovia Andrzeja Kowala, wysoko celować będzie z pewnością Jastrzębski Węgiel Roberto Piazzy, również ZAKSA po mimo wszystko niezbyt udanym poprzednim sezonie będzie chciała pokrzyżować plany mocarzy z Bełchatowa. Ja jednak upieram się, że czarnym koniem najbliższych rozgrywek może być Lotos Trefl Gdańsk.
Nie ukrywam, że jestem fanem poprzedniego trenera naszej kadry narodowej, a więc Andrei Anastasiego. Informacja o tym, że poprowadzi on zaledwie dziesiąty zespół ostatniego sezonu PlusLigi została więc pewnie nie tylko u mnie przyjęta jako niespodzianka? Ciekawostka? Może traktowałem to jako nawet niemałą sensację.
Anastasti to jednak trener, który od zawsze lubił wyzwania. W przeszłości zdecydował się przecież trenować reprezentację Hiszpanii, która (o dziwo) akurat w siatkówce światowym gigantem nie jest. Włoch jest zdecydowanie trenerem, z którym gdańszczanie mogą odnieść znaczący sukces, ale celem numer jeden jest oczywiście awans do play-offów, czego nie udało się osiągnąć w zeszłym sezonie. Trzeba przyznać, że ruchy transferowe poczynione w zespole, która rozgrywa swoje mecze w pięknej Ergo Arenie, też są całkiem obiecujące. Strzałem w dziesiątkę powinno się okazać zakontraktowanie Mateusza Miki, bohatera finału z Brazylią, jeszcze przed MŚ. Do Gdańska przybył też np. Piotr Gacek, bardzo doświadczony już libero, w przeszłości mający wielkie sukcesy w reprezentacji.
Beniaminek nie znaczy chłopiec do bicia
To już czwarty sezon, w którym PlusLiga jest ligą zamkniętą. Nikt z niej zatem nie spadnie, ani nikt nie awansuje. Przynajmniej czysto sportowo. Od kilku lat, podobnie jak to się dzieje za oceanem w MLS, do siatkarskiej ekstraklasy co jakiś czas dołączają jednak nowe zespoły. Tak też się stało w tym sezonie.
O ile Banimex Będzin zapewne w tym sezonie zapisze się głównie za sprawą bardzo ciekawych i kolorowych strojów i w całości polskim składem, to Cuprum Lubin może powalczyć o coś więcej. Ekipa, której liderem jest były reprezentant Polski, Łukasz Kadziewicz, który ostatnio próbował swoich sił w Turbokozaku, to zespół poukładany i pod względem finansowym, i sportowym. W tym regionie zwykle pieniążki sportowcy dostają na czas, a i na inne wydatki kasy nie brakuje.
Najciekawszym transferem trzeciej drużyny ostatniego sezonu I ligi jest, przynajmniej według mnie, Ivan Borovnajk. I może nawet nie chodzi o umiejętności Serba, ale o to, że 24-letni przyjmujący przyszedł do naszej ligi... z Iranu.
Wielkie powroty
Na koniec o powrotach, bo tych mamy w tym sezonie naprawdę wiele. Oprócz Michała Winiarskiego, do naszej ligi po nieudanej próbie podboju włoskiej Serie A wraca Zbigniew Bartman, dla którego jest to też powrót po kilku latach do Jastrzębskiego Węgla.
Z kolei po również nieudanej politycznej przygodzie i próbie uzyskania mandatu w Parlamencie Europejskim do siatkówki wraca Michał Bąkiewicz, który ponownie reprezentować będzie barwy AZS Częstochowa.
No i jest jeszcze Piotr Gruszka, który do PlusLigi wraca, ale w nieco innym charakterze i też po nieudanej próbie... podbicia tanecznego parkietu. Poprowadzi BBTS Bielsko-Biała, czyli drużynę z miasta, w którym stawiał on również pierwsze kroki w zawodniczej karierze.
Ten sezon, bez wątpienia, będzie niesamowity. Jeszcze większa ilość meczów na pełnych obrotach, emocji na największym poziomie. Jeśli dołożymy do tego jeszcze mecze w europejskich pucharach i rozgrywki reprezentacyjne, to uzbiera nam się naprawdę niezła sumka spotkań. A chyba to jest najlepsze!
0 komentarze:
Prześlij komentarz