Tydzień temu skończył się największy i najsłynniejszy wyścig kolarski - Tour de France. Polscy kibice zapamiętają go bardzo dobrze, głównie dzięki Rafałowi Majce. Teraz czas jednak na nasz największy wyścig, czyli Tour de Pologne.
Wróćmy jednak na początku do największego z tourów. Tydzień temu skończył się bowiem największy i najsłynniejszy wyścig kolarski - Tour de France. Polscy kibice zapamiętają go bardzo dobrze, głównie dzięki Rafałowi Majce.
Polska radość zaczęła się jeszcze w Wielkiej Brytanii, gdzie rozegrane zostały trzy pierwsze etapy. Etap z York do Sheffield. Pogoda iście angielska, jednak momentami na kolarzy wyjrzało łaskawie słońce. Najlepszy był Włoch, rekin z Sycylii, Vincenzo Nibali. Tuż za nim uplasował się Belg Greg van Avermaet, na trzecim miejscu znalazł się nasz Michał Kwiatkowski jeżdżący w zespole Omega Pharma-Quick-Step.
Potem emocje ucichły ale nie na długo. Podczas 13. etapu Saint-Étienne - Chamrousse Majka zajął drugie miejsce zaraz za liderem wyścigu, wspomnianym wcześniej Nibalim. Już następnego dnia na trasie z Grenoble do Risoul Majka nie dał się wyprzedzić Włochowi i wygrał. Na 17. etapie znów nie miał sobie równych i tym samym objął prowadzenie w klasyfikacji górskiej. Kolejnego dnia zmagań, na trasie z Pau do Hautacam, wystarczyło mu zająć szóste miejsce, aby utrzymać białą koszulkę w czerwone grochy dla najlepszego górala. Był trzeci i tym samym jako pierwszy Polak w historii wygrał klasyfikację górską Wielkiej Pętli.
30 lipca Majka potwierdził swój udział w Tour de Pologne. Niestety, ku dużemu zawodowi miłośników kolarstwa z jazdy w naszym narodowym wyścigu zrezygnował Michał Kwiatkowski, drugi z naszych czołowych obecnie kolarzy.
3 sierpnia 71. Tour de Pologne uroczyście otworzył Lech Wałęsa. Start nastąpił spod ważnej historycznie Bramy nr 2 w Gdańskiej Stoczni. Punktualnie o 13 kolarze ruszyli na trasę, mierzyć się z trudnościami o których niewielu by przed wyścigiem pomyślało. Na początku był wielki skwar, żar lał się z nieba. Ale to co było chyba najgorsze to załamanie pogody, kiedy nagle z temperatury 36 stopni zrobiło się 18, trąba powietrzna, grad wielkości jajek. To naprawdę był taki moment, w którym nie wiadomo było co robić, no ale kolarze są twardzielami - mówił po wyścigu stacji TVP Sport dyrektor generalny, Czesław Lang. W jednej z kraks ucierpieli uciekinierzy, a najszybciej z nich pozbierał się Maciej Paterski z grupy CCC Polsat Polkowice. Dzięki temu uciekał do końca i dopiero na 2 kilometry przed metą w Bydgoszczy dopadł go peleton. Najlepszym finiszem w iście sprinterskim stylu wykazał się Jauheni Hutarowicz, Białorusin z grupy AG2R.
Kolejnym dniem zmagań był etap z Torunia do Warszawy. Wczoraj aura była zdecydowanie łagodniejsza dla kolarzy, ale wciąż było bardzo ciepło. Wyścig upłynął pod znakiem ucieczki Bartłomieja Matysiaka, Przemysława Kasperkiewicza i Petra Vakoca. Z całej trójki tylko Czech uciekał do końca, co zaowocowało etapowym zwycięstwem i objęciem prowadzenia w klasyfikacji generalnej.
Z punktu widzenia polskiego kibica moglibyśmy tylko spytać: co z tym Majką?! Spokojnie, na razie czekają nas jeszcze kilka płaskich etapów, a potem już zaczną się góry, w których kolarz grupy Tinkoff-Saxo pokazał już przecież, że wie jak wygrywać.
0 komentarze:
Prześlij komentarz