Real Madryt wygrał dzisiaj na Estadio Santiago Bernabéu z Barceloną 3:1. Pojawia się tutaj więc naturalne pytanie: czy Luis Enrique to jednak dobry trener dla Dumy Katalonii? Nadal uważam, że tak, ale kilka grzeszków już na Camp Nou popełnił. Na razie daję mu rozgrzeszenie, ale na żółtą kartkę już chyba zasłużył.
Defensywa
Od razu rozpocznę więc od błędu, który popełniany jest od czasu odejścia z Katalonii Pepa Guardioli. Barcelona od tamtego okresu grała w różnych ustawieniach personalnych w tej formacji i tak naprawdę od upadku monolitu, którym był duet Piqué - Puyol, trudno jest znaleźć na Camp Nou parę doskonale komunikujących się ze sobą stoperów.
Oczywiście za dzisiejszy mecz najbardziej moglibyśmy opieprzać Gerarda, który nie rozegrał swoich zawodów, popełniał proste błędy, a do tego sprokurował rzut karny (który przez Pana Sławka może i by nawet nie został podyktowany). Tak, czy inaczej, prawdą jest jednak, że brodaczowi z Barcelony już od dłuższego czasu brakuje tej najwyższej formy.
Dzisiaj dobrze u jego boku spisał się natomiast Javier Mascherano, który... wcześniej był notorycznie wyszydzany, kiedy tylko przyszło mu grać na środku defensywy. Po udanym dla niego i jego reprezentacji mundialu, przyszło mu rozegrać nawet ostatnio spotkanie na swojej nominalnej pozycji, czyli defensywnym pomocniku (mecz z Ajaksem), ale mimo wszystko częściej grywa jako stoper. I trzeba przyznać, że wychodzi mu to coraz lepiej.
Tak naprawdę ustawienie środka defensywy nie jest do końca winą Enrique, gdyż w klubie ma do dyspozycji jeszcze tylko trzech stoperów: przestawionego z lewej obrony na środek Jérémy'ego Mathieu, wciąż bardzo utalentowanego Marca Bartrę i człowieka-kontuzję, Thomasa Vermaelena. Cóż, na tę pozycję solidnego transferu do Barcelony już od dawna nie dokonano.
W istocie bardzo dobrze prezentował się Francuz, ale na środku defensywy. Dzisiaj, ku zaskoczeniu chyba wszystkich, Enrique przestawił go znowu na lewą flankę i tam grał całkiem solidnie, ale jednak co Alba, to Alba. Tymczasem małe-szybkie-nóżki cały mecz przesiedziały na ławce i jakoś tego byłemu szkoleniowcowi Romy nie mogę wybaczyć.
Brak nutki szaleństwa
To aż dziwne, że akurat tego zabrakło naszemu boiskowemu szaleńcowi. Mniej więcej w 70. minucie kontuzji doznał Andrés Iniesta. Asa Blaugrany na placu gry zastąpił Sergi Roberto, którego już sama obecność w meczowej kadrze na starcie z Realem przyjęte zostało jako niemal sensację.
Nie byłoby w tym pewnie nic dziwnego (Rakitić był już na boisku, a więcej zawodników ze środka pola na ławce już nie było, gdyż Rafinha do Madrytu nie pojechał), gdyby nie fakt, iż w tejże 72. minucie, kiedy młodzian wszedł do gry, Barcelona przegrywała już 3:1.
Na ławce wciąż siedział przecież Munir, chłopak młody, nieokrzesany, który w jednej akcji może strzelić bramkę typu stadiony świata, a w drugiej spudłować, jak w starciu z Granadą. W istocie, tyle że ile my to już mieliśmy przykładów w historii El Clásico, kiedy to debiutanci strzelali gole. Ostatni podobny do tego przykład, który mi przychodzi na myśl, jeśli chodzi o Dumę Katalonii, to Jeffrén, który teraz, co prawda, jest, gdzie jest (czyli w Valladolid), ale wtedy (czyli w listopadzie 2010 roku) uchodził za naprawdę wielki talent.
Presja wielkich rywali
Dziw mnie, a właściwie niepokoi, że Barcelona nie może w tym roku radzić sobie w meczach z największymi. Oczywiście, ligowa seria robi (właściwie robiła) wielkie wrażenie, ale powiedzmy sobie szczerze, że kolejne zwycięstwa były odnoszone raczej w meczach z tzw. ogórkami.
Spotkania z gigantami jednak Luisowi Enrique nie wyszły. Dzisiaj Real i to na jego terenie, na którym ostatnio Blaugrana radziła sobie naprawdę nieźle. Ostatnio natomiast Paris Saint-Germain, które w całym sezonie póki co raczej gra miernie, a jednak na Parc des Princes to mistrzowie Francji odnieśli zwycięstwo. Coś jest nie tak i nad tym Asturyjczyk musi popracować.
Brak los cojones
Po dzisiejszej porażce w komentarzach na rozmaitych forach mogłem przeczytać, że ludzie nie wiedzą, gdzie podziały się te niby jaja Luisa Enrique, skoro postanowił wystawić dzisiaj od pierwszych minut choćby Xaviego i Piqué. I tutaj akurat będę chciał usprawiedliwić trenera.
Ok, o 27-letnim defensorze pisałem już, iż nie zagrał może jakiegoś rewelacyjnego spotkania, ale rozumiem tę decyzję, że to na niego postawił Enrique, bo to, mimo wszystko, jest podstawowy zawodnik Barcelony na tej pozycji, czy tego chcemy, czy nie. Mógł rzecz jasna postawić na Bartrę, ale chyba pamiętamy, co się wydarzyło podczas finału Pucharu Króla...
Co do natomiast Generała, to wydaje mi się, że Enrique postanowił postawić na doświadczenie, bo to w końcu jest mecz z naprawdę wielką presją. Poza tym, Ivan Rakitić w ostatnich spotkaniach wcale nie grał tak znowu rewelacyjnie, żeby nie postawić na dużo bardziej doświadczonego w klasykach kapitana.
Przerwa mu posłużyła
Na sam koniec jeszcze pozytyw, bo takowy też z tego meczu wyszedł. To oczywiście debiut Luisa Suáreza, który zaliczył asystę przy golu Neymara. W grze Urugwajczyka już teraz było widać, że te miliony na niego wydane, z pewnością się zwrócą, prędzej czy później.
Gryzoń pokazał się z bardzo dobrej strony, a przecież nie grał w oficjalnym meczu klubowym od maja zeszłego sezonu. Mimo to, w jego grze i zachowaniu widać było, że zarówno transfer z Liverpoolu jak i przerwa dobrze mu posłużyły.
Podsumowując, El Clásico było dla Barcelony testem, który ta oblała. Egzamin zarówno dla niej jak i dla Luisa Enrique dopiero jednak nadejdzie, mniej więcej w maju i czerwcu przyszłego roku. To właśnie z końcówki sezonu Asturyjczyk będzie na Camp Nou rozliczany. Sezonu pierwszego, ale raczej nie ostatniego.
Autor: Piotrek Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com
Autor: Piotrek Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com
W sumie fajny ten komentarz..
OdpowiedzUsuń