Reprezentacja Brazylii od lat uważana była za symbol pięknej gry. Gry technicznej, takiej, którą tygrysy lubią najbardziej. Ostatnie lata pokazały jednak, że to symbol przestarzały, a wręcz - martwy. A dopełnieniem tego cyklu jest właśnie spotkanie z Holandią.
Oczywiście sędziowie trochę ich okradli. Podejmowali decyzje złe, by nie powiedzieć, że fatalne. Z drugiej strony, można by powiedzieć, że arbitrzy zabrali Brazylijczykom to, co wcześniej w prezencie dostali.
W każdym razie reprezentacja Canarinhos jest sama sobie winna. Winny jest Luiz Felipe Scolari, który próbował stworzyć radosną rodzinę. Tylko to była familia oparta na starym małżeństwie (Hulk i Fred), które wreszcie doczekało się dziecka - Neymara.
Bez Thiago Silvy ani rusz? To przez złote dziecko!
Wiele osób uważało, że to brak Thiago Silvy przeszkodził Brazylii w dobrym występie przeciwko Niemcom. Coś w tym jest, tyle że z Holendrami kapitan grał. I to on zawiódł, faulując na samym początku Arjena Robbena. Z jednej strony, rzutu karnego w tamtej sytuacji być nie powinno. Z drugiej jednak, sam Silva powinien wylecieć z boiska.
Powodem porażek w półfinale i meczu o trzecie miejsce był bowiem brak tego złotego dziecka. Bez Neymara Brazylia stała. Brazylia grała jedne wielkie nic. Sam Oscar nie mógł sobie piłki dograć i jeszcze strzelić. Udało mu się strzelić w obu tych spotkaniach zaledwie jedną, honorową bramkę w meczu z Niemcami. Tak właściwie była to honorowa bramka Canarinhos w fazie finałowej.
Środek pola dziurawy jak ser szwajcarski
To, co wyprawiał środek pola Brazylii w tych decydujących spotkaniach, to było coś fatalnego. W meczu z Holendrami zagrało w sumie pięciu zawodników w środku pola. Oprócz Oscara, cała czwórka pozostałych (Hernanes, Willian, Fernandinho, Paulinho) zagrała wielką jedną kichę.
Nie można więc mieć też zastrzeżenia do Jô, który zastąpił w wyjściowej jedenastce Freda. Właściwie to obu nie można winić, bo kto im miał dogrywać?
Van Gaal znowu pokazał klasę
Czy jest bufonem, czy nie jest bufonem - z pewnością jest mądrym trenerem. Trenerem, który mówi, że mecz jest o pietruszkę, może nawet tak prywatnie uważał, ale ostatecznie wystawił mocny skład.
Cillessen przy jednym z rzutów wolnych zrobił pozę, która też przejdzie do historii. Nie o nim tu jednak mowa. Będzie znowu o przyszłym szkoleniowcu Manchesteru United, który na tym Mundialu dokonał rzeczy niespodziewanej. W ciągu całego Mundialu zagrał trzema różnymi bramkarzami.
Pierwszym był rzecz jasna ten pan u góry, drugim (Tim Krul) był ten, który został bohaterem karnych z Kostaryką. Trzecim przyszły rywal Łukasza Fabiańskiego ze Swansea. Michel Vorm dostał wreszcie swoją szansę. Dużo się nie narobił, ale chwała Van Gaalowi za to, że dał mu zagrać chociaż te kilka minut.
Czas na brazylijską remontadę
Wracając jednak to głównego tematu tych wypocin. Teraz czas na prawdziwe przemeblowanie nie tylko reprezentacji, ale i całego brazylijskiego futbolu. Świetny artykuł Pawła Wilkowicza można było przeczytać w dzisiejszej Gazecie Wyborczej.
Brazylijski futbol jest bowiem w wielkiej załamce. Korupcja, te sprawy. Trochę to wszystko przypomina przełom wieków w naszej rodzimej piłce. My już to przeszliśmy, brazylijski futbol dopiero to czeka. Tylko gdybyśmy tylko mieli taką reprezentację jak oni...
0 komentarze:
Prześlij komentarz