Dobiegł końca turniej, z którym wszyscy wiązali wielkie nadzieje, niestety niespełnione. Miał być galaktyczny finał dwóch dominatorów. Były historyczne sensacje i usypiające zakończenie. Męska część US Open ewidentnie zawiodła.
Te zawody miały przejść do historii i przeszły. Po raz pierwszy od Australian Open 2005 w finale Wielkiego Szlema nie zagrał Roger Federer, Novak Djokovic ani Rafael Nadal. Ten ostatni borykał się z kontuzją nadgarstka i niestety nie zdołał wystąpić w tegorocznych rozgrywkach na kortach Flashing Meadows. Sprawa wydawała się więc prosta - w finale zagrają Djoković i Federer - albo przynajmniej jeden z tych dżentelmenów.
Już był w ogródku, już witał się z gąską...
Przebieg turnieju nie dopuszczał innej myśli jak finał z udziałem Serba Novaka Djokovica. Nole w drodze do półfinału stracił tylko jednego seta w pojedynku z Andy Murray'em. W półfinale jednak nadspodziewanie dobrze zagrał Kei Nishikori, który wygrał z liderem światowego rankingu 6:4 1:6 7:6(4) 6:3. Japończyk pewny tego, że zagra w finale, czekał na rozstrzygnięcie drugiego półfinału.
Po pierwszym półfinale, chyba każdemu przez głowę przeszła myśl: "O, Djokovic odpadł to Federer wygra cały turniej". Nic bardziej mylnego. Król Roger przegrał gładko z Marinem Čilicem 3:6 4:6 4:6. Nieprawdopodobne, chyba nikt nie spodziewał się takiego scenariusza, wszystkich po prostu zatkało.
Najnudniejszy finał w historii
Amerykanie chyba byli tak zszokowani półfinałowymi rozstrzygnięciami, że aż zapomnieli przyjść na finał. Tak, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów podczas ostatniego meczu wielkoszlemowych rozgrywek można było znaleźć wolne miejsca. Chyba szybko zatęsknimy za finałami wielkiej trójki.
Mimo wszystko ci co przyszli na stadion Artura Ashe'a albo włączyli telewizor liczyli na dobry mecz pomiędzy Japończykiem i Chorwatem. W końcu przecież wygrali z najlepszymi zawodnikami świata. Niestety, finał był nudny, krótki i monotonny. Čilic zaserwował 17 asów, Nishikori popełnił 30 niewymuszonych błędów. Ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 6:3 6:3 6:3 na korzyść chorwackiego dwumetrowca.
Finał, który był okrzykiwany hasłem Idzie nowe zawiódł. Myślę, że większość sympatyków tenisa chce, aby jak najszybciej wróciły wielogodzinne, zapierające dech w piersiach pojedynki trzech herosów.
Klasyczny turniej żeński
Jak przystało na turniej kobiet, było wiele niespodzianek. Wcześnie odpadła Agnieszka Radwańska, Maria Sharapova i Sara Errani. Najjaśniejszym punktem tegorocznych Otwartych Mistrzostw USA w tenisie ziemnym była dunkopolka Karolina Woźniacka. Dunka zrzuciła parę kilogramów przed turniejem i otrzymała oczekiwany efekt - doszła do finału, w którym po drugiej stronie siatki stanęła Serena Williams. Niestety, finał jak większość z udziałem Williams, wygrała Amerykanka 6:3 6:3.
Mecze turnieju
Nie lubię psuć sobie humoru, więc nie wspomnę o występie Polaków na czele z Jerzym Janowiczem. Wolę wybrać spotkania, które moim skromnym zdaniem były najlepsze w tym US Open.
W męskiej drabince zdecydowanie najlepszym spotkaniem był ćwierćfinał pomiędzy Rogerem Federerem, a Gaelem Monfilsem. To spotkanie było fantastyczne. Mieliśmy huśtawkę nastrojów, a przede wszystkim mecz na poziomie tenisowym godnym Wielkiego Szlema.
Francuz, którego częściej niż na korcie ostatnio możemy spotkać w klinice fizjoterapii, zaskoczył wszystkich gładko wygrywając dwa pierwsze sety. W trzeciej partii Szwajcar się odrodził, po to, żeby w czwartej bronić dwóch meczboli. Piąty set i cały mecz wygrał Federer 4:6 3:6 6:4 7:5 6:2.
Najlepszym spotkaniem w turnieju kobiet był mecz, który wcale nie wyglądał jak pań. Na przeciwko siebie stanęły Rosjanka Maria Sharapova i Karolina Woźniacka. Mimo że obie są piękne, to nie przypominały dwóch tenisistek, ale raczej tenisistów. Grały bardzo zawzięcie i mocno. Te dwie zawodniczki spotkały się w czwartej rundzie i zagrały nieziemskie spotkanie, w którym było pełno dramaturgii, nerwów, i wspaniałych zagrań. Ostatecznie wygrała Woźniacka 6:4 2:6 6:2.
To jedna z wielu wymian z tego meczu, w której Polka z duńskim paszportem pokazała swoją waleczność.
Reasumując, te dwa tygodnie były dla mnie dużym zaskoczeniem, gdyż bardziej w tym roku do gustu przypadła mi żeńska część turnieju. Może jestem tenisowym konserwatystą. A wy jakie macie odczucia po tegorocznym US Open?
0 komentarze:
Prześlij komentarz